33. Grande Finale ~ Bella

102 8 2
                                    

Krzyki, trzaski i szczęk stali były muzyką dla uszu. Czymś tak znanym, uspokajającym. W swoim tragizmie.

Czułam na sobie ich spojrzenia. Wielkie, przerażone oczy Irene i spokój wręcz emanujący od Milana. Odpowiedzialność za nich zgniotła mnie. Przeszyła na wskroś, zacisnęła się wokół gardła i ściskała wnętrzności.

Nie mogłam im obiecać, że nikt nie zginie.

Nie mogłam.

- Muszę podejść bliżej.

Głos ledwo przebijał się przez hałas, ale jednak słyszeli. Albo przynajmniej chciałam w to wierzyć.

Dłonie spoczywające na ich ramionach parzyły. Gwałtownie je oderwałam i prędko chwyciłam noże. Chłód stali łagodził fantomowy ból.

Niewiele więcej mówiąc, odwróciłam się i z rękoma zaciśniętymi na broni rzuciłam się do przodu. Po raz pierwszy w życiu cieszyłam się, że trawa czerniała pod moimi stopami. Stal cięła skórzaste ciała. Brunatna krew lała się na boki. Pył wirował w powietrzu. Pazury szczekały o ostrza. Noże cięły powietrze, aż ręka się zmęczyła.

Uskoczyłam przed walącym się ciałem giganta. Ktoś krzyknął. Wskoczyłam na jego martwe plecy. Dwoma nożami zdjęłam ptaka w locie. Z metalicznym trzaskiem rozsypał się po ziemi, ciałach i broni.

- Za tobą!

Milan wpakował miecz między żebra czemuś, co przypominało Erynię. Krew trysnęła. Powaliłam stwora kopniakiem na ziemię.

Z drugiej strony Irene strzeliła światłem w coś nad nami. Widziałam tylko błysk. Jazgot. Martwe ciało upadło tuż za mną. Milan przyciągnął mnie bliżej, chroniąc przed dotkliwym uderzeniem.

- Już blisko.

Tak. Może z kilkadziesiąt metrów. Było blisko. Tak blisko.

Zmusiłam zmęczone napięciem mięśnie do ruchu. Biegłam prosto, Milan wolał coś za mną. Nie słyszałam. Szum z wnętrza Tartaru zagłuszał wszystko.

Syn Apolla w końcu wpadł na mnie. Zatoczył się niezdarnie.

- Jaki jest plan?

Bałam się tego pytania. Wnętrzności skręciły się jeszcze mocniej. Tak mocno, że zebrało mi się na wymioty.

- Idę odwiedzić tatusia.

Zdławiony głos ledwo przedarł się przez gardło. Czułam drżenie palców. Zacisnęłam je jeszcze mocniej na sztylecie. Zaciskałam aż zabolało.

- Nie musisz tego robić.

- Ktoś musi.

Milan wzdrygnął się. Irene gryzła policzek od środka. Splunęła na bok krwią.

Oboje mieli twarze brudne i blade. Skąpane w przerażeniu.

- Mam największe szanse przeżycia.

Nic nie mówili.

Zaciągnęłam kaptur na głowę. Cień zakrywał mi twarz. To była chwila. Potwór pikował w dół. Słyszałam tylko szum skrzydeł.

Krzyk Irene.

Krew rozpryskująca się po twarzy. Płynąca po rękach. Ciemnoczerwona i lepka.

Nóż poszybował w górę. Jeden, drugi, trzeci. Skrzydła obrzydliwej postaci rozdarły się. Głucho wachlowały powietrze. A potem świst. Strzała przeszyła gardło istoty.

Irene wrzasnęła.

Poleciała w dół razem z martwym ciałem.

W chwili wolnego odskoczyłam od pazurów innej istoty. Sparowałam jej cios. Skok. Cięcie. Cięcie. Krok w tył. Serce biło mi coraz głośniej. Pchniecie. Wyszarpałam tkwiący w brzuchu sztylet. Powietrze pachniało jadem. Kolejny unik. W końcu istota padła na ziemię.

The Daughter Of  Hades - Córka HadesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz