Huk.
Jedna z gałęzi rzuconych przez wiatr przebiła się przez barierę otaczającą obóz. Z dźwięczącym w uszach trzaskiem rozbiła się na drzazgi, opadając na ziemię. Ktoś wrzasnął. Wicher zawył, wdzierając się prosto na pole truskawek. Komuś zwiało czapkę. Jeden z młodszych dzieciaków zaszlochał. Coś zaczęło syczeć. Paskudny, przenikliwy dźwięk.
A ja nie wiedziałam, czy bardziej się boję, czy mam ochotę rozłożyć szeroko ramiona i śmiać się jak opętaniec. Ten chaos był moim domem. Nad tym chaosem wkrótce będę panować. Ten chaos jest moim udziałem.
- Co mamy robić? - zakwiliła Irene.
Jej pokurczona postawa świadczyła tylko o strachu. I te wielkie źrenice naiwnych oczu. Dokładnie tak wyglądała, gdy pojawiła się tu po raz pierwszy.
- Uzbroić się. I czekać na najgorsze - mój głos był spokojny.
Milan poruszył się nerwowo, szukając czegoś, na czym może zacisnąć pocące się dłonie.
- Dlaczego mamy ci zaufać?
- Bo jako jedyna wiem, co tu się dzieje - warknęłam w odpowiedzi. Cofnął się, widząc we mnie coś, czego sama nie dostrzegałam. - Idźcie do zbrojowni. Załóżcie pancerze, weźcie miecze. Przygotujcie się do walki.
Niespokojne rysy Irene rozjaśniła nadzieja. Była zachwycona tym, że mnie tu ściągnęła. Nie mogłam jej zawieść. Ale nie mogłam też obiecać, że każdy wyjdzie w tego cało.
Milan zabrał swoich ludzi, by się przygotować, pozostawiając nas dwie na środku pola truskawek. A syk słabnącej bariery narastał. Dookoła roznosił się już zapach spalenizny i śmierci. Wejście do Hadesu tylko się poszerzało.
- Wiedziałaś? - zapytała Irene w chwili słabości. To już kolejna gałąź próbowała przebić się przez pole ochronne.
Pokręciłam głową.
- Oszukał cię - wyszeptała.
I nagle cały świat runął.
Zostałam wykorzystana.
Użył mnie, by otworzyć sobie przejście na wolność. Użył mojej nienawiści do bogów, by ich okraść. Użył mojej samotności, by mną manipulować. Użył mnie, a już nie było czasu, by to naprawić. Tak, sprowadziłam na świat chaos. Ale to nie mi przyjdzie nad nim panować, gdy On obejmie władzę na Olimpie.
Osunęłam się na kolana czując, jak serce mi pęka. Pęka na kawałki, raniąc przy tym okropnie, wyciskając z oczu łzy i wprawiając wszystkie mięśnie w drżenie.
Czerń musiała się rozlewać dookoła, trawa pewnie już pachniała spalenizną, ciężko stwierdzić, bo z wnętrza Ziemi też rozchodził się intensywny zapach siarki. A ja potrafiłam tylko klęczeć nad suchym piachem i dłońmi blokować łzy próbujące skapywać z oczu.
Miałam być silna. Mieli się bać. Ale nikt nie powiedział, że mają się bać mnie. Teraz po prostu się boją.
Kolejny huk zza bariery. Świst wiatru i dreszcze przechodzące raz po raz po ciele.
- Boję się - wyszeptała Irene. Jej głos był ledwo słyszalny zza zasłony trzasków, syków i szczęku stali.
- Ja też - odpowiedziałam jej, moje ciało wciąż ciążyło na tyle, że nie mogłam wstać.
Nie mogłam wstać, nie wiedziałam, jak jej pomóc. Przecież też się bałam.
- Masz - wręczyłam jej mój sztylet. - Niebiański spiż. Idealny do zabijania wszystkich potworów spod łóżka.
Żart mi nie wyszedł, Irene skrzywiła się jeszcze mocniej, a jej oczy również zaszły łzami. Wstrząsnęła nią fala szlochu. Trzęsła się, nie mogąc złapać oddechu, a ja nie wiedziałam co zrobić. Co na moim miejscu uczyniłby Milan? Co uczyniłaby każda zdrowa osoba?
W tym narastającym huku, wśród wycia wiatru, przenikliwego syku i dobiegającego z oddali szczęku metalu, przytuliłam ją do siebie. Wzdrygnęła się, jakby mój dotyk napawał ją wstrętem. Ale nie potrafiłam jej już puścić.
- Chcę do taty - wyszeptała, dusząc się spazmatycznym płaczem.
- No już, oddychaj - w panice szukałam słów pociechy. Nie wiedziałam, czy to działa, mnie w życiu nikt tak nie uspokajał. - Jeszcze zobaczysz tatę, obiecuję.
Z oddali biegli ku nam inni półbogowie. Pośpiesznie otarłam łzy, nie mogli widzieć mojej chwili słabości. Przybrałam maskę obojętności, która, choć wciąż podszyta lękiem, musiała mi wystarczyć. Ściągnęłam kaptur z twarzy. Już nie muszą się mnie bać. Wystarczy, że boją się ogólnie. Teraz muszą mi zaufać. A ja muszę wymyślić, jak zamknąć to piekło.
Jako pierwszy dotarł do nas Milan. Przyniósł też dwa lekkie pancerze. Przejęłam je od niego.
- Masz - wręczyłam jeden Irene. - To specjalnie utwardzana, gruba skóra. Będzie cię chronić.
Pokiwała głową, nie mogąc wydobyć z siebie najcichszego jęku. Pomogłam jej założyć zbroję, dziękując przy tym synowi Apolla.
- Mam nadzieję, że wiesz jak to zamknąć - jego głos nie miał żadnego kolorytu. Też się bał.
- Rozczaruję cię - wstałam z klęczek.
Zacisnął usta.
- Świetnie - zironizował.
Prychnęłam. Nie wiedziałam, co innego zrobić. Po raz pierwszy naprawdę starałam się być taka jak oni i nic nie wiedziałam. Nie potrafiłam taka być. Zostałam wychowana inaczej. Zacisnęłam dłoń na nożu do rzucania. Cienka rękojeść wbijała mi się boleśnie w skórę dając znać, że żyję. Wraz z ustającym sykiem miało zacząć się życie, jakie znałam od dziecka. Miała zacząć się walka.
Miałam jeden cel. Jedno postanowienie. Jakkolwiek potoczy się ten dzień, to ja stanę w panteonie bohaterów nowej epoki. Czy jako uwielbiona córka króla-tyrana, czy jako zbawicielka wszystkich i pogromczyni nieśmiertelnych.
Niech mnie zapamiętają.
Hej hej
W końcu jestem
Jak Wam się podobał rozdział?
W końcu Bella staje się choć trochę ludzka
Z przykrością też stwierdzam, że powoli zbliżamy się do końca tej historii
Nie ukrywam, że powoli rozważam zniknięcie z Wattpada
Ale o tym może innym razem
Trzymajcie się, ave!
CZYTASZ
The Daughter Of Hades - Córka Hadesa
Fiksi PenggemarJak przez mgłę pamiętam ich twarze. Ponure, dostojne, pełne napięcia. Pamiętam jak głosowali, decydowali o moim losie. Mojrom dzięki, że dali mi żyć. Dali żyć tej, która miała zgładzić Olimpijczyków. Tej, która miała przynieść koronę ojcu skazanem...