XXXVII

708 69 19
                                    

Cześć,

Jeżeli to czytacie, to już mi się udało. Popełniłem samobójstwo. Brzmi jak coś trudnego, prawda? Dla mnie jednak było znacznie łatwiejsze, niż życie.

Możliwe, że to zauważyliście, ale nie zdawaliście sobie z tego sprawy. Od dawna nie było ze mną dobrze. Tak jak widziałeś, Rogaczu, miałem problemy ze snem. W zasadzie, nie umiałem spać od jakiegoś czasu, a każda noc była dla mnie koszmarem, bo zadręczałem się myślami. Nie umiałem nie myśleć, a miałem dużo zmartwień. Nienawidziłem siebie i to bardzo mnie niszczyło.

Tak jak widzieliście, nie uśmiechałem się tyle, co zwykle. Starałem się sprawiać pozory, że wszystko w porządku, bo nie chciałem, żebyście się zbędnie zadręczali moim stanem. I wychodziło mi to świetnie - nikt nie wiedział - do czasu. Gdy już na moich przedramionach nie było wolnego miejsca na cięcia zdałem sobie sprawę, że to mi już nie pomaga. Wcześniej udawało mi się zamieniać troski na ból, ale później, kiedy zacząłem tego nadużywać, przestało działać. I nie było żadnego innego wyjścia, niż znaleźć coś, co mi pomoże.

Jednak po długich próbach nie udało mi się znaleźć niczego. Postanowiłem więc, że muszę to skończyć. To nie tak, że nie chcę żyć, bardzo bym chciał. Ja po prostu nie potrafię i im dłużej to ciągnę, tym większym potworem się staję. Boję się samego siebie, dlatego śmierć mogła być moim ukojeniem.

Wyznaczyłem datę. Dziwnie jest znać dzień swojej śmierci. Dałem sobie ostatnie trzy miesiące życia, by móc wszystko zakończyć, zamknąć za sobą pewien rozdział. I tak też zrobiłem.

Cieszę się, że mogłem spędzić tyle chwil z wami. Jesteście powodem, dla którego tak długo się starałem, utrzymywaliście mnie przy życiu przez te ostatnie półtora roku. Jesteście wyjątkowi i wspaniali. Musicie tylko teraz zrozumieć, że nie chciałem was skrzywdzić, że to jedyny sposób, bym znów był szczęśliwy, tylko tak mogę się uwolnić od tego wszystkiego. Jestem teraz bardzo spokojny i będę tu na was czekał.

Do zobaczenia!

Remus

Osiemnasty listopada większości uczniów Hogwartu mijał na żmudnym zakuwaniu podczas zajęć. Trudno określić, ile Huncwoci daliby, aby i oni mogli go tak spędzić. Jeszcze nigdy wcześniej dormitorium uczniów siódmego rok nie było tak ciche. James, Peter i Syriusz siedzieli w trzech częściach tego samego pomieszczenia, a zdawało się, jakby każdy z nich siedział osobno, zamknięty we własnym pokoju, a może nawet świecie. Nie rozmawiali wiele - potrzebowali ciszy, wszyscy musieli przetrawić nową sytuację samemu. Każdy z nich płakał, a list trzymany w dłoni Pottera od około trzech godzin zdążył już przesiąknąć jego łzami. Znajdowali się w bardzo trudnej sytuacji, ale nikt nie oczekiwał od nich, że będzie inaczej. Mieli prawo do tego, by przeżywać to na własny sposób.

Po wielokrotnych próbach dostania się do skrzydła szpitalnego i równie licznych odmowach pani Pomfrey stwierdzili, że tego dnia go nie odwiedzą. Poza tym Mcgonagall Uważała, że dla Remusa to będzie nawet bezpieczniejsze wyjście. Potter prawdopodobnie by go rozszarpał. Nie ze złości, z troski i tęsknoty, trochę z irytacji tym, że im o niczym nie powiedział. Może byliby w stanie zareagować wcześniej i nie dopuścić do całej tej tragedii.

Syriusz, w drugim kącie pokoju, nadal nie zdecydował się natomiast, czy powinien powiedzieć Lupinowi o tym, że się w nim zakochał. Byli przyjaciółmi i Lunatyk z pewnością by go nie wyśmiał, ale jeśli ten drugi tego nie czuł, Black mógł tylko spowodować u niego kolejne problemy. Nie chciał, by przyjaciel obwiniał się za to, że nie odwzajemnia jego uczuć. Wolał poczekać, bo obecnie bał się mówić mu cokolwiek. Bał się znów go stracić.

Peter, usytuowany w kącie między nimi, przez długi czas siedział zamyślony, patrząc w przestrzeń. Było tyle możliwości, by go uratować już wcześniej, poza tym, gdyby nie szybka reakcja Syriusza, z Lunatyka nie byłoby czego zbierać. Zastanawiał się co mógłby zrobić, by zapewnić Lupinowi wśród nich lepsze otoczenie, co mogli mu dać od siebie, by poczuł się znów dobrze. Starał się wykreować nowego siebie, bardziej pomocnego, zainteresowanego i kochającego. Ale takie zmiany były trudne, zwłaszcza, że Huncwoci ogólnie nie zrobili nic złego.

Rodzice Remusa zostali poinformowani jeszcze tego samego dnia. Chcieli przyjechać od razu, ale im też zabroniono. On musiał odpoczywać, a oni mogli odwiedzić go w sobotę, dwa dni po incydencie. Nie wiedzieli, jak mają z nim porozmawiać - nigdy nawet przecież nie podejrzewaliby, że do takiej sytuacji może dojść. Teraz jednak musieli uzbroić się w cierpliwość i wyrozumiałość, bo jeśli ich syn miał wyzdrowieć, to było jedyne wyjście.

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz