za dużo tajemnic

3K 154 36
                                    

***
Przesuwałam palcami po zakurzonych książkach w bibliotece, szukając potrzebnej mi książki o transmutacji.

- Rosaline, wybacz - powiedział Lestrange, łapiąc mnie za nadgarstek. - nie byłem sobą...

Wyrwałam moją dłoń z jego uchwytu, wpatrując się w niego z obrzydzeniem. - zostaw mnie.

- na prawdę, przepraszam...

- nie chcę twoich przeprosin, Lestrange. Nie chcę myśleć, co by było gdyby Tom się zjawił chwilę później.

Chłopak spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, jednak gdy zauważył zbliżającą się w naszą stronę Mirabelle, postanowił odejść.

Uniósł wzrok wpatrując się w moją twarz ostatni raz, dając mi do zrozumienia, że żałował.

Jednak po tym, co przeszłam przez niego, nie byłam w stanie mu wybaczyć. Nikt nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo się do niego myliłam. Myślałam, że Lestrange był jednym z niewielu na prawdę dobrych chłopaków. No cóż, pozory mylą...

- co on od Ciebie chciał? - zapytała Mirabelle, mierząc wzrokiem oddalającego się ślizgona.

- chciał przeprosić. - odpowiedziałam, wracając do szukania książki.

- co mu powiedziałaś?

- nie wybaczę mu. Za późno na przeprosiny,  nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, jaką krzywdę mógłby mi wyrządzić gdyby nie Tom...

- rozmawiałaś z nim o tym? - zapytała, opierając się o regał z książkami.

Zamyśliłam się. Szczerze mówiąc, w ogóle z nim nie rozmawiałam od przyjęcia. Czasami podczas posiłków nasze spojrzenia się spotykały, jednak z naszych ust nie wydostało się ani jedno słowo.

- muszę coś załatwić. Widzimy się w dormitorium. - ruszyłam w stronę pokoju ślizgonów, gdzie najprawdopodniej przesiadywał Riddle.

Stanęłam przed wejściem do lochów, wzdychając. Sama nie wiem dlaczego, stresowałam się rozmową z nim. Przez chwilę w mojej głowie pojawiały się pytania, czy aby napewno podjąć próbę rozmowy. Wiedziałam, że musiałam to zrobić, i że nie ominie mnie ona, pomimo iż tak bardzo chciałam się wycofać.

Drzwi uchylił prze de mną jeden ze ślizgonów. Gdy dowiedział się, że chcę porozmawiać z Riddlem, wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, następnie znikając za przejściem i zostawiając mnie przed nim na kilka minut. Gdy wrócił, wejście się otworzyło, a ja mogłam pierwszy raz w życiu ujrzeć pokój główny Slytherinu.

Nie był on taki, jak ten Ravenclaw. Był ponury, zielony i pusty. Miał symbolizować elegancję, jednak jej nie przypominał. Czarne meble, zielone dodatki. Nic specjalnego, a jednak Tom tak bardzo lubił przesiadywać na jednym z foteli, w którym trzymając przeróżne księgi, wczytywał się w ich treści.

Brunet nigdy nie podnosił głowy znad lektury, gdy jakiś uczeń wpatrywał się w niego lub pomiędzy ślizgonami pojawiała się jakaś awantura, o której słyszał każdy. Wręcz przeciwnie, nie interesowało go, miał to gdzieś. Najważniejsze były jego najróżniejsze plany, o których pojęcia nie miał nikt, tylko on sam. W książkach, które czytał, były informacje na tematy, które mogłyby mu się przydać w przyszłości. Otoczenie było dla niego zupełnie obce, poprostu nie istniało.

Inaczej było w moim przypadku - gdy minęłam próg pokoju głównego, głowa Toma uniosła się, wpatrując się w moją osobę.

- co Cię do mnie sprowadza, Rosaline? - zapytał, w dłoniach dalej trzymając przedmiot.

- dziękuję.

Nigdy nie przypuszczałabym, że takie słowa z moich ust zostaną skierowane do tego idioty, którego tak bardzo nie lubiłam, od kąd tylko pamiętam.

Brunet zachował kamienną twarz, nie ukazając żadnych emocji - ani zaskoczenia, ani zadowolenia - czy czegoś zupełnie innego. Jego twarz, jak i spojrzenie, były poprostu zimne.

Zamknął księgę, następnie odkładając ją na stolik leżący tuż przy fotelu, w którym siedział. Wstał, podchodząc bliżej do mnie.

- Dopilnowałem, aby ten idiota więcej się do Ciebie nie zbliżał.

Na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech, a wzrok skierowałam ku podłodze. Czułam na sobie spojrzenie chłopaka, co wcale mi się nie podobało. Stres, który czułam, nie wiem z jakiego powodu, dokuczał mi wyjątkowo mocno. Moje dłonie bawiły się materiałem mojej szaty, co nie uszło uwadze Toma.

- boisz się, Rosaline? - zapytał, a gdy spojrzałam na niego, widać było, jak wpatruje się w moje dłonie.

- skąd taki pomysł?

- stresujesz się.

Moje oczy skierowałam w jego twarz, ręce chowajac w kieszenie szaty. Tom ponownie na nie zerknął, jednak odwrócił się tylko, ponownie siadając na fotelu. Sięgnął po zbiór, który wcześniej czytał, otwierając go na zaznaczonej przez niego wcześniej stronie. Przyglądałam mu się z uniesioną brwią do góry, gdy nagle odwrócił książkę do góry nogami, przekazując ją mi.

- petryfikacja? - zapytałam, przyglądając się temu, co było tam napisane. - skąd to masz?

- tajemnica.

Usiadłam naprzeciw niego, nie odrywając przez dłuższy czas wzroku od tekstu. Riddle przez cały czas, w którym przewracałam kartkę po kartce, przyjmując wiedzę na temat, który interesował mnie już od dłuższego czasu, przyglądał się temu, co robię. Nie jestem pewna co do tego, ile czasu zajęło mi przeczytanie kilkudziesięciu stron, jednak czas mijał mi tak szybko, że straciłam poczucie czasu.

Gdy skończyłam, przeraziłam się na myśl, że już po ciszy nocnej. Jak zawsze, to książki muszą być głównym powodem mojej nieobecności o tej porze w dormitorium.

Oddałam mu książkę, z zaciekawieniem się jemu przyglądając. Niesamowite było, ile tajemnic może jeszcze skrywać zwykły piętnastolatek. Za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć wszystkiego, co miał do ukrycia. Chociaż sama wiedziałam, że nie był to dobry pomysł. Był okropny, tak samo jak on.

Wstałam z kanapy, kierując się w stronę wyjścia. W tedy poczułam na ramieniu zimną dłoń, która należała do Toma Riddle'a.

- chcesz, aby odjęli Ci punkty?

Kąciki moich ust uniosły się ku górze.

W drodze przez pusty korytarz, w głowie miałam tylko jedno pytanie.

- Tom?

- domyśliłaś się, Rosaline.

- dlaczego? Dlaczego krzywdzisz tyle osób?

Chłopak milczał.

- skrywasz więcej tajemnic, niż mogło by się wydawać, Riddle.

Pokochałam Cię, Riddle || Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz