Puchon

2K 91 56
                                    

***
- zakładajcie szaty, zaraz będziemy na miejscu - powiedziała Mirabelle, sięgając po tą swoją. - kto to?

Spojrzała w kierunku drzwi od naszego przedziału, a naszym oczom ukazała się postać ciemnowłosej dziewczyny, z czerwono - złotym krawatem.

- Dealia! - krzyknęłam, wstając i zmierzając w kierunku gryfonki.

- cześć, chciałam tylko zobaczyć, czy wszystko w porządku - powiedziała, rozglądając się po całym przedziale - ktoś się wygłupia, cała część Gryffindoru jest oblepiona czarną mazią - naszczęście byłam w łazience, w momencie w którym ktoś to zrobił.

- nie zdziwię się, jeśli się okaże że to Abraxas i jego banda - wtrąciła się  Mirabelle, przewracając oczami - ostatnio widziałam ich na Pokątnej, gdy kupowali jakieś dziwne eliksiry, panicznie się przy tym śmiejąc.

Westchnęłam, odwracając swój wzrok spowrotem na twarz gryfonki. - dobrze Cię widzieć, Dealia.

- Was również. - odpowiedziała, uśmiechając się szeroko - do zobaczenia później.

***
Dyrektor Dippet wygłosił mowę powitalną. Nie różniła się ona niczym od tych, które wygłaszał w poprzednich latach. Po części trochę mnie to śmieszyło, jednak słysząc co roku te same słowa, zaczynało to trochę denerwować. Aczkolwiek, to przecież Hogwart.

Po kolacji udałyśmy się do swojego dormitorium. Tęskniłam za naszym pokojem, całym w niebieskich barwach, z ogromnymi łóżkami i granatowymi baldachimami.

Stając w progu naszej sypialni westchnęłam, aby następnie z  uśmiechem na twarzy do niej wejść.

Usiadłam na łóżku, rozglądając się dookoła. Cudownie było tu wrócić.

***
- obiecałam Dealii, że przyjdę na jej jutrzejszy mecz - powiedziałam, zmierzając w stronę biblioteki - może pójdziesz ze mną, Prudence?

Dziewczyna westchnęła. - na mecz gryfonów? Sama nie wiem. Kto jeszcze gra?

- Hufflepuff - odpowiedziałam, spoglądając na przyjaciółkę. - nie chcę iść sama.

- pod warunkiem, że wybierzesz się ze mną w weekend do Hogsmeade.

- w porządku. - uśmiechnęłam się, wchodząc do biblioteki.

Usiadłyśmy przy jednym ze stołów, chcąc w ciszy odrobić lekcje zadane nam dzisiejszego dnia.

Zamiast robić to, po co tu przyszłyśmy, rozmawiałyśmy o wszytskim, co chwilę będąc uciszane przez bibliotekarkę.

Spędzając czas w bibliotece nie zauważyłyśmy, jak dużo czasu zdążyło upłynąć, jak nam się wydawało, w tak krótkim czasie.

- która godzina? - zapytałam przyjaciółki, spoglądając na nią lekko wystraszonym spojrzeniem.

- 23:00...

- cholera, już dawno powinnyśmy być w dormitorium.

- chodź, tylko bądź cicho.

Szłyśmy przez korytarze, starając się iść w takiej ciszy, na jaką tylko było nas stać.

Już prawie byłyśmy w przejściu do salonu krukonów, gdy za naszymi plecami ukazał się nieznośny, kolorowy duch: - a co panienki tu robią o tej porze?

- nie Twoja sprawa, irytku - powiedziałam, zmuszając się do szybkiego wypowiedzenia hasła.

- nie tak szybko, moje drogie.

- kto tam? - wykrzyczał zmierzający w naszą stronę ciężki, ponury głos, dobrze nam znany jako głos woźnego.

Po krótkiej chwili zza rogu uchylił się stary mężczyzna, w dłoni trzymający świecę - co wy tu robicie, czarownice?

Pokochałam Cię, Riddle || Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz