Krzyki, trzaski i szczęk stali były muzyką dla uszu. Czymś tak znanym, uspokajającym. W swoim tragizmie.
Czułam na sobie ich spojrzenia. Wielkie, przerażone oczy Irene i spokój wręcz emanujący od Milana. Odpowiedzialność za nich zgniotła mnie. Przeszyła na wskroś, zacisnęła się wokół gardła i ściskała wnętrzności.
Nie mogłam im obiecać, że nikt nie zginie.
Nie mogłam.
- Muszę podejść bliżej.
Głos ledwo przebijał się przez hałas, ale jednak słyszeli. Albo przynajmniej chciałam w to wierzyć.
Dłonie spoczywające na ich ramionach parzyły. Gwałtownie je oderwałam i prędko chwyciłam noże. Chłód stali łagodził fantomowy ból.
Niewiele więcej mówiąc, odwróciłam się i z rękoma zaciśniętymi na broni rzuciłam się do przodu. Po raz pierwszy w życiu cieszyłam się, że trawa czerniała pod moimi stopami. Stal cięła skórzaste ciała. Brunatna krew lała się na boki. Pył wirował w powietrzu. Pazury szczekały o ostrza. Noże cięły powietrze, aż ręka się zmęczyła.
Uskoczyłam przed walącym się ciałem giganta. Ktoś krzyknął. Wskoczyłam na jego martwe plecy. Dwoma nożami zdjęłam ptaka w locie. Z metalicznym trzaskiem rozsypał się po ziemi, ciałach i broni.
- Za tobą!
Milan wpakował miecz między żebra czemuś, co przypominało Erynię. Krew trysnęła. Powaliłam stwora kopniakiem na ziemię.
Z drugiej strony Irene strzeliła światłem w coś nad nami. Widziałam tylko błysk. Jazgot. Martwe ciało upadło tuż za mną. Milan przyciągnął mnie bliżej, chroniąc przed dotkliwym uderzeniem.
- Już blisko.
Tak. Może z kilkadziesiąt metrów. Było blisko. Tak blisko.
Zmusiłam zmęczone napięciem mięśnie do ruchu. Biegłam prosto, Milan wolał coś za mną. Nie słyszałam. Szum z wnętrza Tartaru zagłuszał wszystko.
Syn Apolla w końcu wpadł na mnie. Zatoczył się niezdarnie.
- Jaki jest plan?
Bałam się tego pytania. Wnętrzności skręciły się jeszcze mocniej. Tak mocno, że zebrało mi się na wymioty.
- Idę odwiedzić tatusia.
Zdławiony głos ledwo przedarł się przez gardło. Czułam drżenie palców. Zacisnęłam je jeszcze mocniej na sztylecie. Zaciskałam aż zabolało.
- Nie musisz tego robić.
- Ktoś musi.
Milan wzdrygnął się. Irene gryzła policzek od środka. Splunęła na bok krwią.
Oboje mieli twarze brudne i blade. Skąpane w przerażeniu.
- Mam największe szanse przeżycia.
Nic nie mówili.
Zaciągnęłam kaptur na głowę. Cień zakrywał mi twarz. To była chwila. Potwór pikował w dół. Słyszałam tylko szum skrzydeł.
Krzyk Irene.
Krew rozpryskująca się po twarzy. Płynąca po rękach. Ciemnoczerwona i lepka.
Nóż poszybował w górę. Jeden, drugi, trzeci. Skrzydła obrzydliwej postaci rozdarły się. Głucho wachlowały powietrze. A potem świst. Strzała przeszyła gardło istoty.
Irene wrzasnęła.
Poleciała w dół razem z martwym ciałem.
W chwili wolnego odskoczyłam od pazurów innej istoty. Sparowałam jej cios. Skok. Cięcie. Cięcie. Krok w tył. Serce biło mi coraz głośniej. Pchniecie. Wyszarpałam tkwiący w brzuchu sztylet. Powietrze pachniało jadem. Kolejny unik. W końcu istota padła na ziemię.
CZYTASZ
The Daughter Of Hades - Córka Hadesa
FanfictionJak przez mgłę pamiętam ich twarze. Ponure, dostojne, pełne napięcia. Pamiętam jak głosowali, decydowali o moim losie. Mojrom dzięki, że dali mi żyć. Dali żyć tej, która miała zgładzić Olimpijczyków. Tej, która miała przynieść koronę ojcu skazanem...