W tym apartamencie jeszcze nigdy nie było tak cicho. Z salonu słychać było ciężki oddech Irene, która wciąż dochodziła do siebie. Mimo tego, że sama ledwo żyła, pierwsze o co się zapytała, to gdzie jest Bella.
Właśnie, Bella. Od godziny siedziała zamknięta w łazience. Ciężko powiedzieć, co tam robiła, zza drzwi nie wydobył się żaden dźwięk odkąd trzasnęła nimi wściekła. Tę godzinę temu udało mi się ją zaciągnąć tutaj. Uparła się, że będzie nieść skrzynkę, że nie przyjmie pomocy. Ale przynajmniej znalazła się w bezpiecznym apartamencie. Westchnęłam. Była niemożliwa.
Bez skrupułów doprowadziła do całkowitego wyczerpania energii dziewczyny, która brała ją sobie za wzór. Okradła boga, który oddał głos za zatrzymaniem jej przy życiu. A na koniec dnia skwitowała to zimnym spojrzeniem i krótkim „cel uświęca środki". Może ona na prawdę z natury była zła? Może to ja się łudziłem, że to tylko jedna z jej licznych masek? Nie, Milan, zachowaj optymizm. Ona jest samotna, a nie zła.
Kiedy tylko ponownie spojrzałem na drzwi łazienki, jak na zawołanie, wyłoniła się zza nich Bella. Już bez bluzy, w zwykłym, ciemnym T-shircie. Z ust wyrwało mi się ciche przekleństwo. Cała była poowijana bandażami, ten zakrywający jej ramię przeciekał delikatnie. Wyglądała źle, a za razem tak dobrze. Jak bardzo źle by to nie brzmiało, pasowały jej ślady po walce.
- Co się gapisz? - zrzuciła sucho, wychodząc na balkon.
Kiedy do niej dołączyłem, siedziała na barierce, zwieszając nogi pomiędzy ozdabiającymi budynek donicami z kwiatami. Wpatrywała się w dal, chyba nie w żadnym konkretnym kierunku.
- Co najlepszego nadrobiłaś?
Nie odpowiedziała. Nie poruszyła się. Wpatrywała się w zachodzące słońce, jakby była wrażliwa na takie widoki. A może była?
- Przynajmniej wiesz jakie są konsekwencje twojej beztroskiej kradzieży?
Znów milczenie.
- Dobrze, nie chcesz ze mną rozmawiać? Nie rozmawiaj. Ale ja będę mówić. Może do ciebie to dotrze. Chociaż wątpię - nie miałem pojęcia, kiedy zacząłem wylewać na Bellę moją frustrację.
- Zamknij się - wycedziła cicho. Jej głos był jadowity, ociekał drapieżnością. - To, że nie mówię nie znaczy, że nie słucham. To po pierwsze. Po drugie, doskonale wiem, że narobiłam kłopotów. Na szczęście jeszcze dziś nie będą to kłopoty moje.
Odwróciła głowę w moim kierunku. Na jej twarzy nie malowały się żadne emocje. Westchnąłem. Przestawiłem sobie krzesło, usiadłem obok, też wypatrzyłem się w dal. Mruknęła coś cicho, chyba do siebie, chyba przekleństwo. Ciężko stwierdzić, wiatr świeżym podmuchem od razu zabrał jej słowa w sobie tylko znanym kierunku.
Ściemniało się, bezchmurne niebo roziskrzyło się gwiazdami. Siedzieliśmy tak bez ruchu, bez słowa, uważając na to, jak głośno oddychamy. Czas mijał, delikatne podmuchy rozpędzały duszne powietrze. Pojawił się też księżyc, słabo rozświetlał niebo, ale lepsze to niż nic.
- Zaraz wracam - mruknęła, niespodziewanie przerzucając nogi z powrotem na stronę balkonu i zeskakując z barierki. Powiodłem za nią wzrokiem, aż zniknęła w ciemnościach apartamentu.
Chwila minęła. Potem kolejna. Na dole, pod kamieniczką zauważyłem ruch. Ciemna, drobna sylwetka, zaraz!
- Oż kurwa! - wyrwało mi się.
Poderwałem się do pionu, nagła elektryzująca siła przeszyła moje ciało. Wybiegłem z mieszkania, popędziłem schodami na dół. Cienia Belli nawet nie było widać. Rozejrzałem się dookoła. Bez namysłu skręciłem w pierwszą lepszą uliczkę. Nie było jej tu. Ale zaraz. Z oddali słychać było dźwięk metalowych przedmiotów obijających się o siebie.
Skrzynka z narzędziami.
Pobiegłem w tamtym kierunku tak szybko, jak tylko umiałem. Dźwięk stawał się powoli wyraźniejszy, aż w końcu ją ujrzałem. Utrzymując się w pewnej odległości, poszedłem za nią, aż wyszliśmy z miasta.
Zatrzymała się przy jakimś ogrodzeniu. Rozejrzała się dookoła. Odskoczyłem w krzaki, modląc się, by mnie nie zauważyła. Jeszcze raz uważnie zlustrowała okolicę.
- Wyjdź stamtąd! - krzyknęła.
Zza kaptura nie było widać jej twarzy. Pozostałem jednak w ukryciu. Dziewczyna stała w miejscu jeszcze przez chwilę, czekając na jakiś ruch. Przez ten moment bałem się nawet oddychać. Ale w końcu Bella wdrapała się na siatkę, przeskoczyła na jej drugą stronę, zabierając ze sobą skrzynkę z narzędziami.
Odczekałem może ze dwie minuty i ruszyłem jej śladem. Kiedy dotarłem do amfiteatru, Bella stała na scenie i przekazywała kuferek zgarbionej kobiecie. W nikłym świetle księżyca ledwo było widać dwie sylwetki. Ale nie sposób było nie zauważyć, jak Bella przyjmuje skórzaną torebkę za narzędzia. Pożegnała się z pokurczoną postacią, a wracając w kierunku siatki, przejrzała zawartość otrzymanej zapłaty.
- Co to było? - złapałem ją za ramię, gdy już miała przeskakiwać przez ogrodzenie.
Nawet nie krzyknęła. Jedynym znakiem zaskoczenia z jej strony było to, że upuściła torebkę na ziemię.
~~~
No to witam z kolejnym rozdziałem.
Podobał się?
CZYTASZ
The Daughter Of Hades - Córka Hadesa
FanficJak przez mgłę pamiętam ich twarze. Ponure, dostojne, pełne napięcia. Pamiętam jak głosowali, decydowali o moim losie. Mojrom dzięki, że dali mi żyć. Dali żyć tej, która miała zgładzić Olimpijczyków. Tej, która miała przynieść koronę ojcu skazanem...