Grimmauld Place 12

1.9K 92 12
                                    

***

- witaj, Rosaline - odparł ślizgon ze sztucznym uśmiechem na ustach - dobrze Cię widzieć.

- co ona tu robi, ciociu? - zapytała Walburga, wpatrując się we mnie morderczym wzrokiem. - chyba nie jedzie z nami?

- Kochana, nie mów, że się nie znacie. - odpowiedziała kobieta - przecież jesteście rodziną.

Parsknęłam. - rodziną? 

- oczywiście, że tak. Wasi rodzice byli rodzeństwem.

Wymieniłyśmy między sobą wrogie spojrzenia, a następnie za pomocą kobiety przeteleportowaliśmy się na Grimmauld Place 12.

***

- czy to ona? - zapytał nieznany mi, starszy mężczyzna, spoglądając na moją twarz. 

Gdy kobieta kiwnęła nieśmiało głową potwierdzająco, podszedł bliżej mnie, chwytając mój podbródek. - Rosaline, mam rację? - zapytał, patrząc mi w oczy - czym sobie zasłużyłaś na takie brudne nazwisko, jakim jest Bridget?

Przełknęłam ślinę, nie odrywając wzroku od mężczyzny.

- mam nadzieję, że nie okażesz się być tak samo głupia jak moja córka. A raczej tego dopilnuję. - kontynuował - ród Blacków jest jednym z najpotężniejszych, i z dumą będziesz dążyć do tego, aby był jeszcze potężniejszy. Masz w sobie moją krew, nie mogę dopuścić do kolejnej skazy naszej rodziny.

- Cygnusie - wtrąciła się jego żona, powoli podchodząc do męża - nie strasz tej biednej dziewczyny.

Uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę, chwytając dłoń mężczyzny i odciągając ją od mojego podbródka. - chciałabym porozmawiać z wnuczką na osobności.

Starsza kobieta, o ciemno brązowych włosach i czarnych jak węgiel oczach złapała moją dłoń, powolnym krokiem prowadząc przez korytarze posiadłości.

Milczałam, nie wypuściłam z ust żadnego słowa - zamurowało mnie. Nie spodziewałam się, że Blackom aż tak zależy na czystości krwi, aby od razu rzucać się do mnie i mi o tym wypominać, praktycznie nic o mnie nie wiedząc.

- przepraszam za mojego męża, Rosaline. - odezwała się po chwili, wchodząc do małego, bardzo eleganckiego pomieszczenia, po którego wyglądzie wywnioskowałam, że był to pokój gościnny - Cygnus wydziedziczył Twoją matkę po tym, jak dowiedział się o jej narzeczonym.

Usiadła w jednym z białych foteli, chwilę mi się przyglądając. - jesteś do niej bardzo podobna. Słyszałam o tym, co przydarzyło się zarówno jej, jak i Twojemu ojcu. Nie myśl sobie, że mnie to w żaden sposób nie ruszyło... wręcz przeciwnie. - powiedziała, odwracając wzrok w kierunku okna - była moją córką. 

- dlaczego pozwoliła Pani na jej utratę? - powiedziałam - dlaczego pozwoliła Pani na jej wydziedziczenie? 

Kobieta westchnęła. - widzisz, Rosaline, Twój dziadek w żaden sposób nie popierał decyzji Estelli. Niektórzy nie potrafią pogodzić się z tym, że ich dzieci postanawiają żyć według swojego szczęścia. Twoja matka postawiła na swoim, sprzeciwiła się swojemu ojcu i jego ideom. Większość z nas - rodów czysto krwistych - jest zmuszane do małżeństw, na rzecz siły i bogactwa. Mój mąż nie potrafił pogodzić się z tym, że jego rodzona córka pokochała osobę o statusie pół krwi. Jako, iż jest on głową rodu Blacków - nie miałam na to żadnego wpływu. Naprawdę często myślami błądziłam do córki i jej dzieci - ponownie zwróciła wzrok w moją stronę - próbowałam przekonać Cygnusa do zmiany decyzji, ale nic z tego. On prędzej zabił by własną żonę, niż pozwolił jej na zobaczenie się z wydziedziczoną córką.

Pokochałam Cię, Riddle || Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz