VII

1.2K 115 37
                                    

Teraz był pewien - żył pod jednym dachem z osobami niezrównoważonymi psychicznie. Podejrzewał to już wcześniej, ale teraz miał twarde dowody. Czasem naprawdę wątpił w to, że ich jeszcze żywcem nie zakopał. Doceniał samego siebie za to.

Po powrocie z dormitorium dziewcząt, jego przyjaciele zaczęli go wypytywać o wiele dziwnych rzeczy. Nie chciał z nimi rozmawiać. Nie interesowały go fantazje niewyżytych nastolatków.

Po długim czasie nieobecności w pokoju wspólnym, Remus wrócił do sypialni. Huncwoci już znormalnieli, albo byli zmęczeni. Nie wdawali się w dyskusję z Lupinem, więc raczej to drugie.

Poniedziałkowy poranek zleciał im na nauce zaklęć obronnych na obronie przed czarną magią. Richardson zorganizował im nawet kilka pojedynków, ale zawiedziony umiejętnościami klasy zrezygnował po trzech. Wtedy wypadło na Lupina, który walczył z Peterem i nikogo nie dziwiło, że wygrał. Nauczyciel Zachwycił się jego poziomem i postanowił, że poszuka wolnego terminu i zorganizuje dodatkowe zajęcia z pojedynków. Tym sposobem Remus wiedział, że za jakiś czas będzie miał jeszcze mniej wolnego, i mimo wszystko bardzo mu się to podobało.

Na transmutacji nie był w stanie się zgłaszać, choć na tym przedmiocie starał się być aktywny. Był na tyle zmęczony, że ledwo udawało mu się przetwarzać informacje, które słyszał. Zauważyła to również profesor McGonagall, opiekunka gryfonów. Po lekcji więc Lunatyk został poproszony o zostanie w sali.

- Dlaczego tu jestem, Pani profesor? - zapytał grzecznie Remus, gdy z pomieszczenia wyszedł ostatni uczeń.

- Czy coś się dzieje, Panie Lupin? Marnie Pan wygląda... - Nauczycielka przejechała go wzrokiem i spojrzała ze zmartwieniem.

- Wszystko w porządku - zapewnił ją od razu Lupin, bo nie chciał, by i ona coś podejrzewała. Bał się mówić o tym komukolwiek. - To tylko zmęczenie. Dużo lekcji mamy...

- Może porozmawiam z twoimi nauczycielami, żeby was tak nie zamęczali? - zapytała z troską. Takie propozycje nie były do niej co prawda podobne, ale Remusowi bardzo podobało się, że ktoś się tak dla niego stara. Mimo to, nie chciał mieć więcej wolnego czasu.

- Nie trzeba, Pani profesor - powiedział, a ona, jeszcze bardziej zmartwiona jego stanem, skinęła tylko głową na znak, że ma zmykać na lekcje. Ruszył więc do drzwi, ale zanim opuścił salę, nauczycielka zdążyła jeszcze zawołać:

- Musisz więcej spać, Lupin. Miłego dnia!

I choć łatwo było jej mówić, Remus próbował wziąć jej radę do siebie. Odpowiedział nauczycielce i zaczął iść w kierunku klasy wróżbiarstwa.

- Co chciała McGonagall? - zapytał James, bo nie wierzył, że Remus mógł coś przeskrobać.

- Chciała zapytać, czy pasuje mi termin na dodatkowe zajęcia z transmutacji - skłamał. Nie chciał, by wiedzieli, że nie tylko oni zauważają jego bezsenność. Trzeba było coś z tym w końcu zrobić, bo nie chciał, żeby ktoś się dowiedział. W końcu wszystko miał pod kontrolą...

Wróżbiarstwo było najmniej lubianym przez niego przedmiotem. Musiał jednak zapełnić dziurę w planie lekcji. Tak trafił do tego całego cyrku. Znał dziewczynę, której wróżbiarstwa nie sprawiało żadnych problemów i szczerze jej zazdrościł.

Potem był obiad. Remus nie zjadł wiele i nikogo to już nie dziwiło. Próbowali go nawet namówić do jedzenia, ale on utrzymywał, że nie jest głodny. Nie mieli wyboru - nie mogli go przecież siłą zmusić do jedzenia, a skoro Remus był najedzony, to nie musiał jeść.

Sprawa pogorszyła się na zielarstwie. Niewyspanie było tak ogromne, że o mało nie zasłabł. Na szczęście nikt nic nie widział, o to mu właśnie chodziło, zachowywać pozory, że wszystko jest w normie. Nawet, jeśli nie jest.

Po lekcjach od razu udał się do dormitorium. Chciał choć trochę odpocząć, bo tego, jak bardzo źle mu było, się nie spodziewał. Położył się i zamknął oczy. Zaczął się dziwnie trząść, sam nie wiedział dlaczego. Przyjaciele przyszli do dormitorium chwilę później i zastali śpiącego Remusa, a ten widok był dla nich trochę specyficzny, ale uśmiechnęli się tylko i przykryli go kocem. Rozmawiali najciszej, jak to możliwe, by tylko nie obudzić Lunatyka.

Wstał dopiero wieczorem, niechcący obudzony niechcący przez huncwotów, którzy wychodzili na kolację. Postanowił więc pójść w nimi.  Zjadł jak zwykle niewiele, ale jego przyjaciele mimo to czuli, że jest lepiej. Nie było.

Natomiast przez popołudniową drzemkę nie mógł zasnąć w nocy. Właśnie w ten sposób zataczało się błędne koło - przez męczące myśli nie mógł zasnąć w nocy, a po jakimś czasie, śpiący kładł się na krótki sen w dzień, który uniemożliwiał mu sen w nocy. Nie zauważał tego, a był to jeden z jego większych problemów. Coś jednak zabraniało mu powiedzieć o tym komuś, kto mógłby mu pomóc. On nie potrzebował pomocy.

Nocą, z powodu niemożliwości snu, Lupin otworzył okno i usiadł przy nim. Potrzebował trochę świeżego powietrza, znów dusiły go jego własne koszmary. Spojrzał na swoich przyjaciół. Byli tak wytrwali, kochani, wyglądali nawet trochę uroczo. Byli cudowni, że wciąż chcieli na nie patrzeć, ba, nawet się z nim przyjaźnić. Nigdy nie rozumiał, co ich do niego ciągnęło - był przecież paskudny, potworny, beznadziejny i żałosny. Co było w nim niby takiego, by ufać mu i ryzykować dla niego życie?

Remus tej nocy osiągnął coś, co prawdopodobnie nikomu innemu wcześniej nigdy się nie udało. Chodził po pokoju, w którym był śpiący James i nie dostał za to ochrzanu.

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz