28.

481 12 0
                                    

Wygładziłam czarną sukienkę i poprawiłam koszule, którą mam związaną w talii. Ubrałam się w czarną, obcisłą sukienkę, a do tego założyłam dużą, czarną koszulę i kremowe szpilki. Nie chciałam być ubrana cała na czarno więc buty musiały mieć inny kolor, tak jak torebka.

- Za ile się zacznie ? - zapytał Theo, paląc papierosa. Westchnęłam cicho i podeszłam do niego, zabierając mu papierosa z dłoni. Zgasiłam go o ziemie i spojrzałam na brata, poprawiając mu kołnierzyk koszuli i zapięłam mu jeden guzik więcej bo ma za bardzo rozpiętą.
- Za kilka minut. Zachowuj się. - poprosiłam, poprawiając jego włosy. Czemu on wygląda jakby nawet się nie uczesał. - Ilai, zostaw to. - syknęłam, widząc jak zaczyna skubać kwiaty przed kościołem. Od rana je tu ustawiali, a on zaraz je wszystkie oberwie.
- Uspokój się. - powiedział Nicholas, kładąc dłonie na moje ramiona i je lekko ścisnął.
- I powiedz coś, co nie obrazi taty. - polecił Theo, przez co zgromiłam go wzrokiem.
- A ty nie rób więcej wstydu. Rodzina ciągle na nas patrzy, do tego brakuje królowej dramatu. - burknęłam, opierając głowę o ramie szatyna za mną.
- A on co tu robi ? - usłyszałam za sobą jej głos. Wywołałam wilka z lasu. Obróciłam się w stronę kobiety, widząc czarny kapelusz z jakąś siatką na jej głowie. Tylko on zwraca na siebie uwagę.
- Co ty masz na głowie ? Nie idziesz na pokaz mody, tylko na pogrzeb. - westchnęłam, nie mając już siły. - Do kościoła w tym nie wejdziesz. - zapewniłam, na co tylko uniosła brew.
- Nie waż się mówić o prawnikach ani firmie ojca, chyba nie chcesz afery przed rodziną. Przecież jesteś zrozpaczoną wdową. - polecił Ilai, stając obok nas. Zmierzyła nas spojrzeniem i przewróciła oczami, ruszając w stronę swojej siostry.
- Idziemy do środka. - mruknęłam, widząc że już czas. Wszyscy powoli zaczęli wchodzić do środka za nami, poszliśmy na sam przód i usiedliśmy w pierwszej ławce, tuż przed trumną.
- Kayllen, rozpoczniemy od przemowy. - obok nas pojawił się pastor, patrząc na mnie wyczekująco. Pokiwałam głową i wstałam, idąc powoli w stronę podwyższenia. Weszłam po kilku schodkach i stanęłam przed specjalnym podwyższeniem i mikrofonem. Spojrzałam na rodzine, która siedzi, patrząc na nas. Kilka pojedynczych osób płacze, niektórzy wyglądają jakby mieli płakać, a inni po prostu siedzą. Jest tu sama najbliższa rodzina i przyjaciele, ale to na zewnątrz jest prawdziwy tłum.
- Każdy znał tatę od lat. Wiedział dobrze, że jego życiem jest firma, jego duma i szczęście. Dokładał wszelkich starań aby dogodzić pracownikom i klientom, to samo robił wracając do domu, ale właśnie dzięki temu był szczęśliwy. Nie robiło tego małżeństwo, ani bycie rodzicem, była to praca, coś co budował latami. Zawsze gdy zdarzała się okazja, pomagał, wielu rodzinom, fundacjom i szpitalom. Mógł to robić dzięki swojej pracy i tego starał nauczyć się nas. Sumienności, ciężkiej pracy i okazywania innym serca. Może nie był idealny, ale nikt nie jest, może się też nie starał, ale po co ? Był idealną wersją siebie. Pragnę żeby każdy pamiętał i wspominał jedynie dobre chwile jakie z nim przeżył, sama będę to robiła. Może nie często był w domu, może nie był idealnym ojcem, ale się starał. - powiedziałam, spuszczając wzrok. To jest ciężkie. - Zostawił nas nagle, ale wiem jedno, chciałby aby jego smierć nie poszła na marne i nie pójdzie. Spadek jaki pozostawił przekażemy na cele charytatywne, wszystkie pieniądze jakie dostaniemy, ja, mama i bracia. Tata by tego chciał. - zakończyłam, ruszając z powrotem do braci.
- O co chodzi ? - zapytał Theo, pochylając się.
- Zaczynamy walkę. - szepnęłam, prostując się i spojrzałam na matkę, która patrzy na mnie gorzko. Jeden - zero, czekam na jej ruch.

***

Wyszłam z kościoła, starając się uniknąć jakiegokolwiek członka rodziny, ledwo msza się skończyła, a już mnie zaatakowali, składając kondolencje i gratulacje wielkiego serca. Nie wiem po co, ale niech już skończą, mam serdecznie dość, odpuszczę sobie stypę i po prostu pojadę do laboratorium, Masy mówiła że mają problem ze sprawą i będą siedzieli nad nią do końca dnia, o ile nie dłużej.

DangerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz