XIV

1.1K 100 18
                                    

Potworny ból głowy otaczał obecnie wszystkich Huncwotów, a przyczyną był jeden, niewielki przedmiot. Eliksiry nigdy nie były ich mocną stroną, a teraz, kiedy mieli przygotować wspólnie jeden z nich, ich bezradne umysły umierały ze zmęczenia. W ten sposób wszyscy zdali sobie sprawę, że zdanie sumów z tego przedmiotu było kompletnym cudem i nie miało prawa się wydarzyć.

Późną nocą siedzieli w pokoju wspólnym i główkowali nad rozwiązaniem sporu, który wywiązał się podczas układania wszystkiego w całość. Zdania były podzielone - otóż Remus i Peter byli przekonani, że w podręczniku jest błąd, natomiast James i Syriusz, którzy w głębi duszy również tak uważali, byli za tym, by po prostu iść według instrukcji. Lupin jednak postawił na swoim i jeszcze tej samej nocy zarządził wyprawę do biblioteki. Pod peleryną niewidką przemieścili się (Syriusz i James niechętnie, a Remus o dziwo z wielkim zapałem) do pomieszczenia z książkami. Lunatyk szybko przetrzepał wszystkie książki o eliksirach. Ostatecznie znalazł te jedną, w której było dokładnie to, czego szukał.

- Ha! Wiedziałem! - wyszeptał triumfalnie i uśmiechnął się złowieszczo.

- Czyli ten podręcznik faktycznie jest tak zjebany, jak go opisywała Evans... - zamyślił się Rogacz, ale również się lekko zaśmiał.

- Nie klnij tyle, bo Evans da ci kosza po raz... - zaczął Łapa, ale James mu przerwał.

- Dwieście sześćdziesiąty czwarty - powiedział pewnie. - I następnego już nie będzie.

- Zamknąć się i słuchać - rozkazał Lupin i na ruch różdżką przed jego przyjaciółmi pojawiły się pióro i kartka. - Piszcie to, jeśli chcecie jeszcze żyć.

- Ale kto powiedział, że akurat teraz chcę? W tej chwili chce mi się tylko spać...

- Cicho! Siedź i pisz - Remus zirytował się do tego stopnia, że o mało nie krzyknął. Nie mieli dużo czasu, bo jutro był ostatni dzień przed przerwą świąteczną. Nie zważał nawet, że gdyby się nie bał, to sam powiedziałby to samo.

Po napisaniu prawidłowego przepisu udali się znów do dormitorium. Wspólnie skończyli pracę, którą zamierzali oddać następnego dnia. Każdy z nich spał tej nocy spokojnie, nawet Lunatyk.

Następnego dnia mieli zaledwie kilka lekcji, ponieważ nauczyciele skrócili im je do minimum. Szybko skończyli zajęcia i ruszyli do dormitorium, gdzie śmiali się i rozmawiali do późnych godzin. Lupin czuł się wyjątkowo dobrze i miał nadzieję, że będzie tak jak najdłużej. I tym razem na szczęście się nie mylił, bo okres świąt nie przyniósł mu żadnych zmartwień.

Po spakowaniu ostatnich walizek i wymienieniu się prezentami, Huncwoci szybko ruszyli przed zamek. McGonagall właśnie zbierała wszystkich uczniów w grupę. Lupin już się u niej wymeldował i pokierował się w kierunku pociągu, ale nie było mu dane tam wejść.

- Remus! Hej! Hej, Remus! - usłyszał za sobą zdyszany okrzyk. Znał ten głos, to był Alton.

Niski blondyn biegł w jego kierunku. W rękach trzymał niewielki pakunek, a gdy tylko dobiegł do wyższego chłopaka, zatrzymał się i ciężko oddychając podał mu pudełko.

- Nie mam pojęcia, jak oni to zrobili, ale jestem Ci potwornie wdzięczny. Pierwszy raz zjadłem obiad bez obelg i znalazłem przyjaciół w Hufflepuffie! - powiedział spokojnie i uśmiechnął się tak, jak to zwykle robił, czyli ciepło i promiennie.

- To nic takiego. James i Syriusz zrobili to z przyjemnością, uwierz mi. Ja ich tylko nakierowałem.

- To nie ma znaczenia. Gdyby nie ty, to nadal by mnie dręczyli. To dla ciebie - rzucił i wszedł do pociągu. - Wesołych świąt!

- Wesołych świąt! - odpowiedział Lupin i poszedł do swoich przyjaciół.

Podróż była jak zwykle otoczona niekończącym się śmiechem i rozmowami, a mimo, iż dla większości uczniów była długa i raczej nudna, ta ich trwała kilka minut. Na peronie żegnali się długo i poszli w swoje strony. Rodzice Remusa czekali na niego na peronie i machali wesoło. Oby tylko nic nie zauważyli.

I stało się tak, jak chciał. Państwu Lupin nawet przez myśl nie przeszło, że z ich synem może być coś nie tak. A było wiele, ale nie w tej chwili. Cieszył się powrotem do domu i widokiem rodziny. Nie było tu tego wszystkiego, co gnębiło go w Hogwarcie. No, może poza poczuciem bezczynności, które kazało mu się przepracowywać. Ale tutaj i ono słabnęło.

To nie tak, że z Huncwotami było mu źle, czuł się obok nich wspaniale, ale tam było zbyt wiele rzeczy, które przypominały mu o tym, jak beznadziejny jest. Tutaj bywał rzadko i dlatego właśnie to miejsce go uspokoiło. Nie miał tu tylu wspomnień, co w szkole.

Podczas przerwy świątecznej bardzo brakowało mu jednak przyjaciół. Przyzwyczaił się do ich obecności do tego stopnia, że nie potrafił wytrzymać kilku dni bez nich. Dał sobie jednak z tym radę.

Jeszcze w Boże Narodzenie odpakował prezent od Altona. Wewnątrz znalazł piękny kubek na gorącą czekoladę i rysunek, jak się okazało wykonany przez nową przyjaciółkę puchona. Lupin uśmiechnął się na myśl, że następne półrocze blondyn przeżyje w spokoju.

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz