- Wiesz o tym, że nie musisz tego robić. - Kilka miesięcy temu liczyłem na to, że sobie odpuści. Miałem nadzieję na jakąś porcję rozsądku. Ok, jest młody i ma kompleks rycerza. Wielu chłopaków w jego wieku mając typową postawę samca alfa, szukali sobie białogłowy do uratowania. Tak sobie to wmawiałem, teraz po takim czasie widziałem zupełnie innego faceta. Jak powiedział kupił malusieńki dom, rzut beretem od siłowni. Kiedy nie trenował, to remontował tą rozsypującą się ruderę. Teraz patrzyłem na plecy, które były niewiele mniejsze od moich, na olbrzymie mięśnie ramion, na loki, które ściął po Vegas i teraz mu odrastały. Siedział na podłodze, wiążąc buty.
Odwrócił się do mnie delikatnie, rzucając mi krzywe spojrzenie.
- Martwię się. - Wypaliłem. Westchnął. Potem się delikatnie uśmiechnął.
- Wiem, Moon. Kurwa ja wiem, ale zrozum. To jest to coś co czuję w środku.- Uderzył się w pierś. - To trudno opisać. Bo przecież ja jej nie znam. Może być z niej kawał zołzy, może być też typową rozpuszczoną gówniarą. - Pokiwałem głową. Podrapał się po spoconych lokach. Daliśmy mu niezły wycisk. Walczył ze mną, z Neo i Gringe. Każdy z nas miał inną technikę. Jutro będzie trenował z Blackiem. Wstał i rozciągnął mięśnie.
- Co jeśli taka będzie? - Drążyłem. Wzruszył ramionami.
- Ta dziewczyna zginie, jeżeli jej nie pomogę. Myślałeś, że Fury mi nie powiedział? - Czyli wiedział o wszystkim. Na niej wisiał odroczony wyrok, jedno potknięcie albo osłabienie uwagi jej opiekuna i nikt jej nie znajdzie. - To chyba przez to, że ona wygląda jak David. - Tym razem mnie zatkało. Robił to ze względu na jakiegoś faceta? Coś przegapiłem? Był jednym z tych co lubią obie płcie? - Rodzice go adoptowali po moim wyjeździe. Mam dwóch małych braci, których znam tylko ze zdjęć. On też jest Indianinem. - Nostalgia przebiła się z jego głosu, tak jak zawsze gdy wspominał rodzinę. - Ojciec go znalazł, tuż po tym gdy urodził się Leo. Chwilami czuję się winny, że od nich odszedłem, że tyle tracę. Ale wiem, że gdybym tam pozostał, nigdy bym nie czuł się ze sobą dobrze. Wiesz co robiłem.
- Wiem, ale jestem pewien, że dla nich to nie ma znaczenia. - Parsknął delikatnie pod nosem śmiechem.
- Nie miało by zasadniczo, zawsze by mnie bronili. Tylko aby walczyć z moimi byłymi klientkami musiałem się stać dorosły. To co wtedy wydawało się być jakąś znośną ewentualnością w zdobywaniu kasy, dzisiaj napawa mnie wstrętem. I nie oszukujmy się, oni o tym wiedzą. Nie jestem naiwny. Ledwie zmusiłem adwokatkę do tego, aby ukryła to przed rodzicami. - Nie oceniałem jego postępowania, każdy z nas robił błędy w życiu. - Mniejsza o to. My mamy w sobie jakieś durne pragnienie wygładzania świata. - Taka autoironia była u niego normą. - Chyba usiłuję ci powiedzieć, że bez względu na to, czy ona mnie polubi czy nie i tak chcę ją uratować. Chcę jej dać nowe życie, ze mną czy beze mnie. Teraz jest niewolnicą mafii, nikt nie powinien tak żyć. - On w to wierzył. Ja wiedziałem z dobrego źródła, że nie jest nią. Ta mała była genialna, podobno żywy kalkulator. To, że nie mówiła miało dla mafii znaczenie. Zresztą gdyby chciała zdradzić poradziłaby sobie. Raczej to jej wiek, albo przynajmniej to na jak młodą wyglądała ratowało ją. - Do jutra. - Mruknął i wyszedł lekko zgarbiony. Czasami wydawał się być zagubiony.
Neo pojawił się w drzwiach za mną. Widziałem, że zmaga się ze sobą, czy się do mnie odezwać.
- Będzie z nim dobrze. - Tak kurwa jasne, wszystko zależy od tego, kto osłania plecy Brooksa. Przyjrzałem się mojemu współpracownikowi, mojej prawej ręce i coś do mnie dotarło. - Obiecuję, że nic mu się tym razem nie stanie Moon. Musisz mi uwierzyć. - Kurwa.
- Ta. - Mruknąłem zbierając materace z naszej udawanej klatki. Neo przestąpił z nogi na nogę ale nic więcej nie powiedział. Wyjrzałem na korytarz za nim. Zniknął w drzwiach pokoju Furego. Gdy wyszedł po kilku chwilach trzymając zaszyfrowany telefon wiedziałem, że wie więcej niż mi mówi. Nie zastanawiałem się długo, przemykając bezszelestnie za nim. Dwa połączenia później zrozumiałem znacznie więcej. Neo nie pozostawiał sytuacji przypadkowi, cała ta akcja była ustawiona. Młody miał jednak zabrać do domu swoją damę w opresji.
- Kurwa, daj mi tydzień Brooks. Jeden pierdolony tydzień. - Zapadła cisza. - Kurwa, kiedy to się stało? Ja pierdolę. - Neo jęknął. - Jasne, zadzwoń do mojego brata. Jutro obiecuję. - Neo dyszał jak parowóz i klął w obcym języku. Nie musiałem znać treści by poznać ton wypowiedzi. Zostawiłem go samego dyskretnie wracając do środka. Nie trwały sekundy, gdy zadudniły szybkie kroki i zobaczyłem go wbiegającego do pokoju Gringe.
- Adam, nie mamy już czasu jest kurwa źle. To musi być już. - Tłumaczył Rothowi. - Jedź do Vegas. Brooks wylądował na wózku. Musisz mu załatwić układ. On musi zniknąć. - Roth odpowiedział coś cicho i po chwili obaj poszli do pokoju Furego. Pokręciłem głową, te sekrety muszą umrzeć po powrocie z Vegas. Pora na szczerość w mojej grupie. Pozwolę im to załatwiać na ten moment samym, ale nie znaczy to, że za chwilę nie poznam ich planów. Fury rozumiał lojalność grupy. Wysłałem mu SMSa i ruszyłem do siebie. Teraz szybki prysznic i kurwa trzeba się spakować. Po chwili dostałem zbiorowe powiadomienie.
Wyjazd po północy.
Ta cała akcja w Vegas, cóż moi ludzie umieli dobrze koordynować sytuację. Ustawione walki na niby mistrzostwach, po kolei podkładaliśmy się Ryderowi, mimo, że wytłukliśmy gówno z reszty zawodników. Gringe występujący jako przedstawiciel rannego Brooksa i nagroda w postaci dziewczyny. Nagroda czy kara? O tym musiał zdecydować Ryder. Mała była pyskata i o dziwo wmówiła mu, że ma ledwie szesnaście lat. Chociaż pomiędzy nimi było ledwie dwa miesiące różnicy.
Obaj z Furym mieliśmy z tego niezłą zabawę. O dziwo Nicole nie była rozpieszczonym bachorem, raczej skromna z niej dziewczyna. Wszyscy ją polubiliśmy, chociaż Ryderowi momentami dawała niezłe piekło.
Rozpaczała, bo jej opiekun Brooks zginął. Nie podobało się jej też, że Ryder jako mistrz przez pierdolony rok, co tydzień musiał walczyć w klatkach. Płacono mu nie najgorzej, miał dostęp do łatwych dup i z nich korzystał. Miałem głupie wrażenie, że znowu się pogubił. Coś go dręczyło. Nicole miała przy nim jak u pana Boga za piecem. Dbał o nią, zabierał na kolacje, chodzili do kina. Wszystko pięknie ładnie w tygodniu, a w niedzielę w nocy wracał śmierdzący seksem i tanimi perfumami.
Widziałem moment, w którym pokochał swoją Indiańską księżniczkę. Nie przegapiłem też tego, kiedy ona pokochała jego. I jak to młodzi zamiast się dogadać, zaczęli się od siebie oddalać. Nicole chodziła smutna, dopóki on nie wracał z kolejnej eskapady pokryty malinkami jak po wizytach u wampira. Złapałem ją jak szukała pracy, ale nasz mały zaścianek nie był gotowy na dziewczynę z wielką blizną na szyi i z brakiem głosu.
- Grabisz sobie młody. - Powiedziałem mu któregoś razu, po tym jak nad ranem wjechał na swoją posesję. Nicole nie była świadoma, że tak na prawdę nie była nigdy sama. Kiedy Ryder znikał na jej podwórku obozował któryś z nas.
Spojrzał na mnie zdziwiony. Po chwili chyba zrozumiał o co mi chodzi. Poczucie winy odbiło się na jego twarzy.
- Robię co mogę, aby się trzymać od niej z daleka. - Powiedział mi patrząc w swoje ciemne okno. - Jest jeszcze za młoda. - Miałem ochotę zaśmiać się mu w twarz.
- Mam dla ciebie nowinę facet. Ty kurwa też jesteś młody. Jest tu już osiem miesięcy i nie jest dzieckiem. Ranisz ją swoją głupotą. W końcu przesadzisz i ona odejdzie. Szukała pracy. - Pozwoliłem mu zrozumieć to co chcę mu przekazać. Potarł kark.
- Zabiorę ją jutro na kolację. Jakoś to wygładzę. - Obiecał mi. Jasne, że ją zabierze. Była jego księżniczką. Tak nazywał ją od pierwszego dnia. I to nie był komplement gdy powiedział to do niej po raz pierwszy. Nazwał ją księżniczką na ziarnku grochu. Pożarli się wtedy jak pies z kotem.
Moja grupa ich wzajemne zaloty, nazywała telenowelą. A w telenowelach ciągle są dramaty, tak mi wytłumaczył to Madd. Tylko, żebym ja oglądał kiedyś jakiś sitcom. Życie jest o wiele ciekawsze niż jakaś fikcja z ekranu.
- Jutro mamy akcję. Znikamy za sześć godzin. - Powiedziałem mu, klepiąc go lekko w ramię.
- Ok. Idę się przespać. Dzięki bracie. - Mruknął znikając na schodkach. Wtedy ją zobaczyłem, stojącą w ciszy przy ścianie. Zobaczyłem jej łzy. Miała na sobie bluzę Rydera i owijała swoje ciało ramionami. Bezbronna i zraniona. Mam nadzieję, że to nie skończy się źle. Pomachała mi lekko ręką i podeszła do okna swojej sypialni cicho się wślizgując do środka.
*******************************************
22000 wyrazów, 71 stron. 24.01.21

CZYTASZ
MOON. MW TOM I. Nowa Droga. √
Romance- Obudź się żołnierzu. - Klepnięcie w twarz pobudziło zamglony umysł. Mięśnie się napięły w oczekiwaniu na więzy, których nie było. Przeszukałem myśli usiłując przypomnieć sobie poprzedni wieczór. - No już, wiem, że nie śpisz. - Męski głos zawarczał...