Kiedy skończyłem, czułem się jak zlany potem. Jak obudzony z koszmaru. Zaraz. Właściwie to włosy przykleiły mi się do czoła, a przede mną stał żywy koszmar. Nie, nie koszmar, tylko Bella - próbowałem sobie tłumaczyć. Ta sama przestraszona dziewczyna, która miała koszmary, zaraz po tym jak ją poznałem. Ta sama drobna postać, której dawałem co najwyżej piętnaście lat. Ta sama osoba, która właśnie sprowadzała chaos na świat. Już nie potrafiłem myśleć o niej inaczej. Zaślepiała mnie wściekłość. A jej ciemność sięgała już poza zaułek.
- Wyładowałeś się? - jej głos był cichy, wstrząsający. Przeszły mnie ciarki. - No już, odpowiadaj. Osiągnąłeś co chciałeś? Irene się mnie boi, a ty nienawidzisz jeszcze bardziej. O to ci chodziło?
Torby wypadły mi z dłoni. Po raz pierwszy nie wiedziałem co jej odpowiedzieć. Znów mnie prowokowała. Chciała usłyszeć, że tak, że to było moim celem. Ale teraz już nie wiedziałem, czemu tak wybuchłem. Nie wiedziałem, co do tego doprowadziło, nie byłem już w stanie nawet odtworzyć własnych słów. To była przecież tylko i aż Bella. Zagubiona, samotna i prowokowana przez ojca tak, jak ja teraz przez nią. Jak na osobę przez wiele lat zamkniętą bez kontaktu z ludźmi, fantastycznie radziła sobie z grą na cudzych emocjach. Poczucie winy wywołała we mnie w zaledwie kilka zdań.
- Przepraszam - wyszeptałem słabo.
- Więcej tego nie rób - i jej głos znów był zimny i oschły. Taki paskudnie bez wyrazu. Przez chwilę było czuć w niej jakieś emocje, dumę, pogodę ducha, może nawet troskę. Teraz znów nie było nic. Tylko zimna obojętność, apatia i lakonizm.
Pokiwałem głową. Irene wpatrywała się we mnie z przestrachem. Świetnie, teraz bała się naszej dwójki. Do czego ja doprowadziłem?
Bella złapała taksówkę, wszyscy do niej wsiedliśmy. Wskazała adres, a kiedy samochód ruszył, wypatrzyła się w okno. Nie odzywała się. Z resztą, czego bym oczekiwał? Ona nie mówiła więcej niż było to konieczne. Irene też milczała. Robiła coś na telefonie, przeglądała internet. Korzystała, póki jeszcze może. Ja zogniskowały spojrzenie na rzężącym radiu.
- Mógłby pan zrobić głośniej?
Taksówkarz skinął głową i już po chwili mogłem słuchać przejętego głosu spikerki. Mówiła o niespodziewanym wybuchu Etny i o pyle przemieszczającym się nad Europą. Mimowolnie rzuciłem okiem na Bellę. Nawet nie drgnęła. Pewnie już dawno zamordowała własne sumienie. W końcu jej świadome działania nieodwracalnie wpływają na losy tysięcy ludzi. Z drugiej strony... Znowu przyłapałem się na próbach usprawiedliwienia jej. Rozpaczliwie próbowałem ją zrozumieć. A przynajmniej jakoś pomóc.
Wkrótce taksówka zatrzymała się pod wskazanym adresem. Bella zapłaciła, zostawiajac kierowcy spory napiwek i wysiedliśmy. Dopiero kiedy samochód odjechał, którekolwiek z nas zdecydowało się odezwać.
- Dalej idziemy pieszo?
Bella skinęła głową. Irene skrzywiła się. Byliśmy już zmęczeni podróżą, a dalej ponownie musieliśmy się zmęczyć. Do obozu pozostał jeszcze kawałek. Z westchnieniem na ustach, ruszyłem w odpowiednim kierunku.
Im bliżej obozu, tym większy ścisk w żołądku czułem. Niby pozwolenie na wyjście mieliśmy od samego Chejrona, to jednak mieliśmy dopilnować, by Bella wróciła nim narobi nam wszystkim problemów. Misja zakończona fiasko. Spektakularnym fiasko. Bo jak inaczej nazwać wybuch wulkanu i chmurę pyłu szybującą swobodnie nad Europą?
Kiedy przekroczyliśmy bramy obozu, musiało być coś około pory obiadowej. Nie miałem zegarka, więc ciężko było stwierdzić. W każdym razie, pola truskawek były puste, a nikt nie kręcił się wokół Wielkiego Domu. To właśnie tam się skierowaliśmy.
Całą trójką stanęliśmy na ganku, niepewni co zrobić. Musieliśmy wyglądać jak grupa dzieciaków czekających pod pokojem nauczycielskim i dyskutujących kto puka, a kto mówi. Niestety tym razem jasne było, że i pukam, i mówię ja. Niepotrzebne były żadne ustalenia.
Tak więc uderzyłem kilka razy w powierzchnię drzwi i w napięciu oczekiwaliśmy co się wydarzy.
Cicho otworzyły się drzwi. W progu stała pokaźna sylwetka Chejrona. Kiedy tylko nas zobaczył, stężały mu rysy twarzy. Chciaż przemawiała przez niego ulga, nie wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na świecie. Wróć, on nawet nie był człowiekiem.
- Bello, wejdź.
Wzruszyła ramionami.
- Musimy porozmawiać. Reszta, zostańcie tutaj.
Córka Hadesa tym razem wykonała polecenie i razem z centaurem zniknęła za drzwiami. Westchnąłem. Wyrzuci ją? Wyśle na ponowny sąd? Nakaże jej zmywać po każdym posiłku do końca obozu? Im dłużej myślałem, tym bardziej czułem, że zostawienie jej samej we Włoszech było lepszym pomysłem niż ciągnięcie jej do obozu. Cokolwiek się stanie, bałem się, że już nigdy więcej jej nie zobaczę. Że tym razem już się nie wymiga od tego, co mogło ją spotkać te dziewięć lat temu.
- Jak myślisz, o czym rozmawiają? - z ciągu tworzenia czarnych scenariuszy wyrwała mnie Irene.
- Pewnie o tym, dlaczego uciekła.
- Myślę, że uda się jej wyjść cało z tej opresji. Bez naszej pomocy.
Uniosłem brwi i spojrzałem na nią. Sprawiała wrażenie osoby bardzo pewnej tego, co mówi.
- Ma w rękach wiele mocnych powodów na to, by uciec. Mało mówi, więc nie nagada żadnych bzdur. Nie martw się o nią. Wróci do nas.
CZYTASZ
The Daughter Of Hades - Córka Hadesa
Fiksi PenggemarJak przez mgłę pamiętam ich twarze. Ponure, dostojne, pełne napięcia. Pamiętam jak głosowali, decydowali o moim losie. Mojrom dzięki, że dali mi żyć. Dali żyć tej, która miała zgładzić Olimpijczyków. Tej, która miała przynieść koronę ojcu skazanem...