22. Okropna ~ Bella

193 17 1
                                    

Znów stałam na tym obskurnym wulkanie. Tym razem z Milanem i Irene. Tym razem zdeterminowana, by wykonać powierzone mi zadanie. Za każdą cenę. Jeszcze przed zachodem słońca ta torba z narzędziami będzie moja. Nawet, jeśli będę musiała posunąć się do czynów, których początkowo nie wliczałam w koszt tej misji.

Było dość gorąco, mimo poranka. Turystów było jeszcze więcej niż poprzednio. Milan idealnie wpasował się w grupę zwiedzających i podziwiał chmury i górujące nad nami wszystkimi słońce. Z pewnością zgodziłby się ze mną, że widok przypominał ten, który roztaczał się z Olimpu. Irene wodziła swoimi dużymi, ufnymi oczami po pejzażu, próbując wyłapać jego wszystkie szczegóły. Była zachwycona. Uśmiechała się szeroko, piegate policzki miała zaróżowione z ekscytacji. Nawet wyjęła telefon i wykonała kilka zdjęć. Westchnęłam cicho podchodząc do niej. Czas wcielić w życie plan.

- Podoba ci się?

- Bardzo! Jest tu pięknie, tata nigdy nie zabrał mnie za granicę... A powinien! Widok jest cudowny! Te chmury, słońce...!

- Myślisz, że umiałabyś stworzyć kulę światła widoczną nawet przy tak dużym naświetleniu?

- Nie wiem - zmarszczyła brwi. - Tylko po co?

- Widzisz, w naszym świecie wszystko opiera się na stawianiu sobie wyzwań i sprawdzaniu własnych granic.

Zdziwiła się. Mimo to, wpatrzyła się mocno w swoją dłoń, po czym zacisnęła ją w pięść. Ponownie podniosła na mnie wzrok, wahała się.

- Czy nikt nie zauważy?

- Tym się nie przejmuj. Nie uwierzą.

Tak, podpuszczałam ją. Tak, czułam się okropnie. Ale potrzebowałam, by odwróciła uwagę turystów. Jeśli nie światłem, to w końcu zużyje całą energię i zemdleje. W ten sposób też zwróci uwagę na siebie, a ja będę mogła przedrzeć się na górę. Jeśli coś się stanie, zawsze jest tu Milan. Syn Apolla, więc powinien umieć uzdrawiać. Irene nie miała racji mówiąc, że nie jestem okropna. Jestem potworna, ale kiedy Hades przejmie władzę, nikt nie będzie się przejmować, jaka jestem. Będę u jego boku. Będą mnie szanować.

- No dobrze - mruknęła w końcu.

Rozprostowała dłoń. Powoli recytując formułkę, zaciskała coraz mocniej oczy. Próbowała się skoncentrować, zebrać tyle energii, ile tylko potrafiła. Nie znałam się na tej formie czarów, ale zapewne działało to tak samo jak zdolność do podróży cieniem, albo wzywania szkieletów. Jej palce jaśniałaby wyjątkowo słabo. Ledwo widocznie.

- Tylko na to cię stać? - zadrwiłam.

Jestem okropna.

Zacisnęła powieki jeszcze mocniej ponownie recytując formułkę. Tym razem było trochę lepiej. Ale wciąż niewystarczająco. Popatrzyła na mnie wyczekująco. Chciała pochwały? Dla mnie to było zdecydowanie za mało. Nie osiągając efektu,na który liczyła, jeszcze raz wypowiedziała skomplikowaną inkantację. Pot perlił się na jej czole, z nosa pociekła krew, a z palców wystrzeliły świetliste wstęgi przypominające fajerwerki.

Irene opadła na ziemię krztusząc się. Pośpiesznie odsunęłam się od niej i zniknęłam w pierwszym lepszym cieniu. Udało się. Zwróciła uwagę wszystkich. Podbiegł do niej Milan, rozglądał się, pewnie mnie wypatrywał. Nie jego sprawa, gdzie zaraz się udam.

Kiedy przewodniczka podeszła do dziewczyny, a wszyscy ustawili się w ciasnym kręgu wokół, mogłam zacząć moją wspinaczkę. Biegłam szybko, byle nikt nie zobaczył. Ukryłam się za pierwszą lepszą fałdą terenu. Ot zagłębienie między dwoma wzgórzami. Teraz już nie mieli szans mnie widzieć. Zaczęła się wspinaczka na szczyt. I potworne wyrzuty sumienia.

Trwało to długo. Po drodze zgłodniałam i wypiłam dwie z pięciu butelek wody przygotowanych na tę podróż. Za to dotarłam na całkowicie zasnuty chmurami szczyt. Teraz wystarczyło tylko przedostać się na dół, w centrum skwaru. A najlepiej, to nie zostać spalonym w pakiecie. Decyzja była prosta. Dłoń wręcz mechanicznie powędrowała do podpisu Hefajstosa na moim medalionie. Poczułam jak moje ciało przepełnia energia boga ognia i kowali. Dzika, paląca siła.

Stanęłam na krawędzi krateru. Jeden oddech. Skoczyłam w dół. Zacisnęłam powieki. Albo umrę rozbijając się o podłogę tam na dole, albo umrę płonąc żywcem, albo dostanę się do kuźni. Opcje były trzy. Właściwie żadna nie była najgorsza. Tymczasem czułam pęd powietrza i jego opór. Mimo to, spadałam. Szum w uszach był niemalże nie do zniesienia. A potem zalała mnie gorąca woda. Cudem złapałam oddech wpadając do cieczy. Chlupnęło cicho.

Wynurzyłam się ledwo wierząc, że się udało. To było aż za proste. Ale się udało. Otworzyłam oczy. Chaotycznie urządzone wnętrze, pełne walających się po nim stalowych przedmiotów, narzędzi, mieczy, drutów i innego rodzaju obiektów. A ja... Właśnie dryfowałam w baseniku z lawą i przyglądałam się obskurnemu pomieszczeniu. Szybko wydostałam się z cieczy. Choć teraz mnie nie parzyła, to kto wie, kiedy energia Hefajstosa przestanie działać?

Krople lawy spływały ze mnie jak krople deszczu z parasolki. Śmieszne uczucie. Relaksujące. Na wszelki wypadek, usunęłam się z centrum pokoju. Gospodarza nie było teraz na miejscu, ale mógł pojawić się w każdej chwili. Rozejrzałam się jeszcze raz. Uważniej. Przy ogromnym, okopconym piecu stało to, czego szukałam. Czerwona skrzynka na narzędzia.

Rozglądając się ostrożnie, podeszłam do niej. Nie, to nie mogło być aż tak proste. Pojemnik nie wydawał się być w żaden sposób nadzwyczajny. Ani zaklęty, ani naszpikowany pułapkami. Dla pewności, podniosłam z ziemi drut i poszturchałam przedmiot. Uzyskałam jedynie dźwięk uderzania metalem o metal. Aż uśmiechnęłam się pod nosem. To jednak było aż tak proste. Chwyciłam za rączkę skrzynki gotowa zabrać ją ze sobą.

Podniosłam ją z cichym stęknięciem. Była dość ciężka. Ale nie to było największym problemem w tej chwili. Właśnie wpatrywała się we mnie para płonących oczu. Nie wydawały się być przyjaźnie nastawione.

~~~
Tak, przechodzę teraz fazę na aesthetics.

U góry można zobaczyć Irene.

The Daughter Of  Hades - Córka HadesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz