Wieczorami gdy dom w końcu stawał się cichy, miałem czas na przemyślenia. Nie dzwoniło już w rurach na dole, czyli moi koczownicy ułożyli się do snu. Na początku byłem wściekły, że traktowali to miejsce jak hotel. A potem zrozumiałem co ich tak naprawdę tu sprowadza. Ci ludzie byli jak ranne zwierzęta, usiłowali dojść do siebie. Dokonanie tego wymagało bezpiecznego miejsca i obecności tych, którzy kryją twoje plecy.
Mimowolnie często słyszałem ich rozmowy o braku rodzin, czy inne oznaki samotności. Większość przyjaciół miała tylko w pracy. Wykopani z niej byli jak bezdomne psy szukali kolejnego stada, do którego mogli dołączyć. Większość z nich miała silne charaktery i dominujące osobowości ale o dziwo dogadywali się. Chociaż przez większość czasu brakowało im kogoś, kto pełniłby rolę lidera. Ostatnio jednak pojawił się facet z przeszłości Rotha i w ciągu kilku dni zapanował nad nimi.
Neo dobrze patrzyło z oczu, mimo tego, że miał nieciekawą przeszłość nie miał w sobie chaosu. Raczej przyjmował rzeczy takimi jakie są bez zbędnej szarpaniny.
Dzisiaj jakoś nie mogłem spać, jakby coś złego miało się wydarzyć. Jakaś duchota wisiała w powietrzu pomimo zimy. Otworzyłem okno oddychając mroźnym powietrzem. Może powinienem iść pobiegać. Ruch i ćwiczenia zawsze zabijały we mnie niecierpliwość. Nie ma co się zastanawiać trzeba działać.
Godzinę później wracałem już do mieszkania, kiedy z dołu dobiegł mnie jakiś rumor i krzyki. Takie sytuacje zdarzały się nader rzadko, ale czasami wybuchały walki. Moje nogi same popędziły na dół, bo bałem się, że mi spierdolą jakąś ścianę. Chyba się jednak pomyliłem bo łoskot dobiegał teraz z podwórka za domem.
Cała gromadka moich osiedleńców stała w kręgu nie pozwalając chyba komuś uciec. Wiem, że wczoraj pojawiły się dwie nowe twarze. Motocykliści wydawali się lekko zdezelowani i nikt z nas w sumie ich nie znał, Roth ich przepytał, mieli zostać tylko jedną noc. Najwyraźniej zostali na dłużej. Bo wątpię w to, że stali rezydenci do tego stopnia ze sobą walczyli. Czasami pyskowali i dogryzali sobie, ale w tak dużej grupie mężczyzn to raczej normalna sprawa.
- Ty skurwysynu. - Madd. Oczywiście, że kurwa Madd. Przedarłem się przez chłopaków. Karl wrzeszczał pomiędzy ciosami, które posyłał w dość zmasakrowaną twarz bliżej mi nieznanego typka. Wyzwiska były dość barwne. Obok Blackie napierdzielał jak mokre żyto faceta dwa razy chyba cięższego od siebie. Robił to metodycznie, bez słowa ale z pierdolonym uśmiechem na twarzy.
- Co jest? - Zapytałem stojącego obok mnie Luxa. Młody spojrzał na mnie tym swoim sarnim wzrokiem.
- Te dupki uznali, że nas obrobią. Blackie złapał ich jak próbowali wsypać jakieś gówno do kolacji. Ogłuszył ich i zamknął w łazience. Potem ich sprawdziliśmy i te barwy, które noszą. - Wskazał na kamizelki. - Sprawdziliśmy ich klub, wydawało się, że nie są przestępcami. Ale najwyraźniej ci dwaj są. Gringe mówi, że powinniśmy do ich prezesa zadzwonić i oddać im szumowiny. Bo możemy mieć kłopoty z najazdem dupków. On się na tym lepiej zna niż reszta z nas. A teraz nasi wybijają im głupie pomysły z głowy. - Kurwa. Z przybyszy została miazga, my nie byliśmy przestępcami i za jasną cholerę nie miałem ochoty być ciągany po sądach, za truchła tych drani.
- Żyją? - Zapytałem Venoma, który sprawdzał ich puls.
- Nic im kurwa nie będzie. Z Coalem jest gorzej, bo zjadł trochę tego co doprawili i ledwie kontaktuje. Mogli by nas zarżnąć we śnie Moon. Neo wywołał u niego wymioty i teraz go pilnuje. Nie wiem, czy nie będziemy musieli go odwieźć do szpitala. - Złapał tamtych dwóch dupków za karki i pociągnął ich do piwnicy. Wszyscy ruszyliśmy za nimi.
- Musimy skończyć z przyjmowaniem tu obcych. - Neo spojrzał na mnie. - Rozmawiałem z chłopakami, przyciągamy uwagę. Część miejscowych uważa nas za gang motocyklowy. Pierdolą o handlu narkotykami i innym gównie. Teraz jeszcze to. - Przeczesał swoje jasne włosy dłońmi, wyraźnie zastanawiając się jak do mnie dotrzeć.

CZYTASZ
MOON. MW TOM I. Nowa Droga. √
Romance- Obudź się żołnierzu. - Klepnięcie w twarz pobudziło zamglony umysł. Mięśnie się napięły w oczekiwaniu na więzy, których nie było. Przeszukałem myśli usiłując przypomnieć sobie poprzedni wieczór. - No już, wiem, że nie śpisz. - Męski głos zawarczał...