20.

739 16 0
                                    

Zarzuciłam włosy do tyłu i weszłam do biura komisarza, mając wyśmienity nastrój. Nie boje się, wręcz przeciwnie, chcą mnie tu, ja chce tu być więc dlaczego ma być jakiś problem?

- Kayllen Bringleton? Mogę mówić na ty ? - zapytał, wstając zza biurka. Uśmiechnęłam się lekko i uścisnęłam jego dłoń.
- Nawet nie chce słyszeć pani. - przyznałam, siadając na miejscu. Uśmiechnął się i zrobił to samo, wyjmując z szuflady kartki.
- świetnie, jesteś młodą osobą, ale wierzymy że nie gorszą od twoich doświadczonych znajomych po fachu. - powiedział, podsuwając mi papiery, a ja spojrzałam na nie, czytając po krótce umowę.
- To ja się cieszę, że mam możliwość pracy tu. - uśmiechnęłam się, dalej czytając zdania. - I hojną pensje. - dodałam, unosząc lekko brwi. - Jeśli chodzi o dyspozycyjność ? - zapytałam, licząc że dokończy zdanie, bo nie rozumiem do końca.
- Jeżeli w środku nocy będzie potrzeba to musisz być dyspozycyjna. - wyjaśnił i więcej mi nie trzeba. Pokiwałam głową bo to najmniejszy problem.
- A, dobrze. - zgodziłam się, podpisując umowę w odpowiednim miejscu. - Dla mnie warunki są dobre, jedyne czego potrzebuje to poznanie reszty. - powiedziałam, oddając mu umowę.
- Możemy zrobić to nawet teraz, wszyscy są na górze. - zaproponował, a ja zerknęłam na zegarek i pokiwałam głową.
- Nie ma jakiś wytycznych co do ubioru ? - zapytałam, wstając z miejsca.
- Nie, nie, ma być ci wygodnie, a w laboratorium znasz obowiązki. - odparł, otwierając mi drzwi, przez które przeszłam.
- Znakomicie. - skwitowałam, idąc za nim w stronę windy.
- Zaczniesz za dwa tygodnie, ktoś pokaże ci wszystko, gdzie co jest, z biegiem czasu zorientujesz się do kogo przynosić wyniki badań i kogo ściągać do laboratorium, a jeśli będziesz potrzebowała to masz do pomocy stażystów i laborantów, na dole są mózgowcy od komputerów i wszystkiego takiego. - mówił, a drzwi windy się otworzyły, przez co wyszliśmy, idąc korytarzem.
- Jeśli będę czegoś potrzebowała to napewno ktoś mi powie. - mimowolnie wzruszyłam ramionami, zerkając na zegarek. Nick będzie tu za jakieś pół godziny więc mam jeszcze chwile i staram się nie zaprzątać głowy sprawami związanymi z jego zawodem i tym czy weźmie wszystko.
- Tak, to napewno. - zapewnił mnie, przepuszczając mnie w drzwiach do pomieszczenia z wieloma odgrodzonym od siebie biurkami i już z końca widziałam przeszklone i ogromne laboratorium. Wygląda niesamowicie, to jak dla miłośnika słodyczy oglądanie fabryki czekolady. - Moi mili, to jest Kayllen, wasza nowa balistyk, biegły i laborantka. Po prostu pomoże we wszystkim i będzie waszym tłumaczem z miejsca zbrodni. - powiedział głośniej, przez co wszyscy zwrócili na niego uwagę.
- Cześć, jestem Masy, pokaże ci laboratorium bo dla komendanta to czarna magia. - obok nas pojawiła się kobieta, może mieć około trzydziestu lat, ale pozytywna energia wręcz od niej bije.
- Zostawię cię w jej rękach. - skwitował i obrócił się na pięcie, wychodząc z pomieszczenia.
- Hej. - uśmiechnęłam się lekko, ruszając za nią do mojego miejsca pracy.
- Ile ty masz lat ? Wyglądasz cholernie młodo. - zapytała, nie bawiąc się w podchody, ale jest policjantką więc nic dziwnego.
- Dwadzieścia trzy. - odparłam, a ona spojrzała na mnie z uniesioną brwią.
- Słyszeliśmy że będziesz lepsza od poprzedniej. - przyznała, ale to zweryfikuje czas. - Cóż, będziesz lepsza jeśli nie zwymiotujesz na topielca. - dodała, a ja uniosłam brwi, patrząc na nią w szoku. Nie zrobiła tego. O cholera.
- W to szczerze wątpię. - zapewniłam ją, wchodząc do laboratorium. - Tu jest świetnie. - powiedziałam, rozglądając się po sprzętach. - Jaki genialny mikroskop. - pochwaliłam, oglądając go z każdej strony. Co za mistrzostwo.
- Nie wyglądasz na mózgowca. - mruknęła, opierając się o wielki stół. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się lekko, oglądając resztę sprzętów.
- Nie nazwałabym siebie mózgowcem, po prostu jestem z tego wyuczona i pasjonuje się tym. - wyjaśniłam, siadając na krześle przy mikroskopie.
- Pasjonujesz się trupami ? - zapytał, unosząc brew, przez co się zaśmiałam, kręcąc głową.
- Interesuje mnie to, co może ludzkie ciało i jak działa ludzki umysł i co są w stanie zrobić ludzie. Jak to zabójstwo w szpitalu. - przyznałam, dalej oglądając wszystko dookoła.
- Ta, to ciężki temat i ciężka sprawa, cały czas upewniamy się czy nie ma drugiej takiej żeby upewnić się, że to nie seryjny morderca, czasami musimy czekać nawet miesiąc, a po drugiej zawsze idzie szybciej i regularnie. - westchnęła, wzruszając ramionami.
- W Med nikogo takiego już nie przyjęli, ale jestem cały czas w kontakcie z ratunkowym. - uśmiechnęłam się lekko, splatając dłonie między kolanami i zerknęłam na zegarek. Dwanaście minut.
- Spieszysz się gdzieś ? - zapytała, a ja nie mogłam powiedzieć nie bo bardziej na kogoś czekam.
- Lecę z chłopakiem na małe wakacje przed rozpoczęciem pracy i razem z psem ma po mnie przyjechać za niedługo, no i muszę sprawdzić czy wziął wszystko co mu zostawiłam. - wyjaśniłam, wzdychając cicho.
- To świetnie, nie przejmuj się czy czegoś nie wziął, zawsze są sklepy. - poleciła, a ja pokiwałam głową bo fakt. Tam znajdę wszystko i do tego jadę do miejsca, które Nick znakomicie zna.
- Tak, ale martwią mnie rzeczy psa, dla niego nie znajdziemy karmy od tak, chociaż muszę mu zaufać, ma łeb na karku. - powiedziałam z przekonaniem, ale nie wiem kogo ma to przekonać. - Podobno. - dodałam ciszej, a moja mina zrzedła.
- Uśmiechnij się i leć na wakacje. - poleciła, a ja pokiwałam głową i wstałam, prostując swoją białą koszule. Nie ubrałam się zbyt oficjalnie, mam na sobie luźną, białą koszule i spodnie garniturki z wysokim stanem i luźnymi nogawkami. Wygląda bardziej stylowo i nowocześnie, ale i seksownie, cholernie podobało mi się spojrzenie Nick'a, gdy wychodziłam z domu.
- Masz racje, ale jeśli coś się pojawi w sprawie tego mordercy i jeśli okaże się seryjnym to dzwońcie do mnie natychmiastowo, nie ważne o której. - powiedziałam poważnie, a ona pokiwała głową. - Zostawiłam kartkę z numerem w laboratorium, weź ją i masz dzwonić. - dodałam, przez co spojrzała na mnie w szoku.
- Nadajesz się tu. - skwitowała, na co uśmiechnęłam się i puściłam jej oczko, wychodząc z biura.
- Mam dwóch starszych braci, którzy mają warsztat, nauczyłam się podstępnie zostawić im auto żeby nie zauważyli, kartka to pikuś. - powiedziałam, wzruszając ramionami.
- Jestem pełna podziwu, ale przekonam się jak zaczniemy razem pracować. - skwitowała.
- Nie mogę się doczekać, cześć. - uśmiechnęłam się i wyszłam z komisariatu, przed którym już czekał Nick, opierając się o auto, a Diablo biegał od policjanta do policjanta. - Czy ty musiałeś wypuścić psa ? Przeszkadza im. - westchnęłam, całując go krótko w usta.
- Jest wśród swoich. - zaśmiał się, przez co walnęłam go w ramie, klepiąc dłonią o udo, a pies przyszedł, ekscytując się na mój widok.
- No cześć, lecimy na wakacje ? - zapytałam, kucając przy psie. Skoczył na mnie, prawie mnie wywalając, ale Nick złapał mnie w barkach, pomagając mi wstać.
- Chodź bo musimy jechać na lotnisko. - polecił, a ja pokiwałam głową i obeszłam auto, wsiadając do środka, Nick wpuścił psa i wsiadł obok mnie, odpalając samochód.
- Nie mogę doczekać się leżenia z drinkiem na plaży. - westchnęłam, przenosząc się myślami do Włoch, a raczej ich zdjęć.
- A jak praca ? - zapytał, zerkając na mnie.
- Wiesz jakie świetne mam laboratorium? Cholera, ile zajebistego sprzętu, ten mikroskop i sekwenator. - mówiłam, zagryzając wargę z szerokim uśmiechem. Bajka, po prostu bajka.
- Co to ? - zapytał, marszcząc brwi. No tak, nie dla każdego to jest oczywiste.
- Pozwala określić ilość i jakość DNA, oznacza ile DNA jest w badanej próbce. - wyjaśniłam, a on pokiwał głową. - I jaki wideoskop. - dodałam, kręcąc głową. - Mogę przyjrzeć się dokładnie na przykład ranie po kuli. - powiedziałam od razu.
- Mówisz o takich rzeczach, że ja nie wiem co to. - westchnął, ale mnie to nie dziwi.
- Wiem, po prostu nie mogę się doczekać i Masy ma do mnie dzwonić jeśli zabójstwo ze szpitala okaże się być pierwszym seryjnego mordercy. - dodałam, a on spojrzał na mnie krzywo.
- Nie wrócę z Włoch ani Chorwacji. - zapewnił mnie, ale tak czy siak wróci razem ze mną.
- Jeśli będzie trzeba to odbiorę te dni i to ja zabiorę cię gdzieś na wakacje. - obiecałam, ale tylko odwrócił głowę w stronę ulicy, dalej mając niezadowoloną minę.
- Nie wrócę. - dodał z pewnością.
- Mam wideo i laborantów. - mruknęłam, układając się wygodniej. Zawsze coś i możliwość pomocy w ten sposób, na co też nie będę mogła narzekać. - A teraz jedź do Theo. - dodałam, zerkając na niego kątem oka.
- Obrażalska. - rzucił rozbawiony, zawracając na skrzyżowaniu. Nie odezwałam się, a jedynie wyjęłam telefon i napisałam do brata, że zaraz będę i ma wstawić dwie kawy, bo rano nie zdążyłam wypić. - Wzięłaś laptopa ? - zapytał, a ja pokiwałam głową.
- Jeśli wziąłeś go razem z walizką, na której leżał to tak. Jest. - powiedziałam, a on kiwnął głową.
- No to jest w bagażniku. - zapewnił mnie, w co chce wierzyć bo naprawdę chce być pod telefonem i mieć możliwość pracy z Włoch lub Chorwacji. - Siedź tam. - syknął gdy pies chciał wejść na przednie siedzenia. Pchnął go delikatnie dłonią w tył bo kompletnie nie posłuchał i spojrzał na mnie jakbym to ja miała magicznie uspokoić tego psa. 
- Mam go przywiązać na line czy co ? - zapytałam, unosząc brew, a on parsknął, kręcąc głową.
- Zwariuje z wami. - jęknął, co było przysłowiowym śmiechem przez łzy, ale to ja z nimi oszaleje i trafie do wariatkowa, bo mam nie tylko ich, a wrzód w postaci jego brata i dwóch swoich, no i obrażonych rodziców. Szaleństwo.
- Może napisze to Theo żeby zamiast kawy zrobił ci zioła ? - zapytałam, przez co zmierzył mnie spojrzeniem.
- Przyjmę tylko holenderskie. - westchnął, na co zaśmiałam się cicho, kiwając głową. Do załatwienia.
- Narzekasz. Lecisz zaraz do Włoch, będziesz leżał na plaży z drinkiem, oglądając morze. Czy to nie piękne ? - zapytałam, machając rękami żeby lepiej mu to zobrazować. Ja to już widzę.
- I z makaronem. - dodał, a ja pokiwałam głową. - Napisz do brata żeby zrobił kawę. - polecił, ale jestem mądrzejsza. Kobieta wie lepiej.
- Już napisałam, zapewne właśnie podniósł tyłek żeby ją zrobić. - odparłam dumnie, chociaż z jego strony dostałam tylko kiwnięcie głowy. Gdzie tu podziw ? - Nie mogę się już doczekać lotu i pobytu we Włoszech. - westchnęłam, uśmiechając się lekko. Zerknął na mnie i tylko położył dłoń na moim udzie, lekko je ściskając.
- A może bardziej powrotu do pracy ? - zapytał, przez co mój uśmiech się poszerzył. Zagryzłam wargę i wzruszyłam ramionami bo też jestem podekscytowana. Cały czas jestem myślami w pracy i ekscytuje się jak dziecko na lizaka, ale cholera. Jak ja mogę się nie ekscytować ? To jest moja praca marzeń.
- Też, przecież to jest świetne. - powiedziałam, obracając się w jego stronę.
- O tak, babranie się w kawałkach trupów, ich ubraniach i jakiś gównach. - sarknął, za co walnęłam go w ramie, podśmiewając się cicho.
- Przestań, to jest świetna praca i fajnie płatna, a przede mną kupno mieszkania i wykończenie go. - przypomniałam mu, na co powoli pokiwał głową, podjeżdżając do bramy przy wjeździe na osiedle. - Dzień dobry, my do Bringletonów. Jestem ich siostrą. - uśmiechnęłam się do ochroniarza, który odwzajemnił uśmiech i otworzył bramę.
- Nie trzeba mieć pozwolenia od właścicieli żeby wjechać ? - zapytał, a ja pokiwałam głową bo fakt. Trzeba.
- Zna mnie i mam całodobowe pozwolenie na wjazd. - wyjaśniłam. Spojrzał na mnie z uniesioną brwią i wjechał na osiedle, gdzie pokierowałam go na miejsce parkingowe, które może zająć. Wysiedliśmy z auta i razem ruszyliśmy do klatki, którą otworzyłam swoim kluczem i poszliśmy do windy. - Naprawdę klucze do ich mieszkań się przydają. - westchnęłam cicho, chowając je do torebki i spojrzałam krótko na psa, który siedzi spokojnie.
- Nie masz własnego mieszkania, ale klucze do trzech innych. Życie na wypasie. - parsknął, na co uśmiechnęłam się lekko i wzruszyłam ramionami. Nie narzekam.
- Brakuje mi tylko wina. - stwierdziłam, patrząc na niego.
- Dostaniesz kawę. - odparł, klepiąc mnie po biodrze.
- Zaakceptuje tylko po irlandzku. - mruknęłam, a on spojrzał na mnie krzywo. - Miałam dużo stresu. - rzuciłam na swoją obronę i wyszłam z windy, ruszając do drzwi. Otworzyłam je bez pukania i zdjęłam buty na przedpokoju, czując zapach kawy. Pies przeszedł obok mnie i powoli zaczął rozglądać się po mieszkaniu. - Dolej mi whisky. - powiedziałam, idąc do kuchni, gdzie Theo robi kawę, a Ilai opiera się o parapet, jedząc pizzę.
- I jak było ? - zapytał starszy, wzięłam jedzenie z jego rąk i ugryzłam, kiwając głową. Dobra.
- Dobrze, zaczynam za dwa tygodnie jak wrócimy, ale mówiłam żeby dzwonili do mnie gdy ten co zabił gościa w szpitalu zechciał zostać seryjnym mordercą. - wyjaśniłam, oddając mu pizzę i wytarłam ręce o jego czarne spodnie.
- Zaraz dostaniesz. - zagroził, na co tylko się uśmiechnęłam. - Chociaż faceta sobie normalnego znalazłaś. - dodał gdy Nick wszedł do kuchni, przywitał się z chłopakami, ale ja już zajęłam się przeglądaniem lodówki w poszukiwaniu czegoś dobrego.
- W zamrażarce masz lody. - poinformował mnie Theo więc otworzyłam zamrażarkę i wyjęłam waniliowy lód w rożku. Idealnie.
- Napisałam do mojego agenta nieruchomości, że ma się z wami kontaktować w sprawie mieszkania bo jadę na wakacje więc błagam. Odbierajcie telefon. - poprosiłam, a Theo kiwnął głową, podając mi kawę. Wzięłam łyka i się skrzywiłam, nie czując alkoholu.
- Nie doleje ci whisky o jedenastej rano. - westchnął Theo.
- Ja nie wiem jak ty możesz być nienormalna skoro oni są normalni. - stwierdził Nicholas, biorąc swoją kawę i oparł się o ścianę.
- Ja przynajmniej nie jestem nudna. - wzruszyłam ramionami, uśmiechając się lekko. Przewrócił oczami i wziął łyk kawy, ale ja odstawiłam swoją, biorąc się za jedzenie loda.
- A o której macie samolot ? - zapytał Ilai, biorąc kolejny kawałek pizzy. Spojrzałam na Włocha bo sama nawet nie wiem dokładnie, a raczej nie pamiętam, byłam zbyt zaaferowana dzisiejszą rozmową.
- O czwartej, ale po trzeciej musimy być na lotnisku. - wyjaśnił Nick, a ja tylko kiwnęłam głową. No to mamy jeszcze trochę czasu.
- Diablo. - powiedziałam głośno, nie słysząc nawet psa, a to dziwne. Zwykle jest cicho tylko w nocy. Po chwili pies przyszedł do kuchni, patrząc na mnie jakby miał coś dostać. Nie w tym świecie.
- Kto tak nazwał tego psa ? - zapytał Ilai, marszcząc brwi. Westchnęłam cicho i spojrzałam na Nicholas'a bo w połowie to jego wina. Jego brat.
- Mój brat, nie umiał zapanować nad psem, a ta się uparła, ja nie chciałem psa i wyszło na to, że go mam. - westchnął, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie chciałem wymienić zawieszenia w jej aucie więc je po prostu zostawiła i wzięła moje. Wymieniłem to cholerne zawieszenie i czyściłem cały środek i wymieniałem bo przecież w aucie się maluje i rozlewa wszystko. - sarknął Theo. Uśmiechnęłam się niewinnie bo to nie moja wina, że nie umieją wyprodukować dobrego opakowania podkładu.
- Przecież nie było tak źle. - stwierdziłam, ale znamy prawdę. Był dramat. - Dobra, było fatalnie, a ty musiałeś wymienić fotele. - dodałam, przewracając oczami. - Będziesz mi to do końca życia wypominał ? - zapytałam, na co pokiwał głową.
- Też bym ci wypominał. Oryginalne fotele do twojego samochodu kosztują blisko dwadzieścia tysięcy dolców. - prychnął Nicholas, ale usunęłam te słowa z głowy bo dokładałam do biznesu braci nie raz, do ich mieszkań, wyposażyłam połowę tego mieszkania bo dalej by żył jak głupi student przez jego leniwość.
- Tu raczej chodzi o brak poinformowania ich i zostawienie auta, no i kradzież auta Theo. - przyznałam, a Nick wzruszył ramionami.
- I transport tych jebanych foteli z Europy. - dodał Ilai, a ja pokiwałam głową.
- jesteś fatalną siostrą. - stwierdził Włoch, ale zdaje sobie z tego sprawę. Jesteśmy fatalnym rodzeństwem, ale liczy się, że się kochamy.
- Jest. - potwierdził Theo, kucając przy psie i zaczął go głaskać. Przewróciłam oczami i wyszłam z kuchni, idąc do salonu żeby usiąść na kanapie i włączyć telewizor bo nie chce mi się pić kawy na stojąco.
- Gdzie uciekasz ? - zapytał Nicholas, wychylając się z kuchni. Spojrzałam na niego, siadając spokojnie na kanapie i podwinęłam nogi.
- Jak najdalej od was. - odparłam, włączając telewizor. - Ale przydałoby się coś do jedzenia. - dodałam, uśmiechając się lekko.
- Mamy jeszcze pizzę. - przypomniał Ilai więc podniosłam ręce aby mi podali. Starszy z braci podszedł do mnie z pudełkiem i usiadł obok, kładąc nogi na stolik. Po chwili Nicholas usiadł obok mnie, a moja głową od razu wylądowała na jego ramieniu.
- Mamy godzinę, nie opłaca się oglądać żadnego filmu więc jesteśmy skazani na telewizor. - stwierdził Nick, a ja pokiwałam głową, czując że robię się zmęczona. W samolocie chyba odpadnę.
- Racja. - mruknął Theo, lecąc po kanałach żeby znaleźć coś ciekawego.
- Zostaw. - poprosiłam, kładąc dłoń na przedramię brata bo zaraz by przełączył. Spojrzał na mnie krótko i odłożył pilot na stolik, wracając wzrokiem do serialu o zawodach w gotowaniu. To jest świetne. - A jakie miejsca mamy w samolocie ? - zapytałam cicho, obracając się bardziej w stronę Nicholasa, który spojrzał na mnie, mrugając kilka razy.
- Powtórz, twój akcent jest zabójczy. - poprosił, na co lekko się uśmiechnęłam.
- Pytam o miejsca w samolocie. - powtórzyłam, a on pokiwał głową. Objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie.
- Lecimy wynajętym odrzutowcem. - szepnął, na co uśmiechnęłam się szerzej, ale przypomniałam sobie o szkodniku.
- A Emilio ? - zapytałam, ale tylko spojrzał na mnie i już wiedziałam. Skrzywiłam się lekko, układając wygodniej głowę i skupiłam się na serialu.
- Ale będzie oddzielna część. - dodał, co już jest o niebo lepszą wiadomością.
- Od tego mogłeś zacząć. - powiedziałam cicho, całując go w żuchwę. - To za ile wychodzimy ? - zapytałam, a on spojrzał na zegarek.
- W teorii za godzinę, a wzięłaś wszystko z mieszkania ? - zapytał, na co zagryzłam wargę.
- Możliwe, że coś zostawiłam. - odparłam, już będąc gotowa żeby opuścić mieszkanie brata. - My już spadamy bo musimy jeszcze podjechać do mieszkania. - powiedziałam głośno, wstając z miejsca i złapałam Nicholasa za dłoń, ciągnąc ją aby wstał.
- Bawcie się dobrze. - skwitował Ilai, pokiwałam głową i posłałam mu mały uśmiech, idąc z powrotem w stronę braci.
- Uważajcie na siebie. - poprosiłam, obejmując ich ramionami.
- I kto to mówi. - mruknął Theo, obejmując mnie razem z Ilaiem. - Nie zgub jej nigdzie ani ty nie lataj jak nawiedzona bez niego, jasne ? - zapytał, a ja pokiwałam głową bo dla mnie No problemo. Jak narazie nie planuje opuścić sypialni.
- Będę ją miał na oku. - zapewnił Nick, wystawiając dłoń