Huk i świst ogłuszał, nabierający na sile wiatr targał włosy, zapach siarki i śmierci przytłumiał zmysły.
Stałam przed szeregiem, bez pancerza i hełmu, tylko przenikliwy chłód cienkich rączek noży do rzucania wybijających się w dłonie. Ciemne chmury nad nami, powiększające się przejście do Podziemia i widmo końca świata, jaki znamy.
Spojrzałam za siebie. Milan z łukiem w dłoni, stał wyprostowany, dawał przykład reszcie. Skinął mi głową. W tej chwili ufałam mu jak nigdy.
Po mojej drugiej stronie, jakaś córka Aresa. Kłykcie zbielały jej od zaciskania dłoni wokół drzewca włóczni. W jej oczach płonął gniew. Ona też da z siebie wszystko.
I wtedy zaczęło się.
Trzask. Huk. Ryk. Bezkształtne monstrum poszerzyło wyrwę w ziemi. Pył rozwiał się na wszystkie strony. Trawa zapłonęła.
- Zaczynamy zabawę.
Ruszyłam przed siebie. Niewiele myśląc.
Trawa płonęła pod naszymi stopami. Powietrze świszczało od strzał. Najgłośniejsze jednak było bicie serca. I drżenie ziemi od kroków kamiennego golema. Adrenalina pulsowała w żyłach. Olbrzym zamachnął się. Uskoczyłam. Ktoś krzyknął. Nie wiem kto.
Dłoń machinalnie odnalazła pod bluzą talizman. Unik z półpiruetu. Z Hadesu zaczęły wydobywać się kolejne stwory. Wbiłam nóż w coś, co wydawało się być łokciem golema. Lewa ręka znalazła wyżłobienie z podpisem Ateny. Kolejny nóż głucho obił się o kamień. Odrzuciłam go. Niezdatny do użytku.
Córka Aresa zadała śmiertelny cios olbrzymowi. Kamień rozprysnął się na wszystkie strony. Ktoś krzyknął. Ktoś wołał lekarza. Nasilił się zapach spalenizny i krwi. Tak, czułam jej metaliczny smak w ustach. Aktywowałam moc talizmanu.
- Trzeba zamknąć to cholerstwo!
Nie wiem, czy ktoś mnie słyszał. Po prostu biegłam do wyrwy w ziemi. Trzeba to jakoś zakopać. Zasłonić kamieniem. Zapieczętować.
Dopadł mnie latający stwór. Plecy uderzyły o podłoże. Zasłoniłam się nożem. Odepchnęłam cuchnącą istotę. Z wrzaskiem rzuciła się na mnie. Skrzeczała. Pazurami rozdarła mi bluzę. Uniknęłam kolejnego ciosu. Rzuciłam nożem. Chybione. Kolejny trafił w skrzydło. Stwór zachwiał się w powietrzu. Złapałam go za nogę. Ciężki. Zgodnie z prawami fizyki... Nie czułam nawet jak podpowiada mi Atena. To było wręcz naturalne. Dźwignia.
Stwór znalazł się na ziemi. Kopnęłam go. Spróbował uciec. Przydeptałam mu twarz. Złapał mnie za łydkę. Znów leżałam plecami na ziemi. Popiół sypał się do oczu. Uderzałam i kopałam na oślep. Poczułam lepką krew. Nie chciałam wiedzieć czyją.
- Bella! - czyjś głos. Krzyk.
Świst strzały. Nieprzyjazny stwór zawył i zamarł. Zrzuciłam z siebie jego ciężar.
- Wszystko w porządku?
Milan. Rękawem przetarłam oczy i czoło. Był brudny. Jak wtedy, gdy widziałam po raz pierwszy. Tym razem jednak wszyscy wyglądaliśmy jak wyrwani z Tartaru.
Skinęłam głową.
- Gdzie Irene?
- Nie widziałem jej.
Zalał mnie strach. Naszła dziwna suchość w ustach.
- Cholera!
Instynkt krzyczał "naprzód!". Umysł kazał się zawrócić. Ciało chciało odpocząć. Usłuchałam umysłu. Odrzuciłam przytłaczające odgłosy bitwy. Rzuciłam się szaleńczo w kierunku obozu. Milan wołał coś do mnie. Nie słyszałam.
Po drodze cięłam przeciwników, częstowałam potwory żelazem. Szczątki trawy kruszyły się mi pod stopami. Rozglądałam się na boki. Irene nigdzie nie było. Nie było jej tam, gdzie ją zostawiłam, nie było na polu walki.
- Irene? - krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam. Oczy zaszły łzami. - Irene!
Zatrzymałam się. Nie miałam siły biec, niewidzialna siła pozbawiła mnie tlenu.
Spójrz do góry - to musiał być pewny głos Ateny. Wyniosły i zapadający w pamięć. Słyszałam go tylko raz, na Olimpie i nie zapomniałam mimo tyłu lat.
Wykonałam polecenie.
Miałaś się w to nie mieszać - strofujący głos Persefony. - Zmarnowałaś swoją szansę.
- Jeszcze nie - warknęłam. - Mogę jeszcze próbować.
I wtedy usłyszałam złowieszczy śmiech Hadesa. Świdrujący, odbijający się po głowie. Zagłuszył wszystko, nie wiedziałam nawet, czy słyszę go tylko ja, czy wszyscy.
Więc ty przeciwko mnie - zaśmiał się. - Zginiesz z nimi. Zginiesz marnie, niewdzięczny pasożycie.
Upadłam na kolana. Coś wgniotło mnie w ziemię. Ciało opuściły wszystkie siły.
Nie poddawaj się mu.
Głos Ateny ciał jak sztylet. To nie było wsparcie. To był rozkaz.
Dłońmi oparłam się o spopieloną trawę. Wokół mnie szalała bitwa. A ja dusiłam się we własnym ciele. Dyszałam. Łykałam tlenu ile tylko mogłam.
- Nie!
Nie wiedziałam, czy krzyczę, czy to tylko w mojej głowie.
- Uważaj! - przeleciała nade mną czyjaś strzała. Coś upadło z hukiem. Kurz i pył wzbiły się w powietrze.
Wychowałem cię. Nauczyłem wszystkiego. Winna jesteś posłuszeństwo.
Zostaw ją, Hadesie! Nie takie były wyroki Zeusa.
- Zostaw mnie! Precz, demonie, tyranie!
Mimowolnie zacisnęłam dłonie. Pod paznokcie boleśnie wbiły się ziarenka piasku. Szarpałam się sama ze sobą.
Kolejny świst strzały. I kolejny. Ktoś klął. Syk. Wrzask. Zapach siarki. Lepka substancja na mojej bluzie.
- Kończ już te wewnętrzne potyczki! - warczący Milan. Przeszedł mnie dreszcz.
Byłem twoim jedynym przyjacielem. Nie wyśmiewałem. Wspierałem.
- Wykorzystałeś!
Uczyniłem silną. Doceń to.
Czułam jak moc bogów się oddała. Narastał wewnętrzny chaos. Uczucie duszenia. Kaszlałam. Kończyny mi drętwiały. Jak wtedy, gdy córka Afrodyty próbowała użyć czarmowy.
Wstałam. Tylko już nie byłam sobą.
CZYTASZ
The Daughter Of Hades - Córka Hadesa
FanficJak przez mgłę pamiętam ich twarze. Ponure, dostojne, pełne napięcia. Pamiętam jak głosowali, decydowali o moim losie. Mojrom dzięki, że dali mi żyć. Dali żyć tej, która miała zgładzić Olimpijczyków. Tej, która miała przynieść koronę ojcu skazanem...