Rozdział 44 - W imię zwycięstwa

517 34 8
                                    

Dziękuję za ponad 30 000 wyświetleń!

Wiem, naczekaliście się (znowu), ale myślę, że macie co czytać. Ten rozdział jest, jak dotąd, moim najdłuższym rozdziałem, na ponad 9000 słów. Pomyśleć, że zaczynałam od minimum trzech tysięcy...Ale już nie będę gadać, tylko zapraszam do czytania!

________________________________________________________________________________

-Co?! Kasamatsu-san przyjdzie na trening trzy dni przez rozpoczęciem trzeciego semestru? Cztery dni przed Winter Cup?! - zawołał Hideaki.

Przez chwilę panowała cisza. Zawodnicy spoglądali po sobie, w oczach każdego był widoczny stres.

Zanim Akechi zdążył coś odpowiedzieć, Haruguchi się odezwał:

-Kayu, wiem co chcieliście osiągnąć, ale przestaje podobać mi się kierunek, w którym to zmierza. Powinna przyjść dużo wcześniej. 

Blondyn westchnął i wyprostował się.

-Kiedy dzwoni do ciebie zawodnik... - zaczął -I mówi do ciebie takim tonem, w którym nie ma nawet najmniejszej nutki zawahania, to jak możesz mu nie wierzyć?

-Co takiego? Kaori, nie przesadzaj. - Akechi przeciągnął lewą ręką po twarzy. - Nawet ty nie zgrasz się z drużyną w ciągu trzech dni.

-I co z tego? - mruknęła, przekrzywiając głowę. W jej wzroku, podczas połączenia wideo, blondyn dostrzegł zmianę. - Najważniejsze jest całkowite zwycięstwo.

Co prawda,, powiedziałem jej, że może porzucić drużynę, ale zacząłem się nieco martwić.

-Kaori, wiem, że wypruwasz sobie żyły na swoich treningach od rana do nocy, ale drużyna cię potrzebuje odrobinę wcześniej niż cztery dni.

-Powiedziałam ci już. - odezwała się spokojnie - My, Pokolenie Cudów przejęliśmy ten turniej. Nikt inny nie ma najmniejszych szans na zwycięstwo. Zespół Okamino potrzebuje jednego z nich. Dopóki nie uznam, że jestem gotowa, nie wrócę na treningi.

-Ale...

-Kayu-san. - powiedziała. Umilkł, gdyż wyczuł to. - Z całą pewnością doprowadzę drużynę do finału.

Westchnął ciężko.

-No dobra. Trzy dni. Ani godziny mniej.

-Rozumiem. - pokiwał głową Yuu - Członkom Pokolenia Cudów przysługuje egoizm. Skoro tak się zaczęła zachować, znaczy że jest blisko tego, co chciała osiągnąć.

-Kaori cofnęła się krok do tyłu, żeby pójść trzy do przodu. -zwrócił się do drużyny Kayuzuki - Bierze pod uwagę to, że pozostała szóstka z Teiko także nie stoi w miejscu. Nie wróci, dopóki nie zechce.

Kamata przyjął to na spokojnie, Ibuka powątpiewał, ale się nie odezwał.

-No dobra, tylko niech Kasamatsu nie zacznie odpierdalać jak ten skrzydłowy z Touou, że mecze też oleje. - prychnął Rin , po czym dostał z łokcia od kapitana. - No co? Przecież jest w naszym wieku!

-Uspokój się. - odezwał się Ryuji, patrząc prosto na czarnowłosego - Nie robi nam tego, bo jej się nie chce. Po prostu treningi z nami to za mało, żeby pokonać Pokolenie Cudów.

-Fajnie. - zaśmiał się szyderczo rozgrywający - Bez naszego skrzydłowego jesteśmy bezwartościowi. Tak bardzo żałośni z nas koszykarze, że nawet nasz as nie chce z nami trenować.

Obydwaj trenerzy jednocześnie westchnęli.

-Przestańcie. - odezwał się Akechi, wyciągając klucze z kieszeni. -  Chodźcie, coś wam pokażę.

Zapomniany Cud | Kuroko No BasketOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz