Rozdział 17: W drogę

231 19 31
                                    

6 lat wcześniej, sierpień 2033 roku...

We śnie było jej jak w normalnym życiu. Amelia czuła, jakby sen w którym była to nie sen, a rzeczywistość do której się cofnęła. Rzeczywistość, którą przeżywa na nowo któryś już raz.

Jej oczy zaczęły się otwierać, gdy poczuła na twarzy zimne powietrze i krople deszczu, razem z piekącym bólem, który także odczuwała na twarzy i dłoniach.

Gdy otworzyła oczy całkowicie, widziała tylko ciemność i niewielkie światła. Zabrała z twarzy kosmyki swoich mokrych, jasnych włosów związanych w koński ogon.

Podniosła się powoli, rozglądając się po okolicy, stojąc w miejscu, ruszając jedynie głową.
Niemal odskoczyła widząc rozbity samochód, a raczej jego wrak oparty o drzewo, jednak światła w nim wciąż działały.

Rozejrzała się dookoła - była na jakimś zboczu, które poniżej było jeszcze bardziej strome.
Spanikowana 17-latka gwałtownie się cofnęła, upadając na plecy, wbijając palce dłoni w mokrą od deszczu ziemię, by nie spaść niżej, prosto na półki skalne. Podciągnęła się lekko do góry, dalej mocno wbijając palce w mokrą, błotnistą ziemię.

Spojrzała na siebie - dłonie miała całe w zadrapaniach mniejszych i większych, które wciąż krwawiły. Krew w niektórych miejscach mocno pobrudziła jej ubranie - żółtą koszulę, szary sweter oraz jasne, dżinsowe spodnie. Widziała, że jej ubrania w niektórych miejscach poza krwią, miały także dziury, prawdopodobnie od odłamków szkła, które skaleczyły jej ręce, twarz i szyje.

Gdy podwinęła prawy rękaw swojego swetra, dzięki światłu rozbitego samochodu widziała, że jej nadgarstek był sino czerwony i spuchnięty, jednak ruszając nim nie czuła takiego bólu, jakiego oczekiwała, że poczuła.

Nadal wydawała się być w szoku, jednak do rzeczywistości przywróciły ją dźwięki deszczu, którego krople obijały się o wrak auta, który wypadł z drogi powyżej zbocza. Rozglądała się na boki, robiąc powoli ostrożne kroki wzdłuż zbocza na którym była.

Amelia: M - mamo...? Tato?

Jednak bez odzewu. Podeszła bliżej do wraku samochodu, który z przodu był mocno wgnieciony z powodu drzewa, a większość szyb, w tym przednie były całkowicie porozbijane. W środku nikogo nie było, co tylko spowodowało u dziewczynki silniejszy stres.

Amelia: M - MAMO! TATO!!!

Ale znów bez odzewu. Amelia ostrożnie podeszła w stronę stromej części zbocza, gdzie znajdowały się półki skalne, pomimo strachu o to, że spadnie, pomimo lęku, jaki odczuwała przez wysokość.

Czuła, że jej oddech przyśpiesza tak bardzo, że ledwie mogła oddychać, jednak sama wtedy nie wiedziała, czy to z powodu strachu, czy z powodu obrażeń, jakich mogła doznać.

Sięgnęła do kieszeni spodni w której wciąż znajdował się jej telefon. Telefon miał częściowo zbitą przednią szybę, jednak nie to miało dla niej znaczenie.
Urządzenie wciąż było włączone, więc dziewczynka włączyła latarkę w telefonie, nakierowując światło na jedną z poniższych półek skalnych.

Po nakierowaniu światła na półkę, zobaczyła sylwetkę, która tam leżała. Nie widziała dokładnie w jakim stanie była ta osoba, ale bez problemu rozpoznała w niej swojego ojca.

Amelia: T - tato... TATO?! TATO! SŁYSZYSZ MNIE?! T - TATO! TATO!!!

Mężczyzna nie reagował w żaden sposób, a Amelia nie widziała, by jakkolwiek się poruszył. Nakierowała światło dalej, szukając swojej matki i udało jej się, choć nadal nie był to czas dla niej, by odczuła ulgę.

Detroit: Remain Human (Connor x OC) (Detroit: Become Human Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz