XXXIX

730 72 18
                                    

Minęło kilka godzin, przez które wszyscy odwiedzali Lupina. Dostał w tym czasie kilka poważnych rozmów o tym, jak bardzo wszystkich przestraszył, ale on już dawno dobrze o tym wiedział. Nie były to jego plany, ale nie miał innego wyjścia. Został też oczywiście otoczony wsparciem i miłością z każdej strony, a to było z tego wszystkiego najwspanialsze. Ten powrót do przeszłości, jeszcze nie do normalności, ale gdzieś trzeba zacząć.

Wizyta jego rodziców była co najmniej niezręczna. Dziwnie jest rozmawiać z własnym dzieckiem, które jakiś czas wcześniej popełniło próbę samobójczą. Nie było im łatwo, a zrozumienie go również zajęło im trochę czasu. Zarówno oni, jak i on, byli bardzo cierpliwi. Dali mu czas, którego potrzebował i obiecali wspierać, a to dało mu siłę. Kochali go, tak bardzo go kochali. Przez ten cały czas nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo. Brakowało mu najwyraźniej bliskości kochanych przez siebie osób, a teraz nie było już tego problemu. Czy czuł się atencjuszem? Oczywiście, że tak, ale tym razem nie zwracał na to uwagi, nie było to istotne. Było przecież inne uczucie, które zastępowało miejsce tego poprzedniego - uczucie bycia potrzebnym i docenionym. Wiedział, że to nie koniec drogi, ale tak bardzo podobało mu się to przeczucie, że wszystko jest dobrze, że chwilowo o tym zapomniał.

Po równo dwóch dniach od trafienia do skrzydła szpitalnego Lupin został zwolniony z dwóch przyczyn i pod dwoma warunkami. Nie był tam już potrzebny, został opatrzony i przypilnowany, a dodatkowo nie chcieli, by się tam męczył. Odesłano go więc do jego dormitorium i powiedziano, że nie wróci na zajęcia tak długo, aż nie będzie chciał, ale znając jego zapał do nauki i nienawiść do zaległości ustalono, że przerwa ta nie może trwać krócej, niż tydzień. Pilnować go mieli w tym czasie Huncwoci, którym rzecz jasna na rękę było nie pójście na zajęcia. Lupin dostał też leki - eliksir wzbudzający euforię i miksturę powodującą senność. Oba eliksiry miały być brane przez niego w małych dawkach, zwłaszcza na początku, by jego organizm miał czas się przyzwyczaić. Za podawanie ich odpowiedzialni byli Huncwoci, co od początku było fatalnym pomysłem, ale z jakiegoś powodu Mcgonagall ufała im na tyle, by przydzielić im takie zadanie. Był to jeden z jej gorszych pomysłów.

Pierwszego dnia Lupina w dormitorium jego przyjaciele pomylili dawkę jego leków. Mieli dać mu zaledwie kroplę eliksiru wzbudzającego euforię, jednak przez przypadek Remus wypił ich kilka w swoim soku dyniowym. Nie mieli pojęcia o tym błędzie, dlatego niezwykle zdziwili się, gdy odpowiedzi Lunatyka był 'śpiewające', naprawdę i w przenośni.

Jednak kluczem do rozpoznania był fakt, że złapał siedzącego obok Jamesa za nos, cały roześmiany. Wtedy Lily, która wcześniej również została poinformowana o tej sytuacji i otaczała go wsparciem, zrozumiała - efekty uboczne, dali mu za dużo eliksiru.

- Eliksir - zaczęła, patrząc to na szklankę, to na uchachanego Remusa, to na Huncwotów. - Ile go daliście?

- Trzy krople, jak kazała Mcgonagall. - James wzruszył ramionami, by chwilę później Lupin znów złapał go za nos.

- Mówiła o jednej kropli - powiedziała zawiedziona, ale w jej głosie przejawiał się dziwny spokój. Możliwe, że się tego spodziewała, bo mały uśmiech wkradł się na jej twarz. - Zaprowadźcie go do Pomfrey po śniadaniu.

Tak też zrobili. Pielęgniarka zrobiła co trzeba, a następnie poinstruowała ich jeszcze raz, kiedy i ile leków Lunatyk powinien przyjmować. Grzecznie się do tego przystosowali, bo nie było już więcej takich incydentów. Zdarzało się czasami co prawda, że u Remusa pojawiały się jakieś efekty uboczne, ale były one tak drobne, że nikogo to nie obchodziło.

Syriusz był rozdarty - cały czas myślał o swoich uczuciach do przyjaciela. Długo zastanawiał się, czy powinien mu mówić. Nie teraz, nie wiedział, czy mówić mu w ogóle. Wyleczy się z tej głupoty i wróci do normalności. Wciąż jednak bał się, że tak się nie stanie.

Lupin też o tym myślał, ale trochę mniej intensywnie. Miał też trochę inne podejście; wiedział, że jeśli wyzna teraz Blackowi miłość, ten niezależnie od tego, czy to odwzajemnia czy nie, będzie z nim w związku. A on nie chciał wykorzystywać go w ten sposób. Kochał go, więc nie chciał go do niczego zmuszać. Musiał się z niego wyleczyć, bo to był jedyny sposób na uratowanie tej przyjaźni. Ale wiedział też coś innego: nie wyleczy się z Łapy, a jeśli nie wyleczy się z niego, nie wyleczy się też z depresji.

Peter dowiedział się o uczuciach Syriusza i choć był to dla niego ogromny szok, przyjął to bardzo łagodnie i wspierająco, jak na dobrego przyjaciela przystało. Codziennie przynosił też Remusowi do dormitorium czekoladę, bo wierzył, że cukier, a zwłaszcza pod ukochaną przez Lupina postacią, poprawi mu humor. Miał rację, bo szczęście Lunatyka rosło z każdym kawałkiem, gdy on i Syriusz leżeli pod kocem w dormitorium. I każdy z nich wiedział wtedy, że nie może po sobie pokazać, że drugiego kocha bardziej, niż powinien.

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz