* 12 cz 2. *

824 72 34
                                    

- Moon wstawaj do cholery. Neo zaginął. - Ryk Madda wyrwał mnie ze snu. Nie zastanawiałem się ani chwili nad tym czy towarzyszącej mi w łóżku kobiecie tak gwałtowna pobudka się podoba.

- Uważaj do cholery. - Jęknęła na moje gwałtowne ruchy. Ona tak poważnie? Jeden z moich ludzi zniknął a ona się pierdołami przejmuje. Nawet nie skomentowałem tego wciągając jedynie spodnie i buty, koszulkę złapałem w dłoń. - Oni zawsze są na pierwszym miejscu. - Krzyknęła za mną. Pewnie gdyby sytuacja nie była tak podbramkowa wywlókł bym jej zadek za drzwi.

Na dole panowała histeria. Blackie i Fury usiłowali uspokoić szalejącą Amandę. Była roznegliżowana i pokrwawiona. W oczach miała czyste szaleństwo. Wyła i szarpała się usiłując się wydostać z własnego koszmaru.

- Przytrzymaj ją. - Błagał Fury. Złapałem ją delikatnie i przytuliłem jej twarz do swojej klatki piersiowej.

- Amy, uspokój się bo sobie zaszkodzisz. - Prosiłem cicho. To nic nie znaczyło dla niej. Była jak małe dzikie zwierzątko, zagonione do narożnika przez bezdomne psy. Atakowała czym mogła. Potem przypomniałem sobie słowa Rydera o nuceniu, na dzieci to miało działać idealnie, może zadziała i teraz. Kurwa nie znałem na pamięć żadnych piosenek, ale mniej więcej pamiętałem melodię. Zamruczałem jej cicho kołysząc nią lekko na boki.

- Jest karetka. - Wyszeptał Fury. - I policja. Chcą jej zeznań.

- Niech spierdalają. Porozmawiają z Neo gdy go znajdziemy. - Wymruczałem. - Lux jedziesz z nią. Fury czaruj kurwa, im chodzi o pieniądze. Blackie rozejrzyj się u nich w domu. Powiedz Mossowi, żeby jechał z młodym do szpitala. - Powoli zbliżał się do nas facet w typowym ubranku obsługi karetki.

- Musisz dać jej coś na uspokojenie, albo jej nie zabierzecie. - Lux stanął mu na drodze. - Jest spokojna dopóki on ją trzyma, może stracić dziecko. - Ratownik wytrzeszczył oczy i cofnął się o krok. - Rozumiesz to? - Lux poważnie podszedł do swoich obowiązków strażnika Amandy.

- To niebezpieczne dla ciężarnych podawać jej uspokajacze. - Młody pokręcił głową.

- Niebezpieczne to jest jej szarpanie ciałem, wycie i czyste szaleństwo. Widziała jak zabito jej psy i porwano jej męża. Oprawcy usiłowali ją zgwałcić. Dlatego podaj jej coś i odwieziemy ją do szpitala, żebyśmy mogli odnaleźć jej męża. Rusz się kurwa. - No proszę nasz Młody wyrastał na samca alfę. Gdyby to nie była tak gówniana sytuacja zaklaskał bym mu do wtóru. Facet wydobył jakiś preparat i nabrał trochę w strzykawkę a potem spokojnym krokiem podszedł do pochlipującej Amandy i wbił jej igłę w ramię. Zaczęła się na nowo szarpać ale nie odpuściłem trzymania jej. Moje ramiona stały się żelazną klatką. Na nowo z jej ust wydobyły się koszmarne dźwięki przypominające zwiastun śmierci, banshee. Mam nadzieję, że dobrze przepowiadała i napastnik dziś odejdzie w niebyt.

- Już dobrze Amy. - Powtarzałem raz za razem. Kiedy zwiotczała podniosłem ją delikatnie oddając Luxowi. Ten bez słowa ruszył do karetki.

- Co mamy? - Krzyczałem wpadając do naszego pokoju informatycznego. Fury przeglądał nagrania.

- Przepraszam bracie, musiałem pomóc swojej dziewczynie. - Rhett kajał się.

- Przestań, nie jesteśmy psami na sznurkach, nikt nie mógł przewidzieć, że ich dopadną. Wszyscy czuliśmy się bezpiecznie. - Nie skończyłem swojego zdania, bo dopadł mnie rumor i wrzaski z zewnątrz. - Szukaj dalej, ja to sprawdzę. - Nasz geniusz nawet nie oderwał oczu od ekranów pisząc jak szalony.

- Co to kurwa znaczy? Zapieraj te łapy bo ci je kurwa odstrzelę. - Dopadł mnie znajomy głos. Sasha szarpał się z policjantami.

- Panowie, spokojnie. To nasz człowiek, a my mamy immunitet. - Blackie wepchnął pod nos policjanta odznakę. - Mamy tu sytuację awaryjną. Proszę opuście budynek. - Starałem się wyważyć swój ton, mimo wściekłości, która we mnie buzowała. - Zebrali się ciągle nieufnie na nas spoglądając.

- Gdzie jest Amanda? - Sasha zapytał. Wzrok miał dziki, ubranie w nieładzie, włosy rozsypane. Obraz nędzy i rozpaczy.

- Jest w szpitalu. Lux z nią pojechał. Zadzwoń do niego. Przydasz się tam jako najbliższy dostępny krewny. - Skierowałem go do wyjścia.

- Co? Czemu Neo z nią nie pojechał? - Sasha nie należał do frajerów, nie dał się nabrać na mój fałszywy spokój.

- Neo porwano. - Sasha zatrzymał się w pół kroku.

- Kurwa. Pieniądze. Przyszli po kasę Josha. - Oznajmił patrząc mi w oczy.

- Fury już się tym zajmuje, jedź do siostry. Pozwól nam działać. - Nozdrza mu zagrały, a zęby zazgrzytały. Czuł się rozdarty.

- Posłuchaj tu się nie przydasz. Amanda źle to zniosła, naprawdę źle. Jedź do niej. - Bez słowa odwrócił się na pięcie i popędził do wyjścia.

- Mam kurwa. Są niedaleko. Właśnie przelewają pieniądze z konta Neo. Jeżeli to zatrzymam sygnał zniknie. - Fury był rozdarty.

- Jedna rzecz na raz. Kieruj mnie. - Złapałem broń i kamizelkę i popędziłem do wyjścia. A reszta drużyny za mną. Włożyłem słuchawkę do ucha i wsiadłem na motocykl Neo. - Gdzie? Mów do mnie. - Przekrzykiwałem huk silnika, żaden z nas nawet nie pomyślał o kasku.

- Na zachód za kościołem w prawo, potem pięć kilometrów. Szacunkowy czas dotarcia pięć minut. - Fury wykrzykiwał.

- Raczej jebane dwie. - Przycisnąłem przepust wjeżdżając na chodnik i popędziłem przed siebie, a reszta za mną. Chwilę potem parkowaliśmy przed jakąś ruiną. Moja drużyna rozbiegła się tak jak ich uczyłem. Każdy szukał wejścia.

- Mam go. - Ven szepnął do słuchawki. Jest nieprzytomny, a ten skurwiel chyba się zbiera. Blackie rozbił szybę, odwracając uwagę zbira a ja wpadłem do środka. Nawet kurwa nie usiłowałem strzelać. Pomieszczenie wypełnił dym ze spalonego laptopa a oprawca trzymał w dłoni wielki nóż. Dopadłem go wykręcając jego dłoń tak bardzo, że trzasnęły kości, a część z nich wyszła na wierzch. A potem zrobiłem z niego jebany kotlet mielony. Nie było co kurwa zbierać, nie słuchałem jego płaczu, nie widziałem niczego. Moja dusza czuła jedynie żądzę mordu. Biłem nawet wtedy gdy znieruchomiał, a jego jęki się skończyły.

Ven szarpną mną odciągając od ofiary. Widziałem, że jego usta się poruszały, ale do mnie nie docierał żaden dźwięk. W uszach mi dzwoniło, krew we mnie wyła jak brutalne zwierze chcące się wydostać na zewnątrz i pożreć swoją ofiarę. Do przytomności przywróciła mnie woda chluśnięta mi w twarz. Otrząsnąłem się z amoku ciężko dysząc.

- Karetka już jest. Neo dwa razy odpłynął. Kurwa musimy z nim jechać bracie. Ty wracaj na bazę i się kurwa ogarnij i przyjedź. - Oparłem dłonie na kolanach, patrząc na krew na nich, cała moja koszulka była w krwawych rozbryzgach, a kamizelka się aż lepiła od brunatnej cieczy. Złapałem za nią i ściągnąłem z pleców. Blackie złapał mnie i popchnął do kranu na zewnątrz.

- Ogarnij się jakoś, bo ludzie zaczną dzwonić po gliny. Pewnie i tak tu przyjadą. Fury ściąga jakiegoś adwokata. Ja jadę do szpitala. - Powiedział i pobiegł do swojej maszyny. Tylko motor Neo został na podjeździe. Jednoślad mojego brata.

Przed siłownią czekała na mnie Karen, jak zwykle wypindrzona jakby miała wyjść na wybieg. Kiedyś mi się to podobało. Teraz jakoś odstraszało.

- Co ci się stało? - Czy ta kobieta ma w sobie jakiś rozum? Przecież słyszała, że Neo porwano.

- Nie teraz Karen, muszę jechać do szpitala. - Prychnęła w odpowiedzi.

- Teraz, właśnie wróciłam od lekarza. Jestem w ciąży. - Teraz to mnie zatkało. Zawsze się zabezpieczaliśmy. - Musimy porozmawiać o możliwościach. - Uszło ze mnie całe powietrze.

- Porozmawiamy gdy wrócę. Muszę jechać do moich ludzi. - Zakręciła się na pięcie i wściekła jak fryga wyparowała z mojego widoku. No to się kurwa wjebałem. Na myśl o spędzeniu z nią całego życia oblał mnie zimny pot. Kurwa nie będę teraz o tym myślał. Jedna pierdolona sprawa na raz. Moje dziecko nigdzie nie ucieknie przez te kilka godzin.

MOON. MW TOM I. Nowa Droga. √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz