Układając się wieczorem do snu, nadal kręciłem głową nad własną głupotą. Bo część mnie uwierzyła temu idiocie. I po co? Nic się nie wydarzyło. Dzień upłynął mi na dojściu do siebie po tym co mi wstrzyknął. Kurwa najgorsze było to, że zupełnie nie pamiętam jak mnie podszedł i kiedy. Jakbym zgubił kilka godzin z życiorysu. Skurwiel. Obiecał mi kontakt, będę miał szansę wyrwać mu te kłamliwe wargi i nimi nakarmić. Mruczałem sam do siebie zasypiając.
- Pobudka. - Kurwa znowu? Tym razem przy moim łóżku stali na czarno ubrani żołnierze, w strojach typowo taktycznych. Chyba opadłem ostatnio z czujności, albo byli spokrewnieni z kotami bo za jasną cholerę ich nie usłyszałem. Po tym jebanym leku mój umysł miał wyłączony instynkt samozachowawczy. Włożyłem dłoń pod poduszkę łapiąc za broń. - Spokojnie panie pułkowniku. - Podnieśli dłonie do góry. - Przepraszamy. Nie dano nam wyboru, pański telefon nie działa. - Proszę nas nie atakować.
- Dzwonek u drzwi też nie działa? - Warknąłem. Jeden z nich uśmiechnął się szeroko.
- Działa, ale to żadna zabawa. Lubimy ćwiczyć nasze możliwości, a pan ma dobre zamki. - Roześmiał się z własnego żartu. - Podejść legendę to zaszczyt. - Teraz będą się puszyć jak pawie, że im się udało. Gdy rok temu inny zespół próbował tej sztuczki, dostał łomot życia.
Usiadłem olewając to, że jestem nagi.
- Jak już się pogłaskaliście po jajach i macie wzwód, to kurwa co robicie gnoje w moim domu? - Zapytałem wstając.
- Ma pan misję. - Powiedział ten gadatliwy. - Wylot za godzinę. - Pokręciłem głową, trzaskając karkiem.
- Skąd? - Patrzyli na mnie jak na dziwadło, bo byłem spokojny i skupiony.
- MX 12. - Tradycyjna lokalizacja.
- Zespół? - Facet pokręcił głową. Czyli jednak psychol się nie mylił.
- Pilot, zrzut.
Wręczył mi teczkę. Nawet do niej nie zajrzałem. Odłożyłem ją spokojnie na łóżko wkładając spodenki. Popatrzyłem na nich. Czarne mundurki, buźki przepisowo wymazane na czarno. Tak bardzo, że tylko się im oczęta świeciły. Młodzi. Zbyt młodzi. Zespół taktyczny składający się z piątki ludzi. Dowódca w porównaniu do reszty to stary wyga, ma jakieś dwadzieścia dwa lata. Reszta ledwie dobiega dwudziestki. Mylący może być ich wzrost. Wielkie sukinsyny. Najniższy ma z metr dziewięćdziesiąt. Czyli są do odbijania zakładników w kraju. Ktoś patrzący z daleka zobaczy wielkich napakowanych typków. Uśmiechnąłem się.
- Co powiedział mój szef, wysyłając was do mnie? - Popatrzyli po sobie. Zanim padła odpowiedź dwóch z nich leżało na ziemi.
- Nie wchodzić do środka bez pytania. - Wymamrotał dowódca patrząc na leżących pokotem ludzi. Odwróciłem się i zacząłem ubierać koszulę.
- Nanieśliście mi błota. Posprzątajcie zanim wyjdziecie i kurwa napraw zamki. - Krzyknąłem łapiąc kurtkę i wychodząc. Musiałem iść po mój sprzęt. Nigdy nie trzymałem go w mieszkaniu. Tam zawsze mógł się ktoś nieproszony zjawić, a nawet pojawić się zwykły złodziej.
- Moon! - Krzyknął za mną dzieciak. Odwróciłem się patrząc na niego. - Jak ty to? - Wskazał na swoich leżakujących koleżków. Wzruszyłem ramionami.
- Lata wprawy dzieciaku. - Pokiwał smutno głową. - Poczytaj strategów, a przede wszystkim poczytaj o prawach sfory. Nigdy nie idź gromadą. Większe szanse daje rozproszenie i zaskoczenie przeciwnika niż pchanie się mu pod nóż. Czeka was jeszcze wiele szkolenia, ale to od ciebie zależy jakim będziesz dowódcą. Ja czasami mam zespół. - Odpowiedziałem.

CZYTASZ
MOON. MW TOM I. Nowa Droga. √
Romans- Obudź się żołnierzu. - Klepnięcie w twarz pobudziło zamglony umysł. Mięśnie się napięły w oczekiwaniu na więzy, których nie było. Przeszukałem myśli usiłując przypomnieć sobie poprzedni wieczór. - No już, wiem, że nie śpisz. - Męski głos zawarczał...