W czasie zamieszania zniknęłam ze sceny. Rozproszona Drew nie utrzymała wpływu nad moim umysłem. Zmieniłam się w cień i uciekłam do trzynastki. Wciąż się trzęsłam. Jaka głupia byłam myśląc, że mogę wtopić się w otoczenie! Efektem tego było ciężkie dyszenie i zmęczenie. Psychiczne i fizyczne. Do tego ciężar myśli, że znów stałam się pośmiewiskiem. Albo przynajmniej cudzą marionetką służącą tylko do prezentacji siły. Paskudne uczucie.
Jeszcze ta przeklęta czarmowa! Byłam więźniem własnego ciała. Widziałam, słyszałam, ale nie potrafiłam się przeciwstawić cudzym wpływom. Chociaż byłam tego uczona. Dobre dziesięć lat temu, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Ale tego nie powinnam była nigdy zapomnieć. Mogłabym utrzeć nosa tej cholernej tyrance. Mieli się przestraszyć, a nie śmiać. Jestem beznadziejną córką. Ojciec musi być zawiedziony - przemknęło mi przez myśl.
Wtłoczyłam twarz w poduszkę słysząc, jak do swoich domków wracają weseli półbogowie. Reszta show musiała być bardzo udana. Po co ja tam szlam? Bo powiedział mi coś chłopak, którego znam od zeszłej nocy? A może chciałam sobie coś udowodnić? Tak, z pewnością pokazałam, że to nie moja wola jaka jestem. Nie miałeś racji, Milan. Uśmiechnęłam się gorzko pod nosem. Zawiodłam siebie, zawiodłam ojca, zawiodłam Milana. Ale przede wszystkim zawiodłam Irene. Wydawała się być taka szczęśliwa. To wszystko nie jest dla mnie. Ta cała „socjalizacja".
Może gdybym użyła cząstki mocy Hermesa, którą pozostawił w moim naszyjniku, umiałabym opowiadać dowcipy? Stałabym się złotousta, chociaż na chwilę. Ale kto by chciał słuchać dziwaka? Pośmiewiska? Cholera! To nie tak miało być!
Coś zatrzeszczało. Głośno. Odskoczyłam mimowolnie. Serce zabiło mi mocniej, zmysły się wyostrzyły. Szafka nocna podskakiwała, jakby chciała wybić dziurę w podłodze. Otworzyłam ostrożnie szufladę. Przyczyną zamieszania była czarna koperta, która unosiła się i opadała naprzemiennie. Uspokoiła się pod wpływem mojego dotyku. Wyjęłam z jej wnętrza cieniutki papierek. Od razu pojawiły się na jego powierzchni ozdobne litery.
Nie ignoruj mnie, Bello!
Gdy czytałam te słowa, grzmiały w moim umyśle jak rozwścieczony bóg podziemi. Chociaż byłam tu bezpieczna, to po plecach przeszły mi ciarki.
Leżącym na szafce długopisem nakreśliłam szybko słowa przeprosin. Brzydkie litery wchłonął papier.
Jutro przed śniadaniem pod bramy obozu podjedzie samochód. Kierowcą będzie Tyzyfone. Wsiądziesz do samochodu, tam poznasz zadanie.
Odpisałam potwierdzenie. Zrozumiałam zadanie. Ciarki przeszły mnie po plecach. Dreszcze ekscytacji. W końcu w moim życiu działo się coś ciekawego. Ciekawego, pobudzającego, podnoszącego poziom adrenaliny w każdym centymetrze sześciennym ciała. Miła odmiana od poniżania i ciągłego przymusu ukrywania się w cieniu.
Przebrałam się w piżamę, uczesałam włosy, umyłam zęby i twarz. Dopiero kiedy zakopałam się w pościeli, dotarło do mnie to, co miało nastąpić. Poziom ekscytacji podskoczył pod sufit. Dawno się tak nie czułam. Przytuliłam czarną kopertę jak przytulankę. Jak najcenniejszy przedmiot, który wszedł w moje posiadanie. Jedyny przedmiot łączący mnie ze starym życiem.
Długo nie mogłam zasnąć. Ciało i dusza targane emocjami nie pozwalały na odpoczynek. Słyszałam jak wali mi serce, niemalże czułam krew przepływającą przez żyły ze zdwojoną chęcią. Serce rozrywała ekscytacja, irracjonalne zdenerwowanie i poczucie, że oto i nowy rozdział w dziejach świata. Rozdział, który miałam napisać ja. U boku jednego z najpotężniejszych bogów, jakich kiedykolwiek Ziemia i niebo widziały. Musiałam w końcu usnąć. Z uśmiechem na ustach.
Obudziły mnie wibracje. Przetarłam oczy i z przyzwyczajenia skierowałam wzrok za okno. Cholera! Jakieś pół godziny do śniadania. Miałam jedynie trzydzieści minut na przygotowanie się i wyjście z domku. Albo i mniej. „Przed śniadaniem" mogło znaczyć kilka minut przed lub nawet godzinę przed.
Jak porażona wyskoczyłam z pościeli. Zaczęłam się przebierać, czesać, pakować najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. Jakieś ubrania, zapas noży, lusterko, mała kosmetyczka... Nie miałam pojęcia, co się przyda. Nie wiedziałam nawet, jakie jest zadanie! Właśnie... Głęboko we mnie płonął płomień entuzjazmu, pewnej nadziei. To był pewien instynkt, wyćwiczony przez lata spędzone w podziemiu. Rozsądek zaś odradzał iść. Kiedy opadły emocje dnia poprzedniego, do głosu doszedł rozum. Świadomy tego, że w ten sposób ściągam na siebie kłopoty i gniew bogów. Ale co zrobią bogowie, gdy władzę nad nimi przejmie mój ojciec? Co zrobią, gdy Hades zasiądzie na tronie Olimpu? Będą bezradni.
Rzuciłam szybko okiem na wnętrze trzynastki. Wyglądało zwyczajnie. Zgarnęłam rzutem na taśmę czarną kopertę z szafki nocnej. Byłam gotowa. Drżałam. To było dobre drżenie. Gdy naciskałam klamkę drzwi wyjściowych, aż przypomniały mi się emocje towarzyszące opuszczanie miejsca izolacji po tyłu latach. Tym razem nie było zawahania.
Wyszłam. Było tu całkiem pusto. Aż niespotykanie pusto, jak na obecną porę. Ale to dobrze. Naciągnęłam kaptur na twarz i ruszyłam w kierunku wyjścia z obozu. Nikt mnie nie zatrzymywał, nikt na mnie nie patrzył. Całkiem miła odmiana po „występie" z Drew.
Serce zabiło mi szybciej, gdy za bramami obozu zobaczyłam samochód. Nie wiem, czy wszystkie samochody w tym kraju pomalowane są w tak ekscentryczny sposób, ale ten pokryty był żółtym i zielonym lakierem po połowie. Jakby w trakcie produkcji zabrakło farby.
Stojąc przy bramie, zawahałam się. Spojrzałam na obóz. A potem przypomniałam sobie Drew, Clarisse, oraz tego syna Hermesa, który prowadził szermierkę. Ucieczka była zdecydowanie i całkowicie dobrą decyzją. Chociaż po głowie odbijał się głos Persefony, że mam nie sprawiać kłopotów, to wyjątkowo szybko zastąpiło go grzmienie Hadesa.
Będziesz wielka!
CZYTASZ
The Daughter Of Hades - Córka Hadesa
FanfictionJak przez mgłę pamiętam ich twarze. Ponure, dostojne, pełne napięcia. Pamiętam jak głosowali, decydowali o moim losie. Mojrom dzięki, że dali mi żyć. Dali żyć tej, która miała zgładzić Olimpijczyków. Tej, która miała przynieść koronę ojcu skazanem...