5 - Strych

312 14 3
                                    

♪♪♪

Perspektywa Viki

Minęła godzina, i wszyscy czekaliśmy w rzędzie w biurze. Marionetka przeszukała szafki i biurko, i znalazła tablet. Ten sam co w naszej pizzerii.

- Czyli tutaj jest ten sam system? - zapytał T.Freddy. Podrapał się po głowie. - Ale jakoś nie widzę strażnika, animatroników... Po co tu tablet?

- Mówiłem ci, jest tu jeden. - wywrócił oczami Foxy. - Jest gdzieś tu. Miał tu być.

- Nosz ku*wa! - usłyszeliśmy stłumiony krzyk mężczyzny. Usłyszeliśmy trzask na górze, i spadł centralnie przed nami jakiś gościu. Leżał, i złapał się za żebra. Potem spojrzał się na nas. - Co się gapicie.

- Spadłeś z nieba. - szepnęła  Mangle. Spojrzałam na nią, i miała maślane oczy. Bardzo się zdziwiłam. Chyba szybko się zauroczyła. Nie wiedziałam też że woli starszych. Ten facet z króliczymi, zielonymi uszami był napewno starszy. Mówił to jego ton głosu.

- Nie, ze strychu. - westchął z bólem. Z pozycji leżącej przeniósł się na siedzącą. Znów się na nas popatrzał jak na bandę idiotów. - No co, chciałem pokazać kryjówkę!

- Spadłeś gościu! - krzyknął lisiasty.

- Nic mi nie jest! - poszkodowany wstał, nadal trzymał się za klatkę piersiową.

- Po co się chciałeś spotkać? - zapytałam podejrzliwie. Nie podobało mi się w sposób jaki mówił. Jego ton głosu był obojętny, jak i surowy. On na mnie spojrzał i chwilę się zastanowił.

- By powiedzieć że jestem, i jeszcze nie zginąłem od tego zejścia? - odparł z sarkastycznym uśmiechem i rozłożył ręce.

- Jak się nazywasz? Skąd się tu wziąłeś? Jakim animatronikiem jesteś? - zadawałam nadal pytania.

- Powoli, mamy mnóstwo czasu. - znów złapał się za bolące miejsce. - Nazywam się... Hmm... Niech będzie Springtrap.

- Teraz dałeś sobie te imię? - odezwał się niewinnie BB.

- Tak. - westchął. - Teraz z kąd tu się wziąłem... Nie pamiętam. No i jestem królikiem ze starej pizzerii. Miło was... Poznać. Widać że jesteście zgraną grupą.

- Tak, jesteśmy przyjaciółmi na całe życie! - ucieszyła się Mangle i złapała mnie za ramię. Aż mnie sparaliżowało.

- Pewnie tu zostaniecie. Nie ma już dokąd was zabrać. - spojrzał na dziurę w suficie. Wstał, delikatnie skoczył, i złapał za drabinę która się wysuwała. - Wchodźcie.

Wszyscy po kolei zaczęli wspinać się po schodkach. Wszyscy, z wyjątkiem mnie, która stała na poboczu krzywo patrzyłam na nowego poznanego kolesia, który zapraszał swoim jakże miłym wzrokiem na górę.

- Co ci jest? - zapytał gdy zostałam tylko ja.

- Z kąd to wszystko wiesz, skoro niby nic nie pamiętasz? - położyłam ręce na biodrach.

- Książki? Informacje? To jest ta stara pizzeria, nazywa się „Freddy Fazerbar Dinner”. Przerobili to na tani dom strachów. - prychnął.

- Czyli jak jesteś taki mądry, to pewnie wiesz że są inne pizzerie i jesteśmy z jednej z niej?

- Domyślam się. Jesteś wilkiem? Wyglądasz na taką doczepkę.

- Doczepkę?

- No wiesz, wyróżniasz się. Nie wiem czym, ale wyróżniasz. A teraz dalej, wchodź bo tu będziesz mieszkać przez możliwe cały czas.

Mruknęłam coś pod nosem, i wspięłam się po drabinie. Wychyliłam się głową czy przypadkiem coś nie zjadło innych, ale zamiast potwora ujrzałam zachwyconą grupkę moich przyjaciół którzy oglądali jeden pokój. Weszłam jedną stopą na skrzypiącą drewnianą podłogę, i drugą. Podszedł do mnie Foxy.

- I jak, miałem rację? - zapytał się z cwanym uśmiechem. Ja pokiwałam głową. - No i widzisz, trzeba się mnie słuchać.

- Ale on jest jakiś dziwny. - spojrzałam na zielonego królika który dopiero co wszedł na górę.

- Nie martw się, był ciągle sam. Może nie umieć z nami rozmawiać. - objął mnie jedną ręką.

- Może... - mrukłam pod nosem. Potem jeszcze raz się odwróciłam, i zobaczyłam zdziwioną minę Springtrapa. - Co?

- Nic, nic. - machnął ręką. Potem westchnął. - Więc, to jest mój dom. No i teraz wasz... Też. Za tymi drzwiami jest korytarz z pokojami. Idealnie dla was starczy.

- Skąd wiesz? - zapytała zszokowana Mangle.

- Przed chwilą was liczyłem, a wiem dobrze ile jest tu pokoi. Umiem przewidzieć każdy ruch. - zaśmiał się złowieszczo.

- Ale że spadłeś nie przewidziałeś. - uśmiechł się T.Freddy.

- To chyba tego nikt nie przewidział. - królik chyba się wkurzył. - Wiecie co? Wybierzcie sobie pokoje, i lepiej się do mnie nie odzywajcie!

- Chyba dzidzia się wkurzyła. -  niedźwiedź powiedział szeptem do T.Bonnie’igo. Dwójka cicho się zaśmiała.

- Jestem od was starszy. - pochwalił się zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Niby ile?

- Załóżmy że macie po dwadzieścia lat...

- Mam dwadzieścia jeden. - warknął Foxy.

- ...To jestem od was aż o siedem lat starszy. - delikatnie się uśmiechł. - Więc lepiej się mnie słuchajcie, bo wiem dobrze co dla was najlepsze.

- Zaraz, przecież mam dwadzieścia pięć lat. - mrukła różowa lisica. Wszyscy się na nią spojrzeli, a T.Bonnie prawie się ukrztusił śliną. Jedynie Marii była obojętna. Zdziwiliśmy się tak, bo Mangle wyglądała na o wiele młodszą. I jej charakter i głos, był strasznie dziecinny. Nadrabiała to swoim wrednym charakterem.

- Jak. - szepnął BB.

- Jezu, myślałam że wiecie. Miałam urodziny kilka miesięcy temu... - zasmuciła się.

- Każdy miał kilka miesięcy temu? - podeszła do niej Marii.

- Sto lat, sto lat...! - zaczął śpiewać młody. Potem jednak szybko przestał.

- Dobra... - zmieszał się Springtrap. - To było dziwne. Nie ważne, rozejrzyjcie się tylko niczego nie tykajcie.

Powiedział odwracając się. Złożył drabinę i schował ją. My się na siebie spojrzeliśmy, i powoli rozeszliśmy.

Szłam z BB po korytarzu z pokojami, bo nie chciał iść sam. Oczywiście zachwycał się samymi ścianami. Ogółem to sufit był nisko, ale co się dziwić, to był strych. Dziwnie się czułam myśląc że będę tu mieszkać. A do tego Springtrap był wyraźnie spokojny widząc nowe twarze. Odrazu nas zaprosił, wiedząc że tu zostaniemy. Na dodatek te idealnie wyliczone pokoje... W innych pizzeriach było to samo.

Sam strych był mały. Jeden korytarz, i pokój główny. Zobaczyliśmy też kilka pokoi, były identyczne. Małe, z jednym łóżkiem, szafą i stolikiem nocnym. Nie było nic urządzone, same suche meble. Stare, trochę zniszczone i zakurzone meble.
Pokój był w kolorach ciemnego i jasnego brązu.

Wróciliśmy do głównego pokoju, którego można nazwać salonem. Był telewizor, wygodne dwie kanapy, duży stół i lodówka z kuchenką i podłużnym po całej jednej ścianie blatem. Moi przyjaciele siedzieli na właśnie tych kanapach, a zielonego królika nie było. Dosiadłam się do Chici.

- Jak się podoba nowy dom? - zapytała z uśmiechem. Ja się nie odezwałam. - Nie podoba się?

- Muszę się przyzwyczaić. - odwróciłam wzrok.

- Nawet Toy’e są szczęśliwe, a się bały. My przeżyliśmy to dwa razy, i nie możesz się przyzwyczaić? - zdziwiła się.

- Nie o to chodzi. Nie mogę nazwać tego domem.

















𝗡𝗲𝘄 𝗶𝗻 𝘁𝗵𝗲 𝗧𝗲𝗮𝗺 || five nights at freddy'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz