LXVII

120 12 5
                                    

Potter był wściekły, co było jasne już od pierwszego spojrzenia. Był wściekły na Syriusza, że jego niewyparzona gęba wypędziła z jego domu szesnastoletnie dziecko, które potrzebowało pomocy i wsparcia, oraz, że kazał mu podejmować jakąś idiotyczną decyzję. Był wściekły na Lupina, że nie interweniował, jak to miał w zwyczaju robić, kiedy jego przyjaciele czynili głupoty. Był wściekły nawet na tego idiotę Regulusa, że jak zwykle musiał rzucić jakimś zgryźliwym komentarzem i postawić na swoim, będąc upartym matołem. Ale przede wszystkim, James Potter był wściekły na samego siebie, że w ogóle do tej sytuacji dopuścił.

Chodził dookoła swojego pokoju, nic nie mówiąc, zastanawiając się, jak to wszystko naprawić.

- Powiesz coś w końcu? - burknął gniewnie Black, siedząc na łóżku Rogacza, jego głowa na ramieniu Remusa, który gładził mu włosy. Black też był zły, bo Potter nie podjął decyzji, stawiając go na równi ze śmierciożercą.

- Zamknij się - mruknął, patrząc na śnieg za oknem, jakby ten miał rozwiązać jego problemy.

- Serio? Po tym wszystkim, każesz mi się zamknąć?

- Tak, bo powinieneś się zamknąć już na początku. W przeciwieństwie do Remusa, który jak raz miał otworzyć mordę, to siedział cicho.

- ZOSTAW GO W SPOKOJU! - Syriusz wstał, stając na przeciw Pottera. - To ty chowałeś u siebie mojego idiotycznego brata, który, przypominam, pracuje dla wroga. Dlaczego, James? Dlaczego on tu w ogóle był?

To pytanie zdawało się krążyć w głowie niższego chłopaka. Dlaczego ślizgon tu był? Nie chodziło o to, że torturowała go matka, tylko o ogólną przyczynę - dlaczego Potter był pierwszą osobą, o której młodszy Black pomyślał?

Ledwo się znali. Nie zgadzali się ze sobą. Dlaczego zatem James Fleamont Potter jest pierwszą osobą, do której Regulus Arcturus Black zawsze idzie, kiedy spieprzy sobie życie?

- Nie wiem, Łapo. Potrzebował pomocy. Niekoniecznie mojej, po prostu, znowu jest sam.

- Jest sam na własne życzenie. Jakby chciał, jakby wyszedł z inicjatywą...

- A wysłuchałbyś go?

- Tak, cholera, to mój brat, niestety. Nie masz pojęcia jak bardzo chciałbym, żeby zmienił strony i dołączył do nas. Ale on nie chce, rozumiesz? Jakby chciał, to coś by zmienił. A on wyznaje ich wartości i ma cię gdzieś! Przykro mi, że dałeś się nabrać. Manipuluje tobą tak, byś myślał, że mu zależy. Ty dajesz mu informacje o Zakonie Feniksa, a on podaje je dalej Voldemortowi!

- Nie masz pojęcia, o czym mówisz. - Potter westchnął i przewrócił oczami. - Nie dostał ode mnie żadnych informacji. Kłócimy się o politykę, ale bez szczegółów.

- To po co tu przyszedł, hm? Jaki miał interes? Bo, wybacz, ale wątpię, że mój egoistyczny, zapatrzony w siebie brat, który nienawidził cię od pierwszego dnia, kiedy cię poznał, nagle zechciał spędzać z tobą święta.

- Wasza matka rzuciła na niego cruciatusa, idioto.

Zapadła cisza. Nikt nie był gotowy na taką informację. Syriusz wziął głęboki oddech i usiadł z powrotem obok swojego chłopaka, wtulając się w jego ramię i płacząc jak dziecko. Lunatyk szybko go do siebie przytulił, zaalarmowany. Tak, była to informacja trudna do zniesienia, ale czy to powód do płaczu?

A Syriuszowi wszystko zaczęło się przypominać. Przypomniał sobie rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty szósty, wyraz twarzy swojej matki, najgorsze sześć sekund swojego życia i ucieczkę z domu.

Bo to był właśnie jego powód, bezpośrednia przyczyna jego ucieczki - nie dać się nad sobą znęcać.

W wakacje przed szóstym rokiem umówił się z mugolaczką. Nie była to nawet pełnoprawna randka, po prostu dogadywali się i wyszli razem. Kiedy jego matka się o tym dowiedziała (oczywiście od tego kabla, Regulusa), w obecności jego ojca rzuciła na niego cruciatusa. Orion, absolutnie zszokowany, zatrzymał ją po chwili, bo przekroczyła granicę. Syriusz pamiętał ten ból. Przechodził przez całe ciało, sprawiając, że człowiek chce odciąć sobie wszystkie kończyny, wykrwawić się i umrzeć. Chce umrzeć, byle, by skończyło się jego cierpienie.

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz