Spanikowałam - powtórzyłam znów do siebie. Leżałam na środku wypalonej z życia do cna polany. Poczerniałe drzewa ponad mną groziły zawaleniem, a mimo wszystko trzymały się w pionie plując w twarz grawitacji. Chronienie się w cieniu ich przegniłych gałęzi dawało mi przyjemną satysfakcję igrania ze śmiercią. Może nie było to adrenaliną wywoływaną walką i tryumfem, ale lepsze to niż użalanie się nad sobą.
Spojrzałam na wyglądający na retro zegarek zapięty na moim nadgarstku. Od dobrych kilkunastu minut trwały zajęcia z greki. Jakoś nie chciało mi się na nie iść. A skoro i tak byłam spóźniona... Rozleniwiona i nawet spokojna wstałam z miękkich kikutów sterczących gęsto z ziemi. Kiedyś nazwałabym je trawą. Teraz były jej wypaloną wersją. Spodobały mi się nawet - były trochę podobne fakturą do piasku w Hadesie. I mojego kochanego dywanu w pokoju 380... Dłonią po raz ostatni przejechałam po szorstkich resztkach roślin, zaraz potem opuściłam spokojną polanę.
Wielkimi krokami zbliżał się wieczór. Półbogowie rozchodzili się do swoich domków. Wracając do swojego spotkałam po drodze Katie. Otoczona grupką sióstr wyminęła mnie bez słowa posyłając mi pełne urazy, trochę zmęczone spojrzenie. Poczułam zimne ukłucie gdzieś w sercu. Względną ulgę na duszy zaczął zajmować wlewający się we mnie, jak wino do puchara, chłód. Przyśpieszyłam kroku i bezwiednie naciągnęłam kaptur na twarz. Znów zaczęłam kryć się przed tym wszystkim. A mieli się przestraszyć - na wspomnienie słów ojca odbijających się po mojej głowie po kręgosłupie przewędrowały mi ciarki. Nie zdążyłam naprawić swojego błędu, czyli zdjąć kaptura i dumnie jak Hera kroczyć dalej - znalazłam się tuż pod ciemnymi drzwiami do swojego domku.
W środku panował straszny zaduch. Nie przeszkadzał mi on zupełnie. Za to musiałam się o coś zapytać Hadesa. Musiałam wiedzieć co się ze mną dzieje. Chciałam, by znał odpowiedź. Lepiej, coś w mojej podświadomości krzyczało, że on ją zna. Z szafki mącznej wyjęłam kopertę, a z niej wyciągnęłam białą kartkę, na której jeszcze niedawno było coś napisane. Wydało mi się to głupie, ale przez chwilę sądziłam, że poprzednio widoczne na niej słowa były wymysłem spragnionej pocieszenia i nadziei wyobraźni. Odgoniłam od siebie te myśli. Tak nie mogło być.
Co się ze mną dzieje? - naskrobałam szybko. Przez chwilę nic się nie działo. Wszystkie mięśnie mojego ciała napięli się w oczekiwaniu. Chciałam, by pięknie wykaligrafowane słowa znów pojawiły się na papierze listowym, który kolorem przypominał moje zbielałe od nacisku palce. Stało się.
Nie jesteś taka jak oni. Masz moc większą, niż wszyscy inni. Bez zrozumienia i szacunku nie będziesz umiała jej kontrolować. Musisz się wyładować. Strach. Wściekłość. Gniew. Z nimi jesteś potężniejsza. Powinnaś walczyć, zabijać, wyżyć się. Nie kryć się pod kapturem, bo oni patrzą. Wróć do mnie. Razem możemy wszystko.
Serce zabiło mi mocniej. Prawie podskoczyłam pod sufit z ukrywanej radości, kiedy wyczekiwana odpowiedź pojawiła się na papierze. W żyłach zaczęła krążyć mi adrenalina pomieszana z satysfakcją zrobienia czegoś nielegalnego. Pojawił się też niepokój. On skądś musiał wiedzieć, że znów się ukryłam pod kapturem. I zaczął mnie zamawiać do powrotu. Zniszczenie świata i zabicie bogów nie było już tak kuszącą propozycją jak kiedyś.
Czując na sobie czyjeś nieprzychylne spojrzenie wymknęła się z domku. W blasku sierpowatego księżyca widziałam większość szczegółów. Było tu tak pięknie i cicho... Znów zatęskniłam za Hadesem, jakby skąpane w nocnym świetle pole truskawek nie było wystarczająco urocze. Przez chwilę aż mnie korciło, by obudzić wszystkich i wrobić w to dzieci Hermesa. Odpadłam pokusę i powolnym krokiem ruszyłam ku plaży.
Księżyc leniwie przeglądał się w niezmąconej niczym tafli wody nadając jej nieobecny za dnia urok. Przechadzałam się po piasku przypatrując się jasnym otoczakom. Wiał chłodny wiatr. Zdecydowałam się usiąść na ziemi i zdjąć czarne trampki. Odłożyłam je na bok i wsunęłam stopy do wody. W górę kręgosłupa przeszedł mnie dreszcz. Otrzeźwiając chłodem fal otumaniony zmartwieniami i tęsknotą umysł zaczęłam puszczać kaczki. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, za ty słuchałam opowieści duchów i z grubsza wiedziałam jak się za to zabrać. Wyszukiwanie płaskich kamyków nie było tu najprostsze, a efekty nie były warte zachodu. Otoczak zawsze wpadał do wody, jak to mają kamienie w zwyczaju.
Stwierdziłam, że to bez sensu. Garściami zbierałam piasek z dookoła mnie i zasypywała od niechcenia stopy. Było to przyjemne doświadczenie. Przynajmniej miałam spokój. Tylko to nieprzychylne spojrzenie, które wciąż mnie obserwowało, na samą myśl aż się spięłam.
Zacisnęłam pięść zamykając w garści piasek. Po moim kciuku spłynęła kropla krwi. Obmywając dłoń odkryłam, że czerwona substancja nie może należeć do mnie. Mimochodem spojrzałam na miejsce, w którym wypuściłam piaseczek z garści. Na samym wierzchu leżał kamień, po którym ściekała kolejna kropla życiodajnej substancji. W momencie, gdy wzięłam go do ręki od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Momentalnie zakończyłam dziecinne zabawy z piaskiem. Strzepałam go z siebie, obmyłam stopy, w jedną dłoń wzięłam trampki, a w drugiej zaciskałam kamień. Jak najciszej mogłam popędziłem do trzynastki.
CZYTASZ
The Daughter Of Hades - Córka Hadesa
FanficJak przez mgłę pamiętam ich twarze. Ponure, dostojne, pełne napięcia. Pamiętam jak głosowali, decydowali o moim losie. Mojrom dzięki, że dali mi żyć. Dali żyć tej, która miała zgładzić Olimpijczyków. Tej, która miała przynieść koronę ojcu skazanem...