Epilog ~ Milan

162 9 13
                                    

Stałem oparty o bramę wejściową obozu. Chociaż od bitwy o obóz minęło już kilka tygodni, a synowie Hefajstosa próbowali ją naprawiać, to wciąż nie wyglądała ona najlepiej. Nosiła na sobie pewne niezmywalne piętno. Jak my wszyscy.

Słońce tkwiło w zenicie. Oświetlało wszystko wokół, odbijało się od okien Wielkiego Domu i połyskiwało wśród liści.

To był dzień odjazdów.

Ci, którzy mieli gdzie wracać, wracali. Tacy jak ja, na których nikt nie czekał, chowali się w zakamarkach swoich domków, by nie myśleć. Nie myśleć, że nikt na nich nie czeka.

- Milan!

Odwróciłem się spłoszony.

Irene dzielnie kuśtykała przez pole truskawek. To musiał być cud, że udało się odratować jej nogę. Chociaż po urazie była wciąż bardziej blada niż zwykle, to uśmiechała się.

- Jedziesz?

Nie musiałem pytać. Przecież znałem odpowiedź. Do podobnego wniosku mógłbym dojść też patrząc na torbę ze starymi ciuchami Belli. Tymi, które dała Irene, kiedy jeszcze była tu z nami.

Wręcz podświadomie spojrzałem tam, gdzie widzieliśmy ją po raz ostatni. Spojrzałem tam, gdzie pochłonęła ją ziemia.

Irene nic nie mówiąc przytuliła mnie. Ona też tęskniła. Mimo to, starała się być dzielna dla mnie.

- Nie chciałaby, byśmy teraz płakali.

- Myślisz? - własny głos wydawał mi się być bardziej odległy niż być powinien. Taki pusty, bezdźwięczny.

- Tak.

Te wakacje też bardzo zmieniły Irene. Widok krwi i śmierci ją zahartował. Poczucie obowiązku wycisnęło z niej całe poczucie strachu. Teraz pewnie ściskała swoją księgę zaklęć w jednej dłoni, a torbę w drugiej. Gotowa przyjechać za rok.

- Zastanawiam się, czy to przeżyła.

Irene opuściła wzrok. Nie chciała, bym to powiedział. Żadne z nas nie chciało myśleć, że Belli już nie ma.

Wyklęta przez ojca, odrzucona przez rówieśników, zapomniana nawet po takim poświęceniu.

Obozowicze płakali po swoim przyrodnim rodzeństwie, przygotowywali ciała na wydanie ich zrozpaczonym rodzicom, tworzyli pamiątkowe kapliczki i pisali piękne treny. Po niej nie płakał nikt. Jakby nie widzieli tego ognia palącego jej ciało, łuny bijącej od jej sylwetki, ziemi zasypującej się gdy tylko zniknęła z pola widzenia.

Jakby jej nigdy nie było. Jakby było im to na rękę.

- To tata.

Irene uśmiechała się. Wszystko w jej twarzy się uśmiechało. Nierówne, przypalone włosy, duże oczy i piegi. Wszystko się śmiało.

- Odprowadzisz mnie? - zapytała.

Podniosłem jej torbę. Była lekka.

Ruszyliśmy razem przez pole. Czarna trawa skrzypiała pod stopami, pozostały pył brudził nam buty.

- Pisz czasem.

- Oczywiście!

Ostatnie kilka kroków do samochodu Irene niemalże biegła. Mimo tego, że jeden z moich braci definitywnie jej zabronił.

Wpadła w ramiona ojca, tak do niej podobnego. Te same brązowe włosy falujące w dziecięcy sposób, ten sam uśmiech.

- Dzień dobry - też próbowałem wyglądać przyjaźnie.

Mężczyzna uścisnął mi dłoń. Niezgrabnie odwzajemniłem gest. Wciąż ciężko było mi wyważyć, ile siły włożyć w jaką czynność. Wady tkwienia w kamieniu przez połowę życia.

- Witam, młody człowieku. Musisz być przyjacielem mojej gwiazdeczki - pieszczotliwie poczochrał włosy córki.

- Tato! - Irene jęknęła cicho.

- Jestem Milan. Miło mi.

Kiedy to wszystko się skończyło, pożegnania, pakowanie i odjazdy, samotnie powlokłem się do domku numer 7.

Pachniał czystą pościelą, suszonymi ziołami i słodyczami, które pozostałe rodzeństwo dojadało przed przyjazdem rodziców.

Przysiadłem na skraju łóżka zastanawiając się, czy po mnie też kiedyś ktoś przyjedzie. Minęło tyle lat. Mama pewnie już zapomniała.

***
Należy się tu pewna historia, pewne sprostowanie, skąd nagły zapał i chęć na dokończenie tej historii.

Zostałam Mistrzem Gry w Dungeons&Dragons dla mojej ekipki przyjaciół. Zażyczyli sobie gry w charakterze gry „Hades" (zna ktoś? Świetna gra, zarówno graficznie jak i fabularnie). Pomyślałam, że w ramach przypomnienia sobie mitologii, skończę to pasmo historii. A jeszcze dwie zostały do opowiedzenia

Always yours,
Follow the Light

The Daughter Of  Hades - Córka HadesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz