LXVI

114 11 3
                                    

Jakkolwiek by to nie brzmiało, Black bardzo lubił łóżko Pottera.

Potter był fanatykiem wszelkiego rodzaju koców i choć czasem potrafiło to być irytujące (Regulus parę razy się w nie zaplątał), generalnie było naprawdę miło i ciepło. Lubił sposób, w jaki te miękkie tkaniny otulały jego ciało i pozwalały odpocząć. Dom Potterów poza tym miał też swój specyficzny, wspaniały zapach, który sprawiał, że Regulus czuł się bardzo konfortowo. Udało mu się nawet zasnąć, co prawda budząc się średnio co piętnaście minut, ale jednak.

Komfort miał się jednak skończyć dość szybko.

Zaczęło się od tego, że James wrócił do pokoju z gorącą czekoladą, którą wypili w niezręcznej ciszy, nawet na siebie nie patrząc. Rogacza bardzo to irytowało, więc zaczął intensywnie się w Blacka wpartywać. A młody, wyczuwając na sobie jego wzrok, również na niego spojrzał, marszcząc brwi w zdezorientowaniu.

- Na co się gapisz?

- Rzęsę masz pod okiem - rzucił, na co Black zaczął pocierać oczy. Potter weschnął i odłożył swój kubek, po czym przybliżył się do Blacka, chcąc mu pomóc. Ten jednak się odsunął. - Merlinie, no daj, pomogę ci!

- Nie! Nie będziesz mnie po twarzy tykać! Nie wiem, gdzie te dłonie były...

James przewrócił oczami.

- Przestań się szarpać! Przecież nic ci nie zrobię! - złapał jego ramiona i popchnął go na łóżko, żeby go przytrzymać. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, w jakiej pozycji się znaleźli. Znów jednak próbował strzepnąć rzęsę z policzka Blacka.

- Puszczaj mnie, pedale! - krzyknął młodszy, rzucając się i szarpiąc. Potter pacnął go w twarz.

- Pedałem to jest twój brat i nie zdziwiłbym się, gdyby to u was płynęło we krwi - zauważył i ostatecznie pozbył się rzęsy z polika Blacka. Następnie się podniósł i wziął łyka gorącej czekolady. - Więc nie pierdol głupot, bo źle się to dla ciebie skończy.

Dokładnie w momencie, kiedy skończył mówić, w całym domu rozległ się dzwonek do drzwi. Potter zmarszczył brwi i wstał, idąc w ich kierunku. Gdy tylko wyszedł z pokoju, zamarł. Jego matka właśnie witała nikogo innego jak Remusa Lupina i Syriusza Blacka.

Troszkę się w nich przez ostatnie pół roku zmieniło - Black ściął włosy i dorobił się tatuażu. Lupin natomiast miał teraz dziwnego wąsa, przez którego wyglądał, jakby był czyimś wujkiem. Potter szybko zamknął drzwi od swojego pokoju i do nich podszedł, sprawiając pozory, jakby wszystko było okej.

- JAMIE! - Syriusz rzucił mu się na szyję, bo w końcu nie widział go od kilku miesięcy. James przewrócił oczami.

- Tak, tak, super. Ale wiecie, że istnieje taka nowoczesna technologia, jak, ekhem, poczta? I że, na przykład, mogliście do mnie pisać?

Remus westchnął, również ich przytulając.

- Nie marudź. Magnesik ci przywieźliśmy.

- Chuje jesteście, nie koledzy.

Oboje, jak na zawołanie, kopnęli go kolanami w brzuch, a ten zaczął przeklinać i zwijać się z bólu.

- No przecież prawdę mówię! - krzyknął, patrząc na nich groźnie. - Ale dobra, nie ważne. Jak było?

Remus spojrzał na Syriusza jak rozgniewana matka na swoje dziecko.

- Łapa zaczepiał Szwedów na ulicy, mówiąc, że któryś z nich może być członkiem ABBy.

- Zawsze trzeba być przygotowanym.

Z pokoju obok można było usłyszeć ciche prychnięcie. Kurwa. Czy ten dzieciak nie mógł siedzieć cicho chociaż przez chwilę? Czy musiał zawsze wszystko utrudniać? Lunatyk i Łapa spojrzeli na siebie z ekscytacją, później znów na Rogacza.

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz