Dzięki Tobie chcę żyć

2.8K 133 123
                                    

***
Razem z Noah usiedliśmy w fotelach stojących przy biórku, a na przeciw nas siedział Dyrektor Dippet.

- ostatnio w świecie czarodziejów nie jest dobrze. W Hogwarcie nie jest bezpiecznie, a Grindelwald ciągle atakuje.

- dyrektorze, co my mamy z tym wspólnego? - zapytałam, a brwi mojego brata uniosły się ku górze.

- Grindelwald podjął kolejną już próbę na podbój Ministerstwa Magii. Tym razem nie każdy pracownik wyszedł z tego cały. Mówię tu o siedmiu pracownikach, w tym... - zatrzymał się, spoglądając na naszą dwójkę przykrym wzrokiem - Estella i Leonardo Bridget.

Noah zerwał się z fotela, stawając na równe nogi. Złapał się za kark, krążąc zakłopotany po gabinecie w kółko. Po chwili wybiegł z pomieszczenia w nieznanym mi kierunku, a ja przez cały ten czas siedziałam w fotelu nieświadomie wbijając sobie paznokcie w kolana i patrząc w stojące naprzeciw mnie biurko, bez żadnego zupełnie celu.

Poczułam dotyk dłoni na moim ramieniu, a po chwili usłyszałam poważny głos dyrektora:

- przykro mi, Rosaline. Znałem ich, Twoich rodziców. Byli cudownymi ludźmi, na prawdę. Nie zasłużyli na taką śmierć.

Powoli wstałam z siedzenia, i udałam się w kierunku drzwi. Nie wydałam z siebie żadnego słowa, poprostu wyszłam.

Kręciło mi się w głowie, a jedyne słowa, które słyszałam, to w kółko powtarzane słowa dyrektora.

Powoli szłam przed siebie, wpół przytomna, nie zwracając uwagi na ludzi przechodzących obok mnie. Nie istnieli dla mnie teraz, nie obchodzili mnie.

- Rosaline?

Spojrzałam w górę, i ujrzałam twarz Alexandra.

- fatalnie wyglądasz, wszystko w porządku? - zapytał, jednak nie udzieliłam mu żadnej odpowiedzi. Nie byłam w stanie, moje usta nie były.

Chłopak wyciągnął rękę, i lekko przystawił ją do czoła. - Rosaline, nie jesteś chora.

Złapał mnie za ramiona, schylając się lekko. - odpowiedz coś, dziewczyno...

Wtuliłam się w niego zdecydowanym i szybkim ruchem, na co on lekko zaskoczony dotknął mojej głowy i zaczął ją głaskać.

Wszyscy się na nas patrzyli, ale zarówno on jak i ja mieliśmy to gdzieś. Alex próbował zrozumieć, co się stało, a ja wylewałam swoje łzy w jego szatę.

- moi rodzice nie żyją.

Chłopak oderwał dłoń z moich włosów i spojrzał mi w oczy.

Moja twarz była cała zalana łzami, a czarny tusz do rzęs był wyraźnie rozmazany.

Wpatrywał się we mnie współczującym wzrokiem, nigdy bym się nie spodziewała po zawsze roześmianym, głupkowatym Alexandrze, że zobaczę go kiedyś w takiej odsłonie.

Wyciągnął dłoń, i odsunął kosmyk moich włosów opadających na moją twarz za ucho. Otarł łzy, cały czas patrząc w moje zielone oczy.

Złapał mój podbródek, unosząc go do góry, w stronę jego twarzy. Lekko się pochylił, następnie stykając ze sobą nasze usta.

***

Leżałam w dormitorium, cały czas myśląc o tym, co spotkało moich rodziców. Łzy nie przestawały spływać po moich policzkach, a poduszka, na której trzymałam głowę już dawno została przez nie przemoczona. W pokoju leżałam zupełnie sama, nie chciałam niczyjej obecności, chociaż doskonale wiedziałam, że jej potrzebowałam. W uczuciu potrzeby przypomniałam sobie o sytuacji z Alexandrem. Byłam głodna jego towarzystwa i dotyku. Jak to możliwe, że z minuty na minutę mogłam aż tak poczuć coś do przyjaciela?

