"Musisz go poślubić."

2K 91 35
                                    

- co było ważniejsze od Twojej dziewczyny?

- horkruksy. - odpowiedział szybko - stworzyłem horkruks. - spojrzał na swój pierścień, obracając nim - nie chciałem Cię narażać.

Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Nie spodziewałam się tego, co usłyszałam.

Prychnęłam. - no tak. Mogłam się domyślić wcześniej. Przecież Twoja żądza władzy i nieśmiertelności jest dla Ciebie ważniejsza niż osoba, która się w Tobie zakochała i była w stanie ofiarować Ci całe swoje serce.

Brunet przełknął ślinę. - nie mów tak więcej.

- jak? - zapytałam. - nie mam mówić, że Cię pokochałam, bo brzmi to według Ciebie żałośnie, mam rację?

- Rosaline...

- przestań, Tom. To nie moje słowa są żałosne, a jedynie Ty. Zraniłeś mnie, nie okazując mi ani krztyny szacunku po tym, co przeszliśmy. Szkoda mi Ciebie, myślałam, że naprawdę mam szansę Cię zmienić, pokazać Ci, że jesteś w stanie coś czuć. A Twoje serce jest po prostu zniszczone, przy tym zimne i twarde jak kamień. W dodatku...

Chłopak przerwał mi, pchając mnie na ścianę i wpijając się w moje usta. Nasze oddechy były nierówne, a moje ręce wędrowały po jego torsie, gdy te ślizgona spoczywały na mojej talii.

Uśmiechnęłam się. Tęskniłam za tym, bardzo za tym tęskniłam.

Pocałunki, które składał na moich ustach były namiętne i szczerze był to najlepszy pocałunek jaki kiedykolwiek złożył na moich wargach.

Po chwili oderwał się ode mnie, jednak jego twarz dalej dzieliła od mojej bardzo niewielka odległość. Wpatrywał się głęboko w moje zielone oczy, dłonią obejmując mój zarumieniony policzek.

- to były wystarczające przeprosiny? - zapytał, tworząc delikatny uśmiech.

Udawałam, że się zamyśliłam. - mógłbyś się trochę bardziej postarać.

***

WIGILIA

Siedzieliśmy przy okrągłym, czarnym, eleganckim stole w ogromnej jadalni przyozdobionej w świąteczne ozdoby. Słychać było wesołe rozmowy mężczyzn rodu Black, natomiast kobiety skupiały się na popijaniu herbaty i co jakiś czas wymienianiu między sobą szczęśliwych wspomnień z poprzednich lat.

- a pamiętacie minę Cassiopei, gdy w 1925 roku rozpakowała świąteczny podarunek od dziadków? - zapytała starsza kobieta - była taka wesoła.

- oczywiście, nie dało się tego nie zapamiętać. - odparła Dorea - natomiast ośmioletni Pollux obraził się, że dostał książkę.

- tak, nigdy ich nie lubił. - dodała Violetta - natomiast każda z moich córek je uwielbiała. No, poza Pamelą. - spojrzała na swoją córkę siedzącą po jej prawo.

Kobiety zaczęły się śmiać, dalej prowadząc spokojną konwersację.

- Rosaline. - wypowiedział moje imię starszy mężczyzna, co spowodowało skupienie na mojej osobie wszystkich obecnych. - powiedz mi, jak wyglądały wyniki Twoich SUM-ów z piątego roku?

Przełknęłam ślinę. - Z każdego miałam Powyżej Oczekiwań. Jedynie z astrologii miałam Wybitny, natomiast z historii magii Zadowalający.

Cygnus westchnął. - liczyłem, że chociaż Ty okażesz się godną czarownicą, że jeszcze nie jest za późno. Twoja matka była taka sama. Obie do niczego.

- Cygnusie! - wtrąciła się jego żona. - mógłbyś? To Twoja wnuczka.

- każdy, w którym płynie moja krew powinien być wzorem dla innych uczniów, a mugolaków powinni tępić. Ta dziewczyna jest tak samo bezużyteczną czarownicą jak jej matka.

Pokochałam Cię, Riddle || Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz