12 - Tajemnica wyszła na jaw

265 10 5
                                    

♪♪♪

Jeszcze chwilkę rozmawiałam z dziewczynami, i też poszłam na górę by iść spać. Weszłam do swojego pokoju, przebrałam się w piżamę i położyłam się w zimnym wyrku.
Z trudem zasnęłam, bo było mi niewygodnie. Wierciłam się dobrą godzinę.

Gdy już byłam na pół śnie, usłyszałam trzask. Wstałam na równe nogi, i podeszłam do drzwi. Chciałam je otworzyć, ale zawahałam się. Potem usłyszałam ciche „ku*wa”, i bez obawy że to potwór wyszłam z pokoju.
Hałas prawdopodobnie był z głównego pokoju, więc szybko tam poszłam.
Zastałam tam Springtrapa który zbierał z podłogi jakieś szklane kawałki.

- Co ty do cholery jasnej robisz? - szepłam, na co on się ciężko wystraszył i natychmiast się wyprostował.

- Byłem głodny, a grawitacja która lubi mi uprzykrzać życie sprawiła by ten oto talerz rozpadł się na drobny mak. - wkurzony, ale cicho mi wytłumaczył. Nic z tego nie rozumiałam bo byłam bardzo zaspana. - Zbiłem talerz. Prościej?

- Mhm. - pokiwałam głową. - A co z tym strażnikiem? Doniosłeś go czy się zgubiłeś?

- Byłem jeszcze na dworze pochodzić z dala od was by sam pomyśleć. Nie bierzcie tego do siebie czy coś.

- Ta, wiem. Ostatnio... - ziewłam. - Ostatnio jesteś dla nas mniej niemiły. I o dziwo zabicie strażnika nie dało ci satysfakcji o której myślałam. Jakiś powód?

- Nie. - mruknął. - Ale ty jedyna, i trochę ten rudy i ogoniasty, nie patrzycie na mnie tutaj tak krzywo jak inni. Przez to pomyślałem że może nie jesteście tak upierdliwi jak myślałem.

- Od kiedy myślisz o innych?

- N-nie wiem. - zająknął się. Ja aż otworzyłam szerzej oczy. Jego mina była zakłopotana, i było w niej widać smutek.

- Ej, co się stało? - zrobiłam krok do przodu. On usiadł na krześle przy stole, opierając głowę rękami.

(Uwaga: Akcja zaczyna się robić bardziej mroczna. Jeżeli ktoś jest wrażliwy na śmierć, krew lub takie rzeczy, nie radzę czytać dalej. Ostrzegam również, a raczej przypominam, że ta książka nie ma prawdziwej fabuły FNaFa)

- Japie*dole, ale ja jestem beznadziejny. - zasłonił twarz rękoma.

- Emm... - nie wiedziałam co odpowiedzieć. - Zbiłeś tylko talerz, spokojnie...

- Nie. - mruknął łamiącym się głosem. - Nie chodzi o talerz.

Nagle łzy zaczęły skapywać pod jego rękami. Szczerze? Nie wiedziałam co zrobić. Pierwszy raz widziałam go jak płacze. Myślałam że on wszystko ma gdzieś, nie lubi nas, myśli o sobie, nic go nie ruszy. Springtrap by się nie załamał przez zbity talerz, to chodziło o coś innego.

- Masz wyrzuty sumienia? Z powodu strażnika? - odezwałam się cicho.

- Ja mam całe życie wyrzuty sumienia. - ledwo szepnął. Potem bardziej się rozpłakał. - Viki, przepraszam. Przepraszam! Wiem że to nic nie da, ale przepraszam! Nie musicie mi wybaczać... To niczego nie naprawi. Jestem beznadziejny! Z całego serca, jest mi tak przykro! Przepraszam...

Zwinął się i głowę położył na swoich kolanach. Łez było jeszcze więcej, ale on starał się być bardzo cicho. Teraz naprawdę nie wiedziałam co zrobić, ani jak go uspokoić. To musiało być coś naprawdę poważnego, a tym bardziej skoro powiedział moje imię.

- Nie wiem za co mnie przepraszasz... Jeśli chodzi o bycie wrednym, to ci wybaczam. Nie musisz się martwić... - powoli mówiłam.

- Viki, znienawidzicie mnie. - podniósł trochę głos. Potem spojrzał się na mnie zapłakanymi oczami. - Już możecie to zrobić. Należy mi się. Nie wiem, możecie mnie nawet zabić! Proszę, zróbcie to! Mam dosyć...

- Nigdy nie mów że chcesz nie żyć. - poważnie odpowiedziałam, ale nadal z żalem w głosie.

- To ja to zrobiłem. Ktoś znęcał się na mnie psychiczne, ale to moja wina. Ja jestem tym złym, zawsze byłem. Nie mam najmniejszego prawa by żyć. Niczego nie cofnę... Wszystko to moja wina. Zacząłem to wszystko.

- C-co?

- Ja was zabiłem. - znów schował twarz w mokrych od łez rękach. Mi aż się zakręciło w głowie, i zrobiło słabo. Miałam co do tego mieszane uczucia. W głębi duszy nienawidziłam tego, kto nas zabił, ale nigdy bym o to nie podejrzewała Springtrapa. Może był strasznie wredny, ale był jednym z nas, animatronikiem. - Pracowałem w tej przeklętej pizzerii, właśnie tej. Freddy Fazerbar Dinner. Mój dawny przyjaciel, który też był moim współpracownikiem... Nazywał się Henry. Ufałem mu. Naprawdę mu ufałem. Z czasem robił się okropny, i nie był taki sam jak go znałem. Zaczął dużo mówić o śmierci, i o to co by było gdyby nas to spotkało... Bałem się go. Potem... Henry zaczął zmuszać mnie grożąc nożem bym zabił jedno dziecko. Oczywiście mu stanowczo odmówiłem, ale... Dźgnął mnie nożem. I zaczął grozić mi, że jak tego nie zrobię zrobi coś mojej rodzinie. Przestraszyłem się wtedy... Nie mogłem nic zrobić... Zaczął mówić mi rzeczy, które zniszczyły mi psychikę... Z czasem coś majstrował w robotach, i mój syn... On... Ku*wa! Zginął w tragiczny sposób! Moja żona i córka zginęły... Przez niego... A drugi syn mnie znienawidził i odeszł. Dobrze że to zrobił, ma teraz lepsze życie. Jestem przeklęty! Wtedy nie wiem czemu... Zacząłem robić z własnej woli te straszne rzeczy co kazał mi Henry. Zabiłem was. Tak tego żałuje! W dzień w dzień myślę, jak zniszczyłem wam życie. Jak ja to wszystko spieprzyłem... Powiem wam wszystkim. Musicie znać prawdę.

- Ja... - zawahałam się. Cokolwiek co bym chciała powiedzieć, to „jesteś szalony”, „jesteś psychopatą”, i inne rzeczy. Ale nie mogłam mu w tej chwili tego powiedzieć. Po prostu nie mogłam, należało mu się to, ale nie potrafiłam. - Powiedz im. Ale... Przygotuj się na najgorsze. To nie będzie przyjemna rozmowa. Muszę cię o to zapytać...

- Mów, już nic nie jest gorsze ode mnie.

- Już nie zabijasz...? Już tego nie robisz...? - cicho, i powoli zapytałam.

- Już bym nigdy tego nie zrobił. Ja... Nawet starałem się nie zabijać strażnika. Kłamałem. Zawsze chciałem go wystraszyć, i wypędzić z budynku, ale nigdy nie zabijać. Czasami mi się to udawało, a czasami stracił życie poprzez strach. W ogóle nie chcę do niego podchodzić, ale ten animatronik jest z tej pizzerii, i zaprogramowany by automatycznie podchodzić do biura. Henry pokręcił coś w robocie, i chodzi też do śmiechu dzieci, co jest okropne. Przez to już czasami moja psychika jest na wyczerpaniu. Mam do ciebie prośbę... Możesz wszystkich zwołać?

- Jest godzina trzecia...

- Proszę, chcę mieć to za sobą.

Bez słowa się odwróciłam i zaczęłam po kolei pukać do wszystkich pokoi i budzić innych. Oczywiście byli niezadowoleni, ale przekonałam ich że to bardzo ważna sprawa. Po upływie pięciu minutach wszyscy stali przed już uspokojonym Springrapie. Było widać że płakał, ale starał się tego nie okazywać.

- Cokolwiek powiem... - zaczął królik. - Możecie mnie znienawidzić. Możecie zrobić wszystko, nawet zabić.

Potem zaczął wszystko opowiadać. Gadał wolniej, i smutniej niż mi. Czasami zbierało mu się na płacz, ale zakrywał to rękami. Reszta słuchała, była przerażona, i zmieszana. Jedynie Marii była wkurzona, co mnie zdziwiło.
Springtrap też powiedział że jest teraz niestabilny emocjonalnie. Przy nas stara być się normalny, i chowa swój smutek byciem wrednym, wulgarnym i nieprzewidywalnym. Gdy jest sam, załamuje się. Tak nam powiedział.

- No ku*wa, przyznałeś się w końcu, je*any sku*wysynie! - krzykła Marii.









𝗡𝗲𝘄 𝗶𝗻 𝘁𝗵𝗲 𝗧𝗲𝗮𝗺 || five nights at freddy'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz