LXVIII

121 10 5
                                    

James i Syriusz ostatecznie prawie się pogodzili. Oczywiście zajęło to kilka godzin, wyczerpało ich energię i odebrało Lupinowi jego ostatnie szare komórki, ale było warto. Ten nierozłączny duet znów był silny, co tylko udowadniało, że byli niezniszczalni.

W sprawie Regulusa też udało im się dojść do zgody. James obiecał, że będzie uważać na tego małego manipulanta, a Syriusz obiecał dać temu małemu manipulantowi szansę. Black nadal nie był do końca pewien, czy to ma sens. Oczywiście wciąż czuł ogromne poczucie winy, że zostawił brata samego z ich chorą rodziną, ale czuł się przez niego oszukany. Czuł, że zgadzając się na mroczny znak Młody naruszył jego zaufanie i trudno będzie je odbudować. W końcu jak miał ufać komuś, kto wspiera oprawców ludzi takich, jak jego chłopak?

- Paliłeś. Beze mnie. - Oskarżył swojego chłopaka Łapa zaraz po tym, jak go pocałował. Wracali właśnie do domu Lupina, kiedy spojrzał na niego oceniającym wzrokiem.

- Ja? W życiu. Nawet bym o tym nie pomyślał! - wypierał się sarkastycznym tonem, po czym przewrócił oczami. - Miałem dość twoich kłótni z Rogaczem, więc wyszedłem na szluga. Wołaj aurorów, niech szykują mi miejsce w Azkabanie.

- Tak się nie robi! - oburzył się jak dziecko, bijąc swojego chłopaka w ramię. - Zawsze palimy razem! To zdrada! Nie po to cię w nałóg wciągałem, żebyś teraz mnie tak wystawiał!

Remus uniósł brwi, mierząc Blacka oceniającym spojrzeniem.

- Łapko, ile ty masz lat? Osiem, czy osiemnaście?

- W zasadzie, to dziewiętnaście, kochanie. Nawet nie pamiętasz ile mam lat. Taki z ciebie chłopak - rzucił, przewracając oczami. - Nie pamiętasz już, co się działo w moje urodziny? - Uśmiechnął się złowieszczo i puścił mu oczko.

- Przestań! - krzyknął Lupin, odpychając go od siebie i delikatnie się rumieniąc. - Byłem pijany, okej? Cholernie pijany.

- I cholernie napalony... - Black dźgnął go w żebro i objął chłopaka jedną ręką. Remus pacnął go w głowę.

- Przestań, bo wyrzucę cię z domu. Jakbyś to powiedział przy mojm ojcu, to on sam by cię prawdopodobnie wyrzucił.

- Twój ojciec? - zaśmiał się. - Twój ojciec jest potulny jak baranek. Uroczy.

- A widziałeś go kiedyś wściekłego?

- A to możliwe?

Było kilka takich chwil, kiedy do Lyalla Lupina lepiej było nie podchodzić nawet z kijem. Remus dobrze pamięta momenty, kiedy jego ojciec był wściekły. Pierwszy wyraźny obraz zdenerwowanego Lyalla, jaki w swojej głowie zarejestrował Lunatyk, to moment, kiedy stał się wilkołakiem. Pan Lupin tego dnia nie przypominał wcale siebie i gdyby miał taką możliwość, zabiłby potwora, który zamienił życie jego syna w piekło. I choć Remus czuł to samo, cieszył się, że jego ojciec nikomu nic nie zrobił i tym samym nie trafił do Azkabanu.

Jeśli jednak Lunio miał myśleć o swojej relacji z ojcem, to trzeba przyznać, że po próbie samobójczej znacznie się poprawiła. I to nie tak, że wcześniej była zła, ale Lyall nie zawsze był w stosunku do swojego syna wspierający i dlatego chłopak nigdy nie powiedziałby mu o swojej orientacji, gdyby ich relacja nie stała na tak wysokim poziomie, jak teraz. Wszyscy bowiem dobrze wiedzieli, że Lyall i tak nie był zupełnie okej z faktem, że jego syn woli mężczyzn. Ale jakiej innej reakcji można się było spodziewać pod koniec lat siedemdziesiątych?

Chłopcy wrócili do domu Lupinów, gdzie święta minęły im dość spokojnie. Do Jamesa natomiast przyjechała daleka rodzina, która (po wszystkim, co się ostatnio stało w życiu chłopaka) irytowała go jeszcze bardziej, niż zwykle. Babcia chyba kilkanaście razy wypytywała go o życie miłosne, więc na pewnym etapie się wkurzył i powiedział, że ma dziewczynę. Później przeklinał się za to w myślach, bo to spowodowało tylko serię kolejnych głupich pytań. Dużo łatwiej byłoby skłamać, że ma chłopaka.

Oczywiście jego kuzyni, 'znacznie lepsi od niego', wypytywali go, kiedy w końcu znajdzie sobie pracę albo właśnie dziewczynę. On odpowiedział im, że zamierza być bezrobotnym kawalerem do końca życia.

Fleamont obraził się na swojego szwagra, bo ten zaoferował odstąpić mu miejsce (ponieważ starszym się ustępuje). Wszystko na tej wigilii tak bardzo go denerwowało, że postanowił wyjść na spacer z psem, za którym nie przepadał. Ostatecznie nawet się do kundla przekonał.

Gdy tylko goście wyszli, Potterowie odetchnęli z ulgą i zaczęli sprzątać. Wtedy też Euphemia przypomniała sobie o tym, że chciała z synem porozmawiać o ważnym temacie.

- Co się stało z Młodym? - zapytała, ocierając ostatnie krople wody z umytego talerza. - Pokłóciliście się?

- Tak jakby - mruknął. - To skomplikowane.

- Mam czas. - Wzruszyła ramionami. - Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, Jamie, prawda?

- Tak, ale... Bo ty nie wiesz. To cholernie skomplikowane. Reg jest śmierciożercą.

Jego matka zaniemówiła, kompletnie się tego nie spodziewając.

- Słucham...? Nasz Regulus? Ten, który był u nas w domu? Śmierciożercą? - Schowała twarz w dłoniach. - James, w co on się znowu wpakował?

James westchnął, walcząc sam ze sobą. Jakaś niewidzialna siła kazała mu bronić i usprawiedliwiać ślizgona, chociaż wiedział, że to nic nie da. Prawda była taka, że troszczył się o wspólnika mordercy.

- On... Cholera, nie wiem. Nie wiem jak mu pomóc. To wszystko jest wina jego rodziny... Ja chciałbym, żeby on był normalny. Żeby był po naszej stronie. Ale ten debil naprawdę wierzy w to, że zabijanie mugolaków jest okej, bo to, cytuję, 'wyższe dobro'. Niech zamknie mordę i zacznie myśleć logicznie. Serio, dałoby się go znieść, może nawet lubić, gdyby nie był taki ślepy. Boję się, mamo. Boję się, że on kiedyś będzie już nie do naprawienia, bo teraz to jeszcze dziecko, więc da się coś jeszcze zrobić. Ale nie wiem, czy to możliwe bez odizolowania go od jego rodziny.

Euphemia westchnęła i odłożyła talerz do szafki.

- Nie o to się kłóciliście, prawda? Wczoraj, jak przyszedł. Blady był bardzo, a ty się przejąłeś. Coś mu zrobili?

- Jego matka - odpowiedział i potarł twarz dłońmi, nadal nie potrafiąc uwierzyć, że można tak skrzywdzić własne dziecko. Euphemia w jednej chwili przestała się całkowicie ruszać.

- Słucham...? - szepnęła, smutniejąc momentalnie. Przytuliła syna i pogładziła go po głowie. - Nie dziwię się, że się martwisz, James. Takie rodziny... To nawet nie rodziny. To nazwisko. Przykro mi, że tak musi być... Może moglibyśmy go tutaj przyjąć? Wiesz, w wakacje i święta. Jak Syriusza wcześniej.

Tak. Tak, to było to. Odizolować Blacka od rodziny. Bingo.

- Napiszę do niego. I tak powinienem to zrobić już wczoraj. - Potter pobiegł do swojego pokoju i zaczął pisać.

Nie zauważał nawet, jak bardzo stosował się do próśb młodszego chłopaka. Starał się bardziej wyraźnie pisać i lepiej składać zdania. Był to w końcu list prawie przeprosinowy.

Drogi Regulusie,

Co dalej? Jak pisać do kogoś, z kim relację można opisać tak wieloma skrajnymi słowami?
___________________________________________

Ide sie powiesic na kablu od drukarki nara

Twój Zapach Mnie Leczy ¦ 𝚆𝚘𝚕𝚏𝚜𝚝𝚊𝚛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz