XXX

666 56 18
                                    

Po kilku nieprzespanych nocach, spędzonych na rozmyślaniu Remus postanowił, że coś zmieni. Miał dwie opcje - wygrać z tym, wrócić do normalności i znów być szczęśliwy lub przegrać i zwyczajnie przestać czuć cokolwiek, uczynić ten rok jego ostatnim. W każdym razie miał wyjść z tego bez bólu, ale cóż, skłaniał się bardziej ku pierwszej opcji.

Bo on chciał żyć, chciał kochać, czuć, myśleć. Nie chciał tracić tego, co ma. Wiedział, że jeśli się nie uda, będzie trzeba to opuścić, nie mógł już wytrzymać tego, co go spotykało. Ale chciał, do cholery, chciał to godnie przeżyć i cieszyć się każdą chwilą z Huncwotami. Proces przeżycia był niestety trochę trudniejszy.

Zaplanował wszystko - jeszcze dziś powie im o tym, bo od tego zależy jego życie. Cały dzień będzie się na to przygotowywać, ale będzie warto. Jednak nie było, ale to miało się dopiero okazać.

Była sobota, więc siedział przez kilka godzin w swoim dormitorium i myślał, czy gorsza była pustka, czy smutek. Już naprawdę nie wiedział, a chciałby. Nie chciał czuć ani jednego z tych dziwnych stanów, ale to nie zależało od niego. Reszta Huncwotów siedziała na nad książkami, bo za dwie godziny mieli iść na poprawę do Slughorna. Syriusz i Peter byli trochę lepiej przygotowani, dodatkowo pierwszy z nich należał do Klubu Ślimaka. Mogło mu to, jak stwierdzał Remus, znacznie pomóc, ale nie mogło zastąpić wiedzy.

Chciał poczekać aż wrócą, bo wiedział, że na nich też zostawi to ból. Nie chciał stresować ich przed poprawą, zależało mu, żeby dobrze im poszło. Był kochany, to fakt, szkoda tylko, że nie dostrzegał tego w sobie. Może gdyby jednak zdecydował się na powiedzenie im wcześniej, przez najbliższe trzy miesiące nie żyłby w świadomości, że za chwilę umrze.

Więc gdy tylko Huncwoci wrócili i rzucili się na kanapę w pokoju wspólnym, Remus zaczepił ich z udawanym uśmiechem. Nie był się w stanie wysilić na prawdziwy, a jego ręce nigdy wcześnie nie trzęsły się tak bardzo, ale jedyne, co się teraz liczyło, to ta chwila.

- Słuchajcie, muszę wam coś powiedzieć - zaczął, ale nie było mu dane skończyć.

- Błagam, nic już nie mów - wymamrotał James z zamkniętymi oczami. Był naprawdę zmęczony, nie wiedział, jak ważna jest ta sprawa. - Porozmawiamy o tym jutro, dobra?

W Lupinie wtedy coś pękło, coś przeskoczyło gwałtownie w jego głowie i nie do końca wiedział, dlaczego wszystko znów obracało się przeciw niemu. Wiedział, że oni nie chcieli źle, gdyby znali sytuację, to nawet obudzeni w środku nocy po kilku dniach bez snu zajęliby się nim. Ale teraz nie mieli pojęcia, byli zwyczajnie wykończeni, a Lunatyk nie mógł mieć im tego za złe. Nie miał im tego za złe, tym razem nie winił też siebie.

Postanowił dać sobie trzy ostatnie miesiące, podczas których miał dokończyć wszystko. Nie chciał zostawiać niezamkniętych spraw za sobą, chciał zaznać wszystkiego, czego podczas życia nie zaznał. Zwłaszcza, że teraz nie miał już nic do stracenia. Szukał też drogi na to, by jak najmniej zranić przyjaciół. Bardzo nie chciał, by cierpieli, kochał ich nad życie i nie pozwoliłby im na smutek. Nie wiedział jednak jak odejść nie raniąc ich.

Najprostszą drogą była najprawdopodobniej jedna ze skrajności - mógł albo się od nich oddalić, albo spędzać z nimi tyle czasu, że będą mieli z nim aż za dużo dobrych wspomnień. Oddalać się nie chciał, więc postanowił, że będą mieli go wręcz prześmiewczo 'dość'. Jemu miało już do śmiechu nie być, bo tak strasznie nie chciał umierać, potrzebował już jednak pewnego rodzaju spokoju i był tym wszystkim zmęczony.

Jak postanowił - jego planowane odejście miało mieć miejsce w połowie listopada i choć początkowo nie podobał mu się fakt, że wypada to zaledwie paręnaście dni po urodzinach Syriusza, później już rozumiał, że inaczej się nie da. Będą musieli przez to przejść.

Ale to, czego nie zauważał, zjadało go gdzieś w tle. Bo najbardziej ucierpieć miał przecież na tym on sam, a nie ludzie, którzy go kochali, choć z pewnością im też nie będzie łatwo. To właśnie on będzie się z tym mierzyć, to on przepłaci to życiem. Wiele razy utrzymywała go przy życiu myśl, że jest ono jedno, że jeśli teraz umrze, straci wszystko, co ma, że jest to decyzja nieodwracalna. Teraz jednak miał na to inne spojrzenie, że raz na zawsze uwolni się od tego, co go spotkało. Nie przeżyje ani jednej pełni więcej, żadnej kłótni, żadnej straty, poza ostatnią, stratą życia. Spokój był dla niego ważniejszy.

Nie ważne więc, jak bardzo próbowałby żyć, jego ponadroczne zmagania są dowodem, że nie było dla niego szansy. On to wiedział, mimo że bolało go to bardzo. Teraz więc zmierzał już ku końcowi, ale zdecydowanie nie był tak spokojny, jak to sobie wcześniej zaplanował.

___________________________________

Przepraszam, że nie życzyłam wam wesołych świąt, ale teraz życzę wam szczęśliwego nowego roku 💖

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz