Kiedyś człowiek, który mnie wychował mawiał, że na swojej drodze spotykamy tych, których potrzebujemy. Każde doświadczenie uczy Richard i każdy człowiek daje ci coś z siebie. Nie mówię tu o tych, których znasz tak na dzień dobry. Mówię o tych, którzy zostają na dłużej. Nie odrzucaj ich, nie ważne jak są ciężcy w obyciu. Oni coś ci z siebie dadzą. - Nadal słyszałem jego głos, z tym ciężkim japońskim akcentem, ze śmieszną wymową mojego imienia. Znalazł mnie w blasku księżyca samotnego, a jednak próbującego z nim walczyć. Powtórzyłem sobie te słowa za każdym razem, gdy Madd doprowadzał mnie do szału.
A robił to ciągle. Czepiał się każdego zdania i zadania jakie mu wyznaczyłem. Nie chciał brać kasy bo cytuję. Kurwa nie jestem budowlańcem. Słyszałem co chwilę stek bzdur z jego ust i miałem ochotę go zajebać. Wtedy przypominałem sobie obietnicę daną Jodi. Wzdychałem, zaciskałem zęby i dawałem mu nowe zajęcie. A potem mu gotowałem, bo przecież nie brał ode mnie kasy.
Tylko w dni pracy Rydera ten popieprzony typ stawał się odrobinę znośniejszy. Młody miał na niego dobry wpływ. Bez namysłu zaganiał go do wynoszenia gruzu, czy innych ciężkich robót. A przy tym paplał jak najęty, czasami śpiewał z radiem jak zawodowiec.
- Gdzie maskotka? - Zapytał mnie Madd w piątek po południu. Tak za plecami nazywał dzieciaka.
- Jest chory. Przeziębił się. - Powiedziałem spokojnie zdzierając kolejną warstwę tapety. Madd warknął pod nosem zerwał się i popędził na dół. - Kurwa. - Rzuciłem w przestrzeń biegnąc za nim. - Madd. Cholera, zostaw go. On śpi. - Odwrócił się w drzwiach. - Byłem u niego, zaniosłem mu zupę i dałem leki. Cegła do niego zagląda. Daj dzieciakowi się wyspać. - Ten facet miał setki wad, był najgorzej pyskatym skurwielem pod słońcem ale też był cholernie opiekuńczy. Przypomniałem sobie słowa mojego wychowawcy. Miał rację, każdy daje coś z siebie. Madd chciał zamknąć drzwi gdy jakaś postać w nich się pojawiła. Zmrużyłem oczy starając się przebić cień jaki pojawił się w korytarzu.
- Co ty tu kurwa robisz? - Madd warknął do mężczyzny. Zszedłem kolejne stopnie na dół i spojrzałem na kolejnego psychopatę. Odetchnąłem ciężko. Kurwa mój dzień zaczął się robić gówniany. Facet walnął sakwy na podłogę i wyprostował się.
- Ciebie też miło widzieć skurwielu. - Warknął Karlowi w podpowiedzi.
- Spierdalaj. - Oczywiście wymiana czułości, prężenie muskułów i szczerzenie zębów. Psy alfa w akcji. Tylko to kurwa jest mój dom a ja jestem tu największym alfą w okolicy.
- Cisza kurwa. - Ryknąłem. - Co tu robisz Coal? - Węgiel zamrugał oczami i się uśmiechnął.
- Remont? Spoko. - Podniósł sakwy i ruszył w kierunku drzwi do piwnicy.
- Co jest kurwa? - Madd wytrzeszczył na mnie oczy. Wzruszyłem ramionami.
- Wygląda na to, że mam gościa w piwnicy. - Odpowiedziałem wzdychając. Madd warknął i popędził na dół, a ja zwyczajnie machnąłem na to ręką. Odkąd odszedłem z armii moje życie to jakiś pierdolnięty ciąg przypadków. Przestałem z tym walczyć, bo to przestało mieć jakikolwiek sens. Madd po chwili wystrzelił z piwnicy jeszcze bardziej wściekły niż zwykle.
- Ten czubek tu zostaje. Kurwa wysłał mnie po miotłę bo w syfie spać nie będzie. - Warknął do mnie.
- To mu ją kurwa daj. - Odpowiedziałem mu całkiem spokojnie.
- Jeżeli on tu zostaje to ja też. - Warknął i potupał jak dziecko do recepcji po miotłę.
- Świetnie. - Warknąłem do niego w odpowiedzi. Idę kurwa zrobić obiad, może to mnie uspokoi. A potem zajrzę do dzieciaka i rozwalę kilka ścian, co mi kurwa tam.

CZYTASZ
MOON. MW TOM I. Nowa Droga. √
Romansa- Obudź się żołnierzu. - Klepnięcie w twarz pobudziło zamglony umysł. Mięśnie się napięły w oczekiwaniu na więzy, których nie było. Przeszukałem myśli usiłując przypomnieć sobie poprzedni wieczór. - No już, wiem, że nie śpisz. - Męski głos zawarczał...