15. Nadzieje na sens życia ~ Bella

307 19 4
                                    

Dawno po świcie, gimnastyka poranna wykonana, a Milan spał. Ciekawe, czy jako kamień też musiał wypełniać te wszystkie ograniczenia, jakie narzucało mu ludzkie ciało. Jeść, pić, spać... Chyba nie. W każdym razie, zbliżało się śniadanie i warto było się na nie nie spóźnić. Musiał być głodny.

- Wstawaj.

Trąciłam go delikatnie łokciem. Nie poruszył się? Może nie oddychał? Tknęła mnie irracjonalna panika. Może powinnam go tu zostawić? Nie, trzeba iść na śniadanie. Oraz zgłosić sytuację opiekunom. Westchnęłam cicho. Złapałam go za ramię i potrząsnęłam trochę mocniej. Brak skutków. Jeszcze mocniej. Przebudził się. Spojrzał na mnie z urazą.

- Śniadanie.

- Która jest godzina?

- Ósma. Kwadrans do śniadania.

- Cholera!

Poderwał się nagle z łóżka. Jakby coś go parzyło. Wyglądał zabawnie. Ale nie uśmiechnęłam się. Szykowałam się na koszmar. A Milan próbował jakkolwiek poprawić swój wygląd przed śniadaniem.

Pospiesznie rozplątywał włosy, przemył warzy i ciało. Postrzępionych ubrań i tak nie dałby rady naprawić. Skrzywiony przyglądał się własnemu odbiciu w lustrze. A potem zlustrował mnie tym oceniającym spojrzeniem.

Jeszcze zeszłej nocy był przerażony, zszokowany. Teraz wydawał się być jak ci wszyscy inni obozowicze. Gotowy się ze mnie naśmiewać, rzucać nieprzyjemne uwagi.

- Czarne ubrania ci nie pasują. Zlewają się z włosami, wyglądasz na bledszą i niezdrową - zawyrokował w końcu. - Próbowałaś nosić czerwone?

Puściłam uwagę mimo uszu. Nie jego sprawa, jak się ubieram. Naciągnęłam kaptur na twarz i wyszłam z trzynastki zostawiając chłopaka samego. Poradzi sobie jakoś.

Zasiadłam samotnie przy moim stoliku w pawilonie. Śniadanie wkrótce się zaczęło. Nikt na mnie nie patrzył. Miłe, chociaż dziwne. Przynajmniej nie widziałam szyderczych uśmiechów i mogłam skupić się na kanapkach.

Nastąpiło niespodziewane poruszenie. Pojawił się Milan. Od razu zgarnął uwagę wszystkich. Chociaż był trochę obdrapany, jedną nogawkę miał krótszą od drugiej, to uśmiechał się szeroko. Ten to wiedział jak zrobić wrażenie. W porannym słońcu jego blond włosy wyglądały na złote. Nie, to nie było słońce. Nad jego głową połyskiwał jasno symbol liry. Inni synowie i córki Apolla zaczęli bić brawo. Nie znali go, nie wiedzieli kim jest. Ale się cieszyli. To musiało być miłe.

Milan posłał mi ukradkowe spojrzenie. Jakby zawahał się na chwilę. Ale usiadł razem ze swoim przybranym rodzeństwem. Poczułam dziwne ukłucie głęboko w duszy. Zazdrość? Nie, to nie może być to. Nie chciałam nigdy jego uwagi. Ani litości. Naciągnęłam kaptur mocniej na twarz. Chyba jednak nie dało się mocniej.

Posiłek minął niespokojnie. Ludzie szeptali. Ale nie o mnie. Bardzo miłe? uczucie. Nie wiedziałam właściwie co powinnam czuć. Byłam przynajmniej wolna od uwag ich wszystkich, świadomości, że śmieją się ze mnie. Teraz musieli mówić o Milanie. W jego stronę spoglądali, obserwowali, jak śmieje się ze swoim przybranym rodzeństwem. Musiał szybko się zadomowić. Chyba był sympatyczny. Nie dziwny. Dlatego go szybko zaakceptowali.

Opuściłam pawilon. Lekcja dawnej greki zapowiadała się ciekawie. Właściwie to nie potrzebowałam więcej lekcji tego języka. Znałam go niemalże tak dobrze jak angielski. Oraz łacinę i rosyjski. Przyjemne języki. I tak nie miałam okazji ich używać. Najpierw tkwiłam w Hadesie, później zamknięta przez jakieś osiem lat w domku na uboczu obozu, a teraz w samym obozie. Nigdy nie widziałam „prawdziwego" świata. A chciałabym.

W drodze na grekę dogoniła mnie Irene. Trochę skrzywiona. Nieszczęśliwa. I wyjątkowo niewyspana. Domek dzieci Hermesa jej nie służył. A może było to coś innego?

- Dlaczego do niego już się ktoś przyznał?

Więc o to chodziło. Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na towarzyszkę podróży na polanę. Czemu to ja musiałam jęk to tłumaczyć? Przygniótł mnie ciężar tego wszystkiego. Chyba w końcu poczułam coś w rodzaju współczucia.

- Bogowie nie muszą przyznawać się do dzieci.

- Moja mama może mnie nie chcieć?

Pokiwałam głową. Piwne oczy zeszkliły się. Nie wiedziałam, co ona teraz czuje. Z resztą, czy mnie to obchodziło? I czemu zadawałam sobie teraz takie pytania? Cholera! Już chyba wolałam moje „poetyckie" rozważania o samotności. Budziła się we mnie empatia. Albo przynajmniej jej zalążek. Nie zapowiadało to nic dobrego. Nie pomyliłam się.

„Nie czuj nic". W mojej głowie rozbrzmiał głos Hadesa. „Nie zmieniaj się w jedną z nich. Wkrótce będę mieć dla ciebie zadanie". Te słowa wypowiedziane jego głosem przeraziły mnie. Rozejrzałam się. Nie, chyba nikt inny tego nie usłyszał. Nikt na mnie nie patrzył, nawet Irene odwróciła wzrok. Bałam się? Może trochę. Ale jakaś bardzo głęboka część mnie potrzebowała sensu życia. Nawet, jeśli sensem tym miało być sprowadzenie na świat destrukcji. Chyba to była ta jedna rzecz, którą umiałam najlepiej. Niszczyć. To mówili o mnie. Takie siali plotki. Więc czemu nie pokazać im wszystkim, że się nie mylili?

Na szyi mocniej zaciążył mi medalion z omegą. Ci bogowie we mnie uwierzyli. Nie takiej przyszłości dla mnie chcieli. Ale co dobrego dla mnie zrobili? Darowanie życia przecież nie jest wyjątkową łaską.

The Daughter Of  Hades - Córka HadesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz