13 - „Odejdę"

259 12 0
                                    

- M-marii? - szepła Mangle.

- Przyjaźniłeś się z moim ojcem, kłamiesz o nim i wsadziłeś mnie do tego przeklętego robota! - nadal na niego krzyczała. - Czy ty zdajesz sobie sprawę że jesteś jednym, wielkim debilem!?

- Zdaje sobie sprawę. - cicho odparł. - Ale po co mam kłamać?

- Czekaj, co tu się dzieje? - odezwał się T.Bonnie.

- Henry, jest moim ojcem! - warkła. - On się nie chce przyznać że tylko z własnej woli nas zabił! Mój ojciec nigdy by tego nie zrobił!

- Henry jedynie przy tobie był normalny. - Springtrap zmarszczył brwi. - Nie wiesz co się stało potem.

- To mnie oświeć! - zrobiła krok do przodu.

- Ejej, spokojnie. - Mangle zatrzymała ją ręką. - O co wam chodzi?

- Marii jest córką Henrego. Jedynie on przy niej nie świrował i był cały czas uśmiechnięty. - królik spokojnie tłumaczył. - Pewnego dnia domyśliła się że coś się dzieje, i była przerażona. Henry był na mnie wściekły, i powiedział żebym... Żebym...

- Co żebyś...? - Marii stała się nagle opanowana.

- Żebym skończył twoje życie. - Springtrapowi znów zbierało się na płacz. - Henry był nie do poznania. To... On... Zabił mi córeczkę. Wtedy musiałem to zrobić, by moja rodzina więcej nie ucierpiała... Wiem że to nic nie da, tylko mnie pogrąży w arogancji, ale przepra-

- Nie! - czarnowłosa zaczęła płakać. - Nie, nie, nie, nie! Kłamiesz! Mój ojciec by tego nie zrobił! To twoja wina!

Upadła na kolana, ale dzięki Mangle która była obok i ją złapała za ręce, nie zrobiła sobie nic poważnego. Marii wpadła w panikę, i cała się rozpłakała. Springtrap siedział z zamkniętymi oczami, i napewno czuł ból dziewczyny.

- Wiecie... - odezwał się zielony królik. - Odejdę. Nie będziecie musieli mnie widzieć. Nigdy już nie wrócę. Nie mam gdzie się podziać, ale znajdę jakiś sposób.

Wstał z krzesła i podszedł do zejścia z drabiny. Zszedł na dół, i wtedy to był ostatni raz gdy go zobaczyliśmy.

♪♪♪

Minęło kilka dni. Atmosfera była bardzo napięta, nie rozmawialiśmy ze sobą tak dużo jak wcześniej. Nikt się nie uśmiechał, ani nie śmiał. Było cicho, i dziwnie. Nawet Chica mniej przeklinała. Jak Springtrap powiedział, nie pokazywał nam się na oczy ani nie dawał znaku życia.
A co do nocek, odpuściliśmy sobie. Nikt nie miał ochoty kogoś zabijać, więc wszyscy przestawili się na nocne spanie, a nie dzienne.
Siedziałam na kanapie w głównym pokoju, a koło mnie Foxy, który o dziwo nie mówił swoich żartów lub nie próbował nas wszystkich rozweselić.

- Springtrap wcześniej powiedział mi że przeze mnie i przez ciebie zaczął być dla nas milszy. - nagle powiedziałam po długiej ciszy. - To dlatego że wytrzymywaliśmy jego złośliwości.

- Jest dziwnie bez jego wredoty. - mruknął. - Co o tym sądzisz? O nim?

- Nie wiem. - pomyślałam chwilę. - Jego przeszłość nie jest za kolorowa, i źle zrobił. Ale przełamał się i nam powiedział. Żałuje ale... Trudny człowiek.

- Nie miał wyboru, bo został zmuszony. - machnął ręką. - Jego rodzina się rozpadła, to straszne lecz... To go w jakimś stopniu nie usprawiedliwia. Kurna, jak bym chciał wrócić do dawnych czasów i o tym nie myśleć...

- Ciekawe gdzie on jest. - powiedziałam ciszej. Potem znów trwała ta cisza. Przez te kilka dni miałam je po dziurki w nosie. Do pokoju przyszła Chica, która się na nas spojrzała.

- Głodna jestem. - stwierdziła. - Co chcecie do jedzenia?

- Wszystko jedno. - odpowiedziałam.

- Nie jestem głodny. - powiedział lisiasty. Ja z blondynką się na niego spojrzałam. To pierwszy raz odkąd pamiętam, że powiedział że nie jest głodny.

- Foxy, dobrze się czujesz? - zmartwiła się dziewczyna. - Mogę zrobić herbatę, no i sernik.

- Nie musisz. - obojętnie się na nią spojrzał.

- Dobrze, czyli robię podwójną porcję sernika i naleśniki też. - westchęła. Potem otworzyła lodówkę i patrzyła się na nią pusto. Potem się otrząsnęła i wzięła potrzebne produkty do zrobienia jedzenia.

♪♪♪

Po zjedzeniu zaczęliśmy oglądać telewizję. To stało się naszą codzienną rutyną. Spanie również, niektórzy mogli przespać cały dzień. BB najbardziej narzekał na nudy, i się mu nie dziwię.

- Kto ze mną idzie na dwór? - zapytał młody chłopiec. - Nie chcę iść sam.

- Idę z tobą. - powiedział Foxy.

- Ja pójdę. - prawie w tym samym momencie się odezwałam. Spojrzeliśmy się na siebie i delikatnie się uśmiechliśmy. Wstaliśmy i zeszliśmy na dół. Dawno tam nie byłam, więc dziwnie się czułam. Potem po ominięciu kilku korytarzy wyszliśmy na świeże powietrze.

- Brrr, ale zimno! - zdziwił się BB.

- Wiesz, zima. - stwierdził pirat. Potem szeroko otworzył oczy, i spojrzał na mnie. - Niedługo gwiazdka.

- Rzeczywiście. - też zrobiłam wielkie oczy. Przypomniał nam się wtedy pomysł, który wymyśliła Chica. Chodziło o zastraszenie strażnika o hasło do jego karty płatniczej i do telefonu, a potem zamówić dla wszystkich prezenty.

- Jej! - ucieszył się chłopiec. - A kiedy spadnie śnieg?

- Nie wiem, może niedługo. - wzruszyłam ramionami.

- Chciałbym lepić bałwana i wypierniczyć się na sankach. - mruknął.

- Okej, musisz ograniczyć przebywanie z Chicą. - lisiasty pogłaskał go po włoskach, co go wyraźnie wkurzyło, więc przestał.

- Nie traktujcie mnie jak dziecko! - podniósł głos.

- Masz jedenaście lat, a ja... Dwadzieścia jeden. - pochwalił się chłopak z uśmiechem - Mała różnica, co nie?

- A, no bądź już cicho. - odwrócił się. To sprawiło że Foxy się zaśmiał. Nagle BB aż podskoczył ze strachu.

- Co się stało? - zapytałam.

- Tam na górze, ktoś tam był! - pokazał palcem na dach pizzerii. Spojrzeliśmy tam, ale było pusto.

- Muszę cię zmartwić, ale masz zwidy. - piratowi znikł z twarzy uśmiech.

- Serio, uwierzcie mi! - błagał. - Możemy to sprawdzić?

- Nie wiem jak się tam idzie. - Foxy zrobił kilka kroków w prawo, by zobaczyć czy jest jakieś wejście z innej strony. - Chodźcie, tam są jakieś schody.

- Uuu, przygoda! - pisnął BB.

Podeszliśmy do schodów zagrodzone metalową bramką. Lisiasty otworzył ją, i weszliśmy do góry. Byliśmy na dachu, i nic tam nadzwyczajnego nie było. Oczywiście BB się tłumaczył że serio coś widział, ale Foxy zaczął go delikatnie lać po głowie.
Ja zauważyłam że za jednym wentylatorem jest jakiś koc. Szybko tam podeszłam.

- I ch*j, po kryjówce. - nagle za mną usłyszałam załamany głos Springtrapa. Prawie że się przewróciłam z zaskoczenia.

- Viki! - podbiegł do mnie Foxy. Potem spojrzał na królika, który nie wyglądał za dobrze. Miał potargane włosy, oczy były podkrążone i niewyraźne.

- Po co wy tu jesteście, dajcie mi spokój. - mruknął odchodząc do nas. Potem jednak odwrócił głowę. - Przeszkodziliście mi.

- Co? - zdziwiłam się.

- Idźcie już. - znów odwrócił głowę. Ja spojrzałam się na lisiastego, który miał złowrogą minę.












𝗡𝗲𝘄 𝗶𝗻 𝘁𝗵𝗲 𝗧𝗲𝗮𝗺 || five nights at freddy'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz