XX

928 88 18
                                    

Niepewność wypełniła całą bibliotekę, a przynajmniej tak mu się wydawało. Ten stres, który go przejmował, gdyby tylko można było przewidzieć przyszłość. Miał wrażenie, że czas się zatrzymał, lub przynajmniej zaczął płynąć wolniej. Aż w końcu się stało...

- Szach mat! - usłyszał Remus, po kilku sekundach, a na twarzy Altona pojawił się triumfalny uśmiech. Remus długo zastanawiał się, jak mógł mu dać tak łatwo wygrać. Porażka była bolesna, bo zawalił sprawę po całości. Gdyby nie kilka nieprzemyślanych ruchów, mógłby powiedzieć te słowa właśnie on.

- Nie gram z tobą, za dobrze Ci idzie - mruknął Lupin i wstał, kierując się do wyjścia.

- Po prostu lubię szachy. Jak chcesz, możemy iść na zajęcia szybciej, profesor Richardson nie ma teraz lekcji, raczej się nie obrazi.

- Chętnie, może pozwoli nam poćwiczyć.

Ruszyli wspólnie do sali, gdzie odbywały się zajęcia. Tak jak przypuszczali, Richardson nie robił nic ciekawego, pisał coś na kartce. Przywitał ich uśmiechem i pozwolił wejść do klasy. Zabronił im jedynie pojedynków, bo nie chciał, by zrobili sobie coś w czasie jego nieuwagi. Więc Remus i Alton jedynie usiedli w ławce i cicho rozmawiali.

- Nauczysz mnie kiedyś grać w szachy na twoim poziomie? - zapytał Lupin. - Bo moje przegrane mnie bardzo zniechęcają.

- Cóż, szachy są jak życie. Nie zawsze wygrasz, więc ciesz się samą rozgrywką. Rób wszystko, by wygrać, po prostu.

- A kim ty kurwa jesteś? Coachem motywacyjnym? - usłyszeli za sobą głos Pottera. Richardson spojrzał na niego z roczarowaniem w oczach, więc Rogacz jedynie uśmiechnął się niezręcznie. - Szachy to szachy, nie rozumiem o co wam chodzi.

Po czasie w sali zebrali się wszyscy uczniowie, a nauczyciel rozpoczął zajęcia. Tym razem w pojedynkach nikt nie ucierpiał, pewnie przez brak głupich pomysłów.

Lupin cały czas odczuwał dziwne uczucie w jego głowie. I choć nic złego się nie działo, a atmosfera była bardzo przyjazna, coś wciąż mówiło mu: 'Idź, to jest naprawdę dobry pomysł, by to skończyć'. Ale on nie chciał tego kończyć i pozostawał asertywny.

Bo uczucie pewnej pustki nie zniknęło. Nie miało zniknąć przez pewien czas, choć bardziej czy mniej skutecznie próbował je wypędzić. Lupin znikał sam, takie były fakty. I choć jego przyjaciele widzieli, że się zmienia, widzieli tylko małą cząstkę jego życia.

Jego głowa już uzależniła się od chwilowego rozwiązania problemów, toteż myślał w ten sposób. Ale dlaczego teraz, gdy był szczęśliwy? Tego nie wiedział nawet on sam, a pomysł ten stawał się coraz bardziej rozległy, zaciskając tym symboliczną pętlę na jego szyi. Stwierdził, że musi się czymś zająć, bo wtedy przestanie o tym myśleć. I zadziałało, co prawda na chwilę, ale jednak.

W ten właśnie sposób znalazł się w bibliotece, gdzie uczył się do późnych godzin. Przeczytał wiele cennych informacji nie tylko o tematach, które były mu potrzebne, ale i o wielu innych. Starał się nie myśleś o tym, co go gnębiło i bardzo mu to pomagało. I choć w głowie wciąż słyszał ten głos, tym razem umiał się mu postawić.

Zauważył jedno - tym, co najbardziej mu pomagało, były spacery. Nie wiedział dokładnie dlaczego, po prostu lubił gdzieś wyjść z przyjaciółmi. Nawet jeśli ostatnio ich wyczyny strasznie go irytowały, kochał długie chodzenie z nimi i rozmowy o niczym. Chciał pewnego dnia zorganizować większe wyjście, najlepiej całodniowe. Ale tak długo, jak na zewnątrz temperatura była niższa od pierwszoroczniaków, ciężko było cokolwiek zrobić.

Udało im się ustalić mniej więcej, dlaczego profesor Richardson chodził ostatnio z głową w chmurach. Choć była to tylko plotka, Huncwoci szybko usłyszeli od Dorcas i Marlene rzekomą prawdę. Była ona mało wiarygodna, ale dziewczyny te nie miały w zwyczaju kłamać. Powiedziały im dokładnie to, co usłyszały. Ponoć profesor miał spotykać się z nauczycielką numerologii, profesor Stevenson.

Plotka ta nie rozchodziła się szybko, ale Huncwotom było to na rękę - lubili bardzo nauczyciela i nie chcieli, by stał się ofiarą uczniów. Prosili wszystkich o ciszę na ten temat, a ludzie się ich słuchali. Najzwyczajniej w świecie byli lubianą przez ogół grupą, choć potrafili potwornie wkurzać.

Remus, zgodnie z umową, napisał sprawdzian z transmutacji. Satysfakcji dodawał mu fakt, że zdobył maksymalną liczbę punktów. Nie wiedział dokładnie, dlaczego McGonagall zgodziła się na to, ale był bardzo szczęśliwy. A Syriuszowi bardzo podobało się widzieć swojego przyjaciela uśmiechniętego ponownie.

I choć wszyscy, łącznie z Lunatykiem myśleli, że wszystko jest już w zupełnym porządku, spirala problemów miała się dopiero zacząć.

____________________________________

Przepraszam za brak rozdziałów, postaram się już pisać regularnie i częściej :)

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz