"Niech się przestraszą..." - napisane słowa odbijają mi się echem po głowie, jak wypowiedziane przez Hadesa. Chwyciłam za długopis, przyłożyłam go do kartki i... Co miałam napisać? Nie ważne. Odłożyłam list do szafki i rzuciłam się na łóżko.
- Niech się przestraszą - wyszeptałam, nim zasnęłam, mimo środka dnia.
Teraz, z czterech ścian trzynastki wracałam do tego dnia sprzed tygodnia. Niewiele więcej się wydarzyło. No może tylko jedno: poznałam inne dziecko kogoś ze świętej trójki. Percy Jackson - jakoś tak szło jego imię. Jest synem Posejdona, nie będę zbyt miła mówiąc, że cieszę się z tego, że to nad nim teraz znęca się Clarisse. Przynajmniej nie nade mną. Ale jego ojca nie wspominam zbyt miło. Na Olimpie był głównym zwolennikiem mojej śmierci. Nie sądzę, bym za to kiedykolwiek go polubiła.
Za to przez ten czas zdążyłam uznać Katie od Demeter za kogoś, kto pretenduje do zostania moją przyjaciółką. Jest dość miła i mnie nie ocenia. Chyba jako jedyna. Nawet Annabeth, ta od Ateny nie powstrzymuje się od złośliwych komentarzy. Przy każdej okazji. Jest taka zadufana w sobie. Na szczęście jest już na misji z Percy'm. Mam nadzieję - jak najdłużej.
Westchnęłam cicho i spojrzałam na zegarek. To już pora obiadowa - pomyślałam i prawie w tej samej chwili wyszłam z domku. Biegłam do pawilonu trochę po czasie. Od razu znalazły się na mnie po kilka par oczu, najmniej. Co gorsza, wszystkie spojrzenia były oceniające i pełne pogardy. Zwłaszcza te posyłane od dzieci Aresa. Clarisse właśnie musiała opowiedzieć im świetny żart o mnie, bo wszyscy wybuchnęli śmiechem ukradkiem zerkając na mnie.
Nałożyłam na talerz kilka żeberek i czym prędzej znalazłam się przy swoim stoliku. Naciągając na twarz czarny kaptur bluzy zaczęłam jeść jak najszybciej, prawie nie gryząc i raz po raz prawie się dławiąc konsumowałam swoją porcję. Ta chwila świetnie obrazowała moją sytuację - samotna ja wśród obcych mi ludzi nie dających szansy na dołączenie do siebie. Zawsze byłam inna. Trochę to śmieszne, że mówię to po mniej, niż dwóch tygodniach egzystencji w tym obozie tortur. O wiele bardziej wolę swój pokój w pałacu, w Hadesie. Ciepły, przytulny i nieobcy. Zatraciłam się kompletnie w myślach o moim starym domu. Niebywale dobrze go pamiętam, jak na pięcioletnią przerwę.
Skończyłam jeść. Pawilon powoli się wyludniał. A ja, wciąż sama, siedziałam przy stole patrząc się przed siebie i myślami przemierzając Hades.
- Wszystko dobrze? - jak zza mgły doszedł do mnie znany mi dobrze głos. Gdyby wraz z nim, na moim ramieniu nie pojawiła się czyjaś dłoń, nie zwróciłabym na niego uwagi.
Oderwałam wzrok od horyzontu i spojrzałam w ciemne oczy Katie. Uśmiechnęła się do mnie pocieszająco i usiadła obok.
- Na pewno wszystko dobrze? - zapytała z troską.
- Tak - odpowiedziałam jej kiwając głową w spowolnionym tępie. - Tylko chcę do domu - oparłam głowę o blat stołu. Tymczasem Katie objęła mnie ramieniem.
- Chodź, odprowadzę cię - wstała.
- Nie do tego domu - mruknęłam urażona. - Do Hadesu. Do pokoju trzysta osiemdziesiąt w pałacu Pana Podziemi - łzy napłynęły mi do oczu. Jeszcze mocniej wcisnęłam czoło w blat.
- Przestań - szepnęła przerażona patrząc, jak czernieje jej ręka. Wstała jak oparzona i odsunęła się jako jedyna widząc, jak śmierć biegła strużkami po ziemi jak rozlewająca się woda.
- Uciekaj! - krzyknęłam do niej. - Biegnij do infirmerii! - Katie posłuchała od razu. Czerń powoli rozchodziła się po jej skórze, a półbogini zerwała się do biegu. To samo zrobiłam ja. Tylko w przeciwną stronę.
Zostawiałam za sobą wypalone plamy, ale większe niż ostatnio. Nie wiem, co się ze mną działo. Nie mogłam opanować trzęsienia się. Zaciskałam dłonie w pięści, tak mocno, że moja prawie biała skóra przybierała barwę jaśniejszą niż papier. Z przygryzionej wargi już dawno sączyła się strużka krwi, a myśli biegły w nieznanym mi kierunku ukazując straszne wizje. W nich umierało wszystko, co było dookoła mnie. I jeszcze dalej. Najpierw cały obóz. Potem Nowy Jork, całe Stany... Wszystko.
Bałam się jak nigdy dotąd. Opadłam na ziemię tuż pod jednym z drzew w lesie, gdzie ostatnio rozgrywała się bitwa o sztandar. Trzęsłam się blada i zwinięta jak kłębek nerwów. Ciągła gonitwa myśli doprowadzała mnie do szaleństwa. Aż nagle doprowadziło mnie to do stanu nieważkości. W przeciwieństwie do poprzedniej chwili - nie czułam nic. Naszyjnik z omegą lśnił delikatnie na żółto.
To tylko atak paniki. W mojej głowie odezwał się głęboki, męski głos. Nie mam pojęcia kto to był, ale na pewno któryś, ze sprzyjających mi bogów.
CZYTASZ
The Daughter Of Hades - Córka Hadesa
FanfictionJak przez mgłę pamiętam ich twarze. Ponure, dostojne, pełne napięcia. Pamiętam jak głosowali, decydowali o moim losie. Mojrom dzięki, że dali mi żyć. Dali żyć tej, która miała zgładzić Olimpijczyków. Tej, która miała przynieść koronę ojcu skazanem...