Rozdział 19 - Na wyciągnięcie ręki

688 50 32
                                    

-Chcesz zrobić coś takiego? - Kise uniósł brwi. - To ciężka sprawa, Kascchi. Nawet bardzo. Z całą swoją zwinnością i szybkością możesz i tak nie dać rady. Samo przejście przez kogoś pokroju Murasakibaracchiego jest trudne, a co dopiero zmuszenie go do interwencji, bez której ta technika ci nie zadziała.

-Wiem. Ale akurat ja mogę go do tego zmusić. - Kaori zacisnęła zęby - Jeśli opanuję to i jeszcze coś innego, co aktualnie ćwiczę, będę mogła stawić mu czoła jak równy z równym, chociaż nie jestem tak zwinna jak Aomine.

-Mimo to, w kwestii blokowania twoje szanse są jeszcze niższe niż moje czy Aominecchiego.

Na jej usta wpełznął podstępny uśmieszek.

-Kto mówi o blokowaniu? Zdaję sobie sprawę, że go nie zatrzymam. Ale tu nie chodzi o to. To nie jest technika tylko na niego. Jeśli chodzi o grę z Yosen, to nie ja mam się martwić o zatrzymanie go. Tylko on o to, by zablokować mnie.

-Ale jak chcesz to zrobić? To by wyma...

Urwał, widząc jej wyraz twarzy.

-Rozumiem...potrafisz to.-Ryouta schylił się i podniósł piłkę. -Żeby opanować tą technikę potrzebujesz kogoś wyższego i silniejszego od siebie, nie mylę się? A im ktoś mniejszy od docelowego, tym trudniejsza jest ta technika do wykonania?

-Dokładnie tak.

Kise uśmiechnął się szeroko i podał jej kulę.

-Okej. Wchodzę w to.

-A czego oczekujesz ode mnie? - zapytała. Chłopak mrugnął do niej. 

-Sama gra mi wystarczy, no i...-spojrzał jej prosto w oczy. - Potrzebuję sposobu na solidne wzmocnienie wytrzymałości i szybkości. Wiąże się to z moją kolejną techniką. Więc co ty na to, Kascchi?

Kaori parsknęła śmiechem.

-Znasz odpowiedź, Ryo-chan.

***

Kobori i Moriyama wyszli z jadalni. Skoczyli jeszcze do pokojów po wodę i ruszyli w stronę sal gimnastycznych.

-A co się stało z Kasamatsu? - zapytał środkowy, gdyż nie widział kapitana na kolacji. Pytanie zaś skierował do Yoshitaki dlatego, że ten miał z Yukio pokój i nic nie wskazywało na to, by rozgrywający tam się znajdował.

-Z którym Kasamatsu? - odpowiedział pytaniem na pytanie obrońca, a Koji westchnął ciężko. Moriyama był cały czas myślami gdzie indziej, a Kobori dziękował Bogu, że przyjaciel nie biega zachwycony za dziewczyną, jak to ma w zwyczaju, ponieważ powstrzymuje go od tego i od w ogóle wspominania sama obecność, a nawet sama myśl o ich przerażającym kapitanie.

-Z naszym. Z Kasamatsu Yukio. Rozgrywający.-powiedział środkowy, a mówił to tak, jakby tłumaczył kompletnemu idiocie - Taki nie za wysoki i wiecznie się wkurza, ale jest genialny. Ro-zu-miesz?

-Nie musisz do mnie mówić jak do debila. - zirytował się obrońca. - Nie widziałem go odkąd wróciliśmy do ośrodka z biegów.

Znaleźli się na korytarzu prowadzącym do sal. Moriyama podszedł do pierwszej i uchylił powoli drzwi.

-O, tutaj jest.

Kobori zajrzał za nim. Ich kapitan właśnie chyba robił wstęp do większego treningu, bo na razie tylko ćwiczył dwutakt. Robił to na połówce sali, druga była przedzielona zasłoną. Chłopaki wycofali się cicho, nie chcąc mu - przynajmniej w tej chwili - przeszkadzać swoim przyjściem. Potem może by z nim zagrali, ale w tym momencie Kasamatsu wyglądał tak, jakby chciał grać sam.

Zapomniany Cud | Kuroko No BasketOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz