Gdy rano wstałam, czułam się wczorajsza, ale zapewne to wina sporej ilości alkoholu, którą wlałam w siebie z Nicholasem, a później z braćmi. To nie był za dobry pomysł, ale nie mogę być zła za swoją głupotę, ale mogę narzekać i skorzystam z tej opcji.
- Wstałaś ? - uslyszałam głos Theo, który wpierdzielił się do mojego pokoju, będąc w pełni ubrany. Która godzina ?
- Tak, a która jest i gdzie jedziecie ? - zapytałam, przeciągając się w łożku.
- Dziesiąta i jedziemy do warsztatu, jedziesz z nami ? - zapytał, opierając się o ścianę.
- Nie, pojadę do Casey'a i Chloe, a później się zobaczy. - przyznałam, podnosząc się w cieplutkiego łóżka, wzięłam z fotela swoją bluzę i założyłam na siebie, ruszając do wyjścia. - Jest coś do jedzenia ? - zapytałam, zerkając na brata.
- Zamówiłem ci owsiankę z owocami. - powiedział, na co pokiwałam lekko głową. - Podwieźć cię do nich ? Ilai już pojechał bo coś jeszcze musiał ogarnąć, a ja mam czas. - zaproponował, na co chętnie przystane.
- Jasne, szybko zjem i możemy jechać. - uśmiechnęłam się lekko, wchodząc do kuchni i wzięłam miskę, a razem z nią łyżkę. - Chyba pojadę później do siebie, brakuje mi mojego łóżka i mieszkania. - westchnęłam, opierając się o blat.
- Napad rodziców gwarantowany. - parsknął, a ja spojrzałam na niego zrezygnowana. - Dalej zmuszają cię do tych obiadów? - zapytał, na co niechętnie kiwnęłam głową.
- Nawet gdy nie mam czasu to oni przychodzą. - dopowiedziałam, na co się skrzywił. - Ta. - burknęłam i odłożyłam prawie pustą miskę do zlewu, a siebie przetransportowałam do mojego pokoju, gdzie do większej torebki spakowałam wszystko co potrzebne i ubrałam się w prostą, obcisłą sukienkę do połowy łydki. Założyłam do tego białe trampki i narzuciłam na ramiona skórzaną kurtkę. W drodze związałam włosy i opuściłam pokój, idąc do brata, który już zakładał buty.
- Zawiozę cię i spadam, ale napisz czy wracasz do mnie, czy do siebie. - powiedział, a ja pokiwałam głową, wychodząc z mieszkania.
- Napisze, ale zapewne wrócę do siebie. - przyznałam, patrząc jak zamyka drzwi.
- Możesz potem wpaść na obiad do warsztatu i najlepiej zabrać go ze sobą. - polecił, a tak naprawdę chciał mnie tylko wpakować w przywiezienie im żarcia.
- Zobaczę, ale będę pisać bo jadę do nich na chwilkę, musze jeszcze posprzątać mieszkanie bo zapewne jest tam tona kurzu. - westchnęłam. Sprzątanie, jak miło.
- Jak będę robił pranie uwzględnię twoje ubrania. - powiedział, robiąc coś na telefonie.
- Dzięki. - mruknęłam i wyszłam z windy, wyjmując telefon. Od razu weszłam w historie połączeń i wybrałam numer Casey'a, przykładając urządzenie do ucha.
- czy ty zwariowałaś?- usłyszałam na powitanie.
- Będę za dziesięć minut, wtedy pogadamy. - powiedziałam, wsiadając na miejsce pasażera do auta drugiego z braci.
- A gdzie ty byłaś ? - zapytał z wyrzutem. Niech się nie zesra.
- W Seattle, ale mówię ci, będę u was za niedługo. - westchnęłam, a po drugiej stronie usłyszałam głos Chloe, która coś mówiła w tle. - Zróbcie kawę po irlandzku bez kawy. - dodałam i się rozłączyłam, chowają telefon do torebki.
- Chcesz pić od rana ? - zapytał Theo, a ja tylko na niego spojrzałam i wzruszyłam ramionami, bo w sumie co za problem. Nie muszę iść do pracy, uczyć się, czy gdzieś jechać. Przynajmniej nie dzisiaj.
- Mam wolne od wszystkiego, jak znajdę inną pracę to wtedy będę się starała. - zapewniłam, a on spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
- Rzuciłaś prace? - zapytał, a ja pokiwałam głową. To był ciężki dzień, ale sama ulga, że w końcu to zostawiłam.
- Prosto z pracy jechałam na lotnisko, nie chciało mi się dłużej pracować w miejscu, którego nienawidzę. Mam dobre wykształcenie i możliwości pracy jako laborantka, pomocnik w kostnicy, mogę pracować jako technik w policji. Uwierz, to są świetne zawody, a nie siedzenie cały dzień na niewygodnym krześle. - powiedziałam, patrząc na niego.
- niby tak. - mruknął, wjeżdzając na skrzyżowanie, z którego jest tylko chwila do naszego celu.
- Nie niby, a tak, ja czuje się lepiej z faktem, że tam nie wrócę. - zapewniłam go, czując ulgę w środku. Wypowiedzenie tych słów jest naprawdę wspaniałe i dzięki nim, wiem że już naprawdę tam nie wrócę.
- Chociaż tyle, a teraz spadaj bo jadę. - rzucił szybko, wysiadłam z auta i kiwnęłam mu dłonią, ruszając do klatki. Wpisałam kod i weszłam do środka, idąc na schody bo na trzecie piętro nie opłaca się jechać windą. Powoli wchodziłam po schodach, nie śpiesząc się bo przez to tylko się zmęczę i spocę, a do mieszkania i tak dotrę.
- Prawie dwa tygodnie. Zniknęłaś bez słowa. Pieprzony kamień w wodę - powiedział głośno Casey, stojąc na klatce z założonymi na piersi rękami.
- Nikt nie chciał dać mi spokoju to sama go sobie wzięłam. - stwierdziłam, podchodząc do mężczyzny i objęłam go ramionami.
- Ja ci dam spokój. - burknął, obejmując mnie i po chwili ruszył razem ze mną do środka mieszkania, gdzie zaatakowała mnie Chloe.
- Przyszłam tylko na chwile bo jeszcze nie byłam w mieszkaniu. - powiedziałam na starcie, idąc do kuchni.
- A gdzie byłaś ? - zapytała, idąc za mną.
- W Seattle. - odparłam, biorąc butelkę wody z blatu i otworzyłam ją, ciągnąc kilka łyków. - Macie moją kawę bez kawy ? - zapytałam, a Casey podal mi szklankę z whisky i lodem. Kiwnęłam do niego głową, siadając na jednym z krzeseł przy ladzie.
- A nie odzywałaś się bo ? - zapytał, biorąc drugą szklankę.
- Bo chciałam odpocząć, moje mieszkanie nigdy nie było puste bo ta banda idiotów sobie wymyślała imprezy i się wpraszała, rodzice mnie nachodzili, praca przytłaczała i nie interesowała więc wzięłam sprawy w swoje ręce i wyleciałam. - wyjaśniłam, wzruszając ramionami.
- To całkiem zrozumiałe. - mruknęła, kiwając lekko głową.
- No jest. - westchnęłam, biorąc łyk alkoholu. - Ale odpoczęłam, będę zmieniała pracę i może mieszkanie. - dodałam, uśmiechając się lekko.
- Oho, no to czeka cie sporo zmian. - powiedział Casey, unosząc brwi. Co za Sherlock.
- I spokój. - dopowiedziałam, opróżniając szklankę. - Więc wyjaśniłam i wracam do siebie bo warstwa kurzu już nie może się doczekać aż mnie zobaczy. - stwierdziłam, podnosząc się z miejsca. - Będziemy w kontakcie, jak się ogarnę to zadzwonię i pójdziemy na jakieś piwo, co wy na to ? - zapytałam, a oni pokiwali głowami. - Żyjcie w dalszej miłości kochani moi, do drzwi dotrę sama. - skwitowałam i ruszyłam do wyjścia.
- Pa ! - krzyknęli wspólnie.
- Pa! - wydarłam się i wyszłam z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. W drodze wyjęłam telefon i wybrałam numer na taxowkę bo jakoś musze wrócić do domu, a spacerem zajmie to z dwie godziny, niestety.
Z westchnieniem opuściłam klatkę, gdzie już czekał na mnie mój transport. Szybko podeszłam do auta i wsiadłam do środka, podając mężczyźnie adres. Droga do domu, jak to dziwnie brzmi, ale nie tylko. Mam obawy, że w środku spotkam rodziców lub gdy tylko wrócę to się napatoczą, a ja naprawdę nie chce jeszcze słuchać tej afery. Jakby nie mogli zrozumieć, że jestem dorosła i umiem zadbać o siebie sama, bez codziennych telefonów, niespodziewanych wizyt, głupich komentarzy i prób układania mi życia. Przecież to absurd.
- Dziękuję. - mruknęłam, gdy tylko auto się zatrzymało. Zapłaciłam mężczyźnie i wysiadłam z pojazdu, ruszając prosto do klatki ze złym przeczuciem. Chyba każdy zna to, kiedy w środku czujemy, że coś się stało lub stanie. Coś nieprzyjemnie ściska mi żołądek, a serce niebezpiecznie przyspiesza, a po chwili zwalnia. Wzięłam wdech i weszłam do klatki, idąc od razu do windy, w której wcisnęłam swoje piętro i ruszyłam. Sam stres przed wejściem do mieszkania jest nieopisany.
CZYTASZ
Danger
RomancePoznałam go przypadkiem, uciekając od codzienności, szukałam samotności, a nie mężczyzny, ale wyleciałam sama i wróciłam z nim. Myślałam, że go znam, prawda okazała się inna, ale czy napewno gorsza ?