14.

715 18 0
                                    

Kayllen

Pomrugałam kilka razy oczami, rozglądając się dookoła i szukałam wzrokiem Nicholasa, co po chwili się stało. Siedział oparty o wezgłowie łóżka i spał, trzymając moją dłoń, chciałam się podnieść, ale jęknęłam przez ból jaki poraził moje ciało. Co się dzieje ?

- Kay? - usłyszałam jego spanikowany głos, a po chwili poczułam jak łapie mnie za biodro, patrząc na mnie. Patrzyłam na niego, a wspomnienia wczorajszej nocy zaczęły napływać mi do głowy, przez co automatycznie złapałam się za brzuch, chcąc na niego spojrzeć, ale mój kark jest sztywny.
- Co się stało ? - zapytałam, czując panikę.
- Uspokój się, już ci tłumacze. - powiedział spokojnie, zgarniając mi włosy z twarzy. - Wczoraj ktoś do mnie celował z broni, a ty wbiegłaś przede mnie i dostałaś. - wyjaśnił. Pokiwałam lekko głową, przypominając sobie jak krzyczał, że to była jego kula.
- Dlaczego ktoś do ciebie celował? - zadałam kolejne pytanie, marszcząc lekko brwi.
- Wiedziałem, że o to zapytasz. - westchnął, przykładając moją dłoń do swoich ust i złożył na niej delikatny pocałunek. - Nie do końca pracuje w handlu Kayllen. - przyznał, a ja pokiwałam lekko głową, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Więc gdzie on pracuje ? - Moja rodzina ma biznes od lat, ale nie jest to firma handlowa - zaciął się, przejeżdżając językiem po dolnej wardze. Cierpliwie czekałam aż coś w końcu powie, nie pośpieszałam go, nie mając siły nawet mówić. - Jak by to policja ujęła, rodzinna mafia, przejąłem stanowisko szefa po ojcu dwa lata temu. - wyjaśnił w skrócie. Zmarszczyłam brwi, zabierając powoli swoją dłoń z jego i spojrzałam na niego, nie wiedząc co powiedzieć. Czy się boje ? Nie wiem. Nie umiem na to konkretnie odpowiedzieć, ale wiem że nie zmienia go to jako człowieka. Chyba. Po wczoraj nic już nie wiem. Nie zmienia go to ? W klubie zachowywał się inaczej, odzywał się do nich tak, jak nie słyszałam żeby się odzywał. - Odezwij się. - szepnął, ale nie wiedziałam co ja mam powiedzieć. Nie wiem czego on oczekuje, mam nadzieje że nie tego, że padnę mu w ramiona, mówiąc że to nic nie znaczy bo to znaczy cholernie dużo. Takie sytuacje zdarzają się codziennie, on kurwa codziennie stoi przed pieprzoną lufą.
- Co mam ci powiedzieć ? - zapytałam, patrząc na niego. - Mafia. Kurwa mafia. - sapnęłam, próbując się podnieść aby usiąść, ale ręką odmówiła mi posłuszeństwa, przez co opadłam na materac, jęcząc cicho. Boli.
- Kay, proszę cię, nie ruszaj się. - powiedział, pomagając mi się podnieść. Gdy usiadłam prosto, opierając się o wezgłowie, ponownie na niego spojrzałam, widząc tą samą osobę. Nie zmienił się, ale co jeśli się mylę i on nigdy taki nie był? Może widziałam jedynie złudzenie, jakie mi przedstawił, a to co wczoraj było, to był on, szef. Szef, który nie jest kochany, który używa przemocy i jest... inny.
- Chciałabym powiedzieć coś mądrego, może coś co będzie odpowiednie. - szepnęłam, zagryzając wargę. W mojej głowie kłębią się setki myśli, ale nie jestem w stanie wyodrębnić ani jednej z nich. - Ale nie wiem nic poza tym, że jesteś tą samą osobą, chociaż i tego nie mogę być pewna. Kłamałeś we wszystkim. - mówiłam, właśnie zdając sobie z tego sprawę. Czuje się załamana i oszukana, a to boli bardziej niż mój brzuch. Stworzył iluzję, którą mi przestawił. - Myślałam, że znalazłam faceta, który jest ze mną szczery, jest lojalny, po prostu idealny, ale się myliłam. - dopowiedziałam, spoglądając na niego. Patrzył na mnie ze zbolałą miną, która nic nie poprawiała, tylko przysporzyła mnie o ból serca. - Nie mogłam wierzyć, że jesteś tak cholernie szczery, że jesteś sobą, o mój boże. - sapnęłam, czując jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy.
- Nie mogłem ci powiedzieć, kto normalny by powiedział ? - prychnął, na co westchnęłam cicho. Ktoś, kto ufa drugiej osobie i chce zbudować zdrową relacje. - Ale to nie zmienia tego jaką osobą jestem. - dodał, kręcąc głową.
- Nie Nick, widzę to. Znam cię jako osobę opanowaną, bardzo opanowaną, szczerą, małomówną, a teraz ? Widzę tą różnice. - powiedziałam, a on spojrzał na mnie krzywo.
- A jak ja mam być spokojny? Przyjęłaś pieprzoną kulkę, która była zarezerwowana dla mnie, tam nie było dla ciebie miejsca. - westchnął poddenerwowany, kręcąc głową. Spuściłam wzrok, patrząc na to w czym jestem i cieszę się, że to koszulka Nicholasa, a nie moja sukienka.
- Wiem. - szepnęłam, zagryzając wargę. - Ale martwiłam się, zachowywałeś się jak inna osoba, a to był tylko jeden wieczór. Miałam wrażenie, że cię nie znam. - przyznałam, marszcząc brwi bo to dla mnie absurd. Przecież spędziłam z nim wiele czasu i naprawdę wiem jaki jest, a przynajmniej miałam takie wrażenie.
- Nie jestem inną osobą, napewno nie przy tobie. Te kilka tygodni dały mi dużo i pozwoliły cię poznać na tyle, że wiem jaka jesteś i co ta relacja przyniesie. - powiedział, na co lekko się uśmiechnęłam, ale chciałabym żeby to co ja powiem było tak radosne, ale ja po prostu nie jestem w stanie powiedzieć nic innego.
- Potrzebuje czasu. - szepnęłam, spoglądając na niego. - Musze to przemyśleć. - dodałam, a on pokiwał lekko głową, spuszczając wzrok. - Przepraszam. - powiedziałam, czując łzy pod powiekami.
- Nie, absolutnie nie przepraszaj, ja zjebałem, a ty masz prawo żeby czuć się źle z sytuacją jaka wynikła. - zapewnił mnie, na co pokiwałam głową, przecierając oczy dłonią.
- Mógłbyś zawieźć mnie do domu ? - zapytałam, ale się nie odezwał.
- Nie możesz sama wstać z łóżka, a jak wyjaśnisz bliskim co się stało? Nie możesz tego powiedzieć. - pokręcił głową, na co westchnęłam cicho. Ma racje, nie mogę.
- Poradzę sobie sama. - zapewniłam go, ale spojrzał na mnie krzywo. Zawsze radziłam sobie sama, teraz też nie potrzebuje jałmużny.
- Nie poradzisz, mogę cię odwieźć, siedzieć cały dzień, a co będzie w nocy gdy zechcesz wstać ? Nie możesz zerwać szwów, to może być niebezpieczne. - powiedział. Nie odezwałam się, spuszczając wzrok i szukałam jakiejś opcji. Naprawdę chce być sama i mieć czas na przemyślenie tego wszystkiego, a przy nim nie jestem w stanie.
- Poradzę sobie. - powtórzyłam, patrząc na swoje dłonie. - Chce po prostu pojechać do domu. - dodałam cicho.
- To proszę, spróbuj wstać. - prychnął, wskazując dłonią na podłogę. Zacisnęłam szczękę i przechyliłam się, łapiąc za nocny stolik i położyłam stopy na ziemie, czując okropny ból brzucha. Wzięłam głęboki wdech i uniosłam się na ręce, podnosząc z łóżka, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a ja sama upadłam na ziemie, jęcząc cicho, poczułam jak ból roznosi się z mojego brzucha na resztę ciała, wywołując łzy w moich oczach. To tak cholernie boli. - Kayllen, nie dasz rady. - westchnął, łapiąc mnie za przedramiona i pomógł mi usiąść z powrotem na łóżku. - Zostaniesz kilka dni, jak tylko będziesz mogła sama wstać to wrócisz. - obiecał, ale pokręciłam głową.
- Chce być w swoim mieszkaniu. - powiedziałam, obracając głowę w jego stronę. Po jego twarzy widzę, że nie jest z tego faktu zadowolony, ale kiwnął głową, wzdychając głośno. - Jedźmy. - dodałam, patrząc na niego.
- Chcesz jakieś dresy ? - zapytał, a ja pokiwałam głową. Podniósł się z łóżka i podszedł do szafy, wziął z niej pare dresów i po chwili mi podał. Wzięłam je od niego i założyłam, starając się aby bolało mnie jak najmniej, ale na marne. Gdy w końcu miałam założone spodnie próbowałam znowu się podnieść, udało mi się stanąć na nogi, ale gdy chciałam zrobić krok, czułam jak moje ciało traci równowagę, byłam przygotowana na zderzenie z ziemią, ale zamiast tego poczułam perfumy Nicholasa i ramiona, które oplotły się dookoła mojego ciała. - Nie musisz radzić sobie w pojedynkę bo nie jesteś sama, zapamiętaj to. - powiedział, spojrzałam na niego i szukałam w jego oczach zapewnienia, że będzie dobrze i nic się nie zmieniło, ale nawet jakbym chciała, nie znajdę go. Poczułam jak mężczyzna kładzie dłoń pod moimi kolanami, a drugą na dole pleców i unosi, ruszając ze mną na schody. Oparłam głowę o jego tors i przymknęłam powieki, czując się kompletnie zagubiona.
- Co jeśli ty byś dostał tą kule ? - zapytałam, pociągając nosem.
- To bym miał kolejną kulkę w plecach. - mruknął, na co zmarszczyłam brwi. Kolejną?
- Jak to kolejną? - zapytałam, spoglądając na jego twarz.
- Po prostu taka praca, dostałem raz w udo, raz w plecy i raz w rękę. - wyjaśnił, co tylko spowodowało, że jestem jeszcze bardziej zdezorientowana. Nigdy nie zobaczyłam blizn, ale też nigdy nie zawracałam na to uwagi.
- Ta kula szła w twoje plecy, mogłeś zostać o wiele gorzej niż ja. - powiedziałam, zasysając dolną wargę. - Więcej do uszkodzenia, większe ryzyko, ale nawet nie myślałam, po prostu tam wbiegłam. - dodałam, marszcząc lekko brwi.
- To dalej nie sprawia, że miałaś wbiec przede mnie, zachowałaś się naprawdę głupio. - westchnął, zamykając drzwi od mieszkania nogą. - Twoje rzeczy są w moim aucie. - dodał, zmieniając temat. Pokiwałam głową i zamknęłam oczy, czując się nie zbyt dobrze, brzuch strasznie mnie boli, a ja naprawdę chciałabym dostać coś przeciwbólowego. - Ale dziękuje. - dodał.
- Zrobiłam to bezmyślnie. - przyznałam. - Wystraszyłam się, nie wiedziałam co się dzieje. - wyjaśniłam, zagryzając wargę.
- I nie czujesz się komfortowo. - dodał, a ja pokiwałam głową. - Zaraz będziesz w domu, zrobię coś do jedzenia, napewno jesteś głodna. - powiedział, ale się nie odezwałam bo mam żołądek skręcony w supeł i wątpię że jestem w stanie coś przełknąć. - Nie kłamałem w związku z tym wyjazdem. Jak tylko będzie dobrze polecimy gdzieś. - szepnął, całując mnie w głowę, co naprawdę pomaga.
- Wiem. - powiedziałam, spoglądając na niego. - Ja też mówiłam szczerze w związku z Włochami. - dodałam. - Ale potrzebuje czasu, a nie próby wymazania tego dnia. - szepnęłam, czując jak pomaga mi usiąść w aucie. Zapięłam pas i oparłam się o zagłówek, patrząc przed siebie.
- Nie próbuje wymazać ci tego z głowy, wiem że będziesz to pamietała, ale obiecałem ci wycieczkę do Włoch już dawno. - powiedział, zamykając drzwi od swojej strony i odpalił silnik. Pokiwałam lekko głową, obracając głowę w jego stronę. Jak bardzo myliłam się w stosunku do tego człowieka, to jest aż nieprawdopodobne.
- Zadzwonię do przyjaciół i powiem, że jestem chora i potrzebuje małej pomocy. Nie musisz ze mną siedzieć. - chrząknęłam po chwili, odwracając wzrok.
- Jeśli tak chcesz. - westchnął, a ja pokiwałam głową. Nie chce tego, chce żeby był obok, ale naprawdę muszę przemyśleć to wszystko i przyszłość naszej relacji. Droga do mojego mieszkania minęła w ciszy, później pomógł mi wejść do góry i ulokował na kanapie w salonie, bo sama tak chciałam. - Jesteś głodna ? - zapytał, opierając się dłońmi o oparcie kanapy.
- Nie. - odparłam, włączając telewizor. Nie wiem co mam ze sobą zrobić, czy mam krzyczeć, płakać, pytać. Czuje się jakbym nie wiedziała nic, jakbym była zamknięta w bańce, która oddziela mnie od świata, a przecież jestem w swoim mieszkaniu, siedzę na kanapie w salonie. - Kayllen. - jego głos wyrwał mnie z letargu, przez co odwróciłam głowę w jego stronę. - Pytałem się czy nie chcesz chociaż herbaty ? - zapytał, ale pokręciłam głową. - Musisz coś zjeść. - westchnął, siadając obok mnie. Spojrzałam na niego niepewnie i odwróciłam wzrok, patrząc na drzwi wejściowe do mojego mieszkania. Oparłam głowę o dłoń, zaczynając jeździć palcami po dolnej wardze.
- Nie chce, a jak będę miała na coś ochotę powiem. - powiedziałam, dalej patrząc w tym samym kierunku. Usłyszałam jego westchnienie i po chwili wstał, gdzieś idąc, ale ja nie mając innego wyjścia zostałam na kanapie, nie mogąc oderwać wzroku od drzwi.
- Wiem, że nie chcesz żebym tu był, dlatego masz telefon i jeśli będziesz czegoś potrzebowała to zadzwoń. - westchnął, kładąc telefon obok mnie. - Czy wolisz być w sypialni ? - zapytał, ale pokręciłam głową. Mam tu poduszki i koc, więcej nie potrzebuje. - Wodę stawiam obok kanapy. - dodał, a ja pokiwałam głową. - Tylko naprawdę zadzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebowała. - poprosił, kucając przede mną.
- Okej. - szepnęłam, w końcu odrywając wzrok od drzwi i przeniosłam go na szatyna.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś ? - zapytał, patrząc na mnie.
- Coś na ból. - przyznałam, biorąc poduszkę i położyłam ją na końcu kanapy, przesunęłam się, zaciskając szczękę i położyłam bokiem, przykrywając kocem. Widziałam jak idzie do mojej kuchni, skąd zapewne weźmie leki przeciwbólowe.
- Nie masz jedzenia, jeśli będziesz głodna to dzwoń. - powiedział, ale się nie odezwałam. - I zadzwoń do pracy żeby wziąć chorobowe - dodał, kładąc leki na stoliku i przysunął go bliżej. - Pa. - westchnął i ruszył do wyjścia, śledzony moim spojrzeniem, ale gdy drzwi się za nim zamknęły wróciłam wzrokiem do telewizora.

DangerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz