Lyall Lupin stał przed trudnym wyborem - dać synowi spokój i pozwolić mu snuć depresyjne myśli samemu w pokoju, czy jednak zaburzyć jego strefę komfortu i iść z nim porozmawiać, być może podnosząc na duchu, tym samym narażając się na nienawistne spojrzenia i buntownicze odzywki. Podobnie jak Syriusz jeszcze prawie dwa dni wcześniej, wybrał to drugie w myśl słusznej idei, że nikt nie powinien być pozostawiony z tak ogromnym ciężarem.
Zanim jednak to zrobił, postanowił obskoczyć kilka mugolskich sklepów z żywnością, gromadząc duży zapas ulubionych słodyczy syna. Powód był prosty - mężczyzna wychodził z założenia, że człowiek najedzony to człowiek szczęśliwy. Poza tym, podobno "przez żołądek do serca", co było drugim argumentem za wydawaniem góry pieniędzy na paczki czekoladowych słodkości. Miał nadzieję, że Remusowi (który od ostatnich kilkudziesięciu godzin wyglądał, jakby żywił się jedynie kawą i łzami małych dzieci) ten gest się spodoba i przekona go do dalszych negocjacji.
Obkupiony w łącznie trzy torby najróżniejszych słodyczy (zarówno mugolskich jak i czarodziejskich) stanął ze stanowczą postawą przed drzwiami pokoju swojego syna.
- W imię wyższego dobra. Merlinie, niech on mnie tylko nie zabije... - szepnął w nicość, a następnie ostrzegawczo zapukał w drzwi, by chwilę później lekko je popchnąć.
O tym Lyall nie wiedział, ale Remus siedział w dokładnie tej samej pozycji, co gdy przyszedł do niego Black. Jego oczy były podkrążone, całe czerwone (nie wiedział czy była to kwestia płaczu, czy może braku snu), a jego skóra przybrała znacznie bledszy odcień. Nie wyglądał tak źle już od kilku miesięcy, więc ojciec zaniepokoił się nieco, ale chwilę później oprzytomniał i znów przybrał stanowczy, mimo to troskliwy wyraz twarzy.
- Jest gorzej, niż myślałem, ale jestem na to przygotowany. - Wskazał na torby, które od kilku sekund spoczywały na ziemi. - Znajdziesz chwilę dla zbłąkanego starca?
- Po pierwsze, to jest "zbłąkany wędrowiec", a nie "starzec" - zaczął Remus, a jego ojciec już wiedział, że osiągnął sukces, bo ten zaczął mówić. - A po drugie mamy lipiec, a to jest tradycja świąteczna.
- Codziennie się człowiek czegoś uczy... - odpowiedział mężczyzna, siadając na przeciwko syna, a parapet zaskrzypiał pod jego ciężarem. Lyall się skrzywił. - Chyba nie poleci, co?
Remus westchnął, nie odrywając wzroku od tych głupich ptaków, które jak na złość wiły sobie gniazdo na tej durnej gałęzi. Zmarszczył brwi, jakby bardzo go to zdenerwowało. Sam nie wiedział dlaczego.
- Jeśli przyszedłeś tu tylko po to, by przekupić mnie słodyczami, zakłócać mój spokój i demolować mój parapet, to możesz już wyjść - rzucił oschle, a jego ojciec tylko się zaśmiał i wstał.
- Dobrze, zatem zjem te wszystkie tabliczki czekolady sam. Roztyję się i umrę przez ciebie w samotności, wtapiając się w fotel... - zaczął kierować się do drzwi. Słowa te były wypowiedziane w tak optymistyczny i wesoły sposób, że brzmiało to aż uroczo.
- Wróć. - Lupin po raz pierwszy tego dnia spojrzał na ojca. - Co takiego chcesz?
- Zobaczyć, jak się uśmiechasz, bo to naprawdę rzadki okaz.
Lunatyk przewrócił oczami, i znów wyjrzał za okno.
- Nie jestem w humorze.
- Dlatego tu jes... - Lyallowi nie było dane skończyć, bo syn mu przerwał.
- Przestańcie mnie wszyscy traktować, jakbym był problemem! - wykrzyczał, a z jego lewego oka poleciała łza. Pan Lupin sięgnął po coś z jednej z toreb.
- Moim największym problemem obecnie jest otworzenie tej tabliczki czekolady - zwrócił się promiennie do syna. - A twoim, że za bardzo bierzesz do siebie opinię mamy, która zmienia zdanie częściej, niż skarpetki.
CZYTASZ
Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛
FanfictionCzy wiesz, że: ➤ Depresję najczęściej diagnozuje się u osób w przedziale wiekowym 20-40 lat? ➤ Depresja to choroba ciągnącą się tygodniami, miesiącami, a nawet całymi latami? ➤ Smutek osoby cierpiącej na depresję nie musi być widoczny na pierwszy...