Obudziłam się rano. Było znacznie za wcześnie na śniadanie, wszyscy jeszcze spali. Okropnie bolała mnie głowa. Podczas zastanawiania się czemu, przypomniałam sobie wszystko, co wydarzyło się wczorajszej nocy. Wiedziona instynktem zajrzałam do szuflady szafeczki nocnej. Wszystko leżało w niej jak powinno, ale mimo to obudził się we mnie dziwny niepokój. Kropelka krwi, która poprzedniej nocy znajdowała się na przyniesionym znad wody białym otoczaku wysychało teraz na drewnianym denku. Zaś na samym kamyczku rodziła się nowa kropla szkarłatnej substancji.
Interesujące - pomyślałam. Zaiste, tajemnica choć ledwo napoczęta, wciągnęła mnie bez reszty. Beznamiętnie wpatrując się w gładką powierzchnię odłamka skałki, zastanawiałam się, czym ona właściwie jest. Nie wydawała się być czymś, co wcześniej wiedziałam. W fakturze była bardzo podobna do mojego wisiorka. Równa, zimna powierzchnia prezentu od bogów też emanowała sekretnego rodzaju energią niepodobną do czegokolwiek.
Otarłam leżącą na szafce chusteczką perlącą się szkarłatem krew z powierzchni drewna i kamienia, który położyłam na dłoni. Taksując powoli malutki przedmiot zastanawiałam się, jak poznać czym jest i kto może wiedzieć. Na samym początku Chejron odpadał, nie znałam go dobrze. Dodatkowo, jako opiekun obozowy, mógł się zdenerwować na wieść o moich nocnych spacerach. Z Hadesem lepiej było nie rozmawiać, słowa, które do mnie pisał odbijały się wciąż po mojej głowie jakby wypowiedziane przez boga podziemia. Mama również odpadała, uznałaby to za kłopoty, których mi nie potrzeba. W obozie nie znałam nikogo, kto mógłby wiedzieć.
Wiedząc, że na terenie obozu nie pozyskam pomocy, wyszłam z domku. Na chusteczce rozłożonej na dłoni leżała wciąż gładziutka skałka z krzepnącą krwią na czerwonej smudze stanowiącej wgłębienie w powierzchni. Wyglądało to, na moje niewprawne oko, jakby otoczak ten był istotą żywą. Na chwilę obecną jednak krwawił, a ja zastanawiałam się, czy nie ma on HIV. Może kamienie też chorują? Nikt nigdy nie odpowiedział mi na to pytanie. Może głównie dlatego, że nigdy wcześniej go nie zadałam. Teraz okazało się to być kolosalnym błędem. Nie porzucając myśli, że mogę za chwilę przygarnąć do własnego krwiobiegu urocze wirusy, szlam w kierunku pola truskawek. W samej piżamie, z narzuconą czarną kurtką na ramiona. Było całkiem ciepło, w końcu lato i tak dalej.
Pole truskawek skąpane w delikatnym świetle poranka prezentowało się nienagannie. Równe grządki czerwonych, soczystych owoców z idealnym widokiem na bramę prowadzącą do obozu. Zieloność traw, nasycone odcienie dojrzałych owoców, świeżo po wschodzie, jeszcze różowe obłoki leniwie sunące ku tylko sobie znanym kierunkom. Wszystko to zdawało się piękne, surrealistyczne, jednak nie napełniało głodu tęsknoty narastającej gdzieś w sercu. Pragnęłam poleżeć na szorstkim piachu Hadesu, po nim spłynęło już tyle mojej krwi. Położyć się na twardej poduszce, która wchłonęła już hektolitry moich łez. Kiedyś pragnęłam normalności, teraz pragnęłam domu. Nie umiałam, nie potrafiłam być „normalna" w tym znaczeniu, którego używała większość świata. Byłam inna.
Westchnęłam cicho i zaczęłam mówić do kamienia, jak do istoty ludzkiej:
- Nie potrafię tu być. Cały czas coś niszczę w moich dłoniach. Uśmiercam, jakby podświadomie dążąc do destrukcji wszystkiego. Tak nie jest! - zapewniłam siebie samą. Chciałam, by tak było, może Hades miał racje? - Nie pasuję tu - powiedziałam,
zanim się zorientowałam, że sama o tym pomyślałam.Wkrótce już o niczym nie myślałam. Rozdzierający krzyk dotarł do moich uszu. Owinięty papierkiem kamień wrzuciłam niedbale do kieszeni zapominając niemal natychmiast o jego istnieniu. Sprzed bramy dochodziły jakieś huki, szumy, stłamszone wrzaski i dźwięki walących się na ziemię drzew. I rozpaczliwe wołania „pomocy!". Instynktownie pobiegłam w tamtym kierunku. Nie z altruistycznej chęci pomocy, a egoistycznej chęci walki, zniszczenia czegoś, siania destrukcji. W tej chwili widziałam się jako potwora, ale przenikający moje palce chłód metalu zagłuszał zbędne mi sumienie i pchał z jeszcze większym zapałem w przysłowiowy ogień.
Za bramą żarzyło się jak w piekle. Wszystko było czarne od sadzy, smoły, czerwone od ognia i iskier krzesanych przez stojącego w centrum chaosu potwora, jakby demona wściekłości i śmierci w jednym. Teraz to ja miałam przejąć jego rolę króla i pana sytuacji. Z kieszeni skórzanej kurtki odbyłam pierwsze trzy noże. Wbiły się w płomienie pleców monstra, które nawet nie zwróciło na mnie uwagi. Kolejna seria, która utkwiła w miejscu, które powinno być twarzą potwora, również nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Jednak przeciwnik zamiast atakować przerażoną dziewczynę, która kuliła się na uboczu, skoncentrował się na mnie.
- Czas na coś mocniejszego - zręcznie, automatycznie unikając kulistych płomieni musnęłam podpis Ateny na wisiorku.
CZYTASZ
The Daughter Of Hades - Córka Hadesa
Fiksi PenggemarJak przez mgłę pamiętam ich twarze. Ponure, dostojne, pełne napięcia. Pamiętam jak głosowali, decydowali o moim losie. Mojrom dzięki, że dali mi żyć. Dali żyć tej, która miała zgładzić Olimpijczyków. Tej, która miała przynieść koronę ojcu skazanem...