Wstałam, i usiadłam na łóżku, wpatrując się w niebieskie baldachimy. Spojrzałam w kierunku okna, widząc zachód słońca. Podeszłam bliżej szyby, następnie zasiadając na parapecie. Kochałam ten obraz, tak samo jak widok gwiazd.

Nie wiem ile czasu pogrążona byłam w myślach o wszystkim i o niczym, wpatrując się w żółte niebo. Do dormitorium wbiegła Mirabelle, rzucając mi się na szyję.

- tak mi przykro, Rosaline. Prudence rozmawiała z Noah, wszystko mi powiedziała.

Oddałam przyjaciółce uścisk. - oni nie zasłużyli na to, Mirabelle. Nienawidzę świata, nienawidzę sprawcy.

***
Następnego dnia nie pojawiłam się na zajęciach. Noah oraz ja dostaliśmy kilka dni wolnego, ze względu na zaistniałą sytuację. Dostałam również list od cioci, z danymi do pogrzebu i z wyrazami współczucia. Jednak w głębi duszy wiedziałam, że ciotka nie wzruszyła się śmiercią rodziców, nigdy nie przepadała ani za swoją siostrą, a tym bardziej za jej jak to ona określa "szlamowatym mężem". Otóż moja matka jako jedyna z całej rodziny nie miała problemu do ludzi krwi nie czystej. Jako jedyna też nie trafiła do Slytherinu, domu węża. Cała rodzina trafia tam od zawsze, jednak tiara wzięła pod uwagę jej dobre serce i umieściła ją w Ravenclaw, gdzie teraz jesteśmy również ja i mój brat.

Właśnie stałam przed dormitorium mojego brata. Wiedziałam, że tam był. Pukałam w drzwi, jednak nikt nie odpowiadał. Były zamknięte, więc musiałam użyć zaklęcia "Alohomora" aby dostać się do środka.

Gdy drzwi otworzyły się prze de mną, moim oczom ukazał się siedzący tyłem do drzwi Noah, przeglądający jakąś... książkę?

Gdy podeszłam bliżej, spostrzegłam, że wcale nie była to żadna lektura. Był to album ze zdjęciami rodzinnymi.

- mama podarowała mi go w mój  pierwszy dzień szkoły. - zaczął - pamiętam, że bardzo się bałem, jadąc tutaj zupełnie sam. Mówiła, że gdy będę tęsknił, abym otwierał ten album i przypominał sobie każdą z tych chwil z szerokim uśmiechem na twarzy.

Usiadłam obok brata, opierając głowę o jego ramię, na co objął mnie ręką.

Siedzieliśmy w ciszy wspólnie oglądając rodzinne zdjęcia. Od czasu do czasu uśmiechałam się na widok niektórych z nich. Mała dziewczynka, w różowym kapeluszu i zielonymi okularami wytykająca język do aparatu. To byłam cała ja.

Czas mijał, a do dormitorium zaczęli zbierać się współlokatorzy mojego brata. Wiedząc, że moje przyjaciółki skończyły już zajęcia, udałam się w ich kierunku.

Aby dostać się do części dormitorium dziewczyn, musiałam przejść przez pokój główny Ravenclaw. Nie przeszkadzało by mi to, gdyby nie to, że na dole czekał na mnie Alexander.

- możemy porozmawiać? - zapytał, łapiąc mnie za rękę. - na błoniach?

Kiwnęłam głową, a następnie wzięłam płaszcz i ruszyliśmy w stronę miejsca.

Usiedliśmy pod jednym ze starych drzew, a w powietrzu czuć było oznaki zbliżającej się zimy.

- Rosaline, nie jestem w stanie już dłużej udawać, że nic do Ciebie nie czuję - powiedział blondyn, wyraźnie przyglądając się moim tęczówkom - jestem w Tobie zakochany od momentu, w którym Cię pierwszy raz ujrzałem.

Spojrzałam w szare oczy chłopaka, splatając nasze palce.

Alexander pochylił się, składając na moich ustach nieśmiały, ale czuły pocałunek.

Odwzajemniłam go, zapominając o wszystkim. Alexander był pierwszym chłopakiem, któremu pozwoliłam na wtargnięcie do mojego serca.

Pokochałam Cię, Riddle || Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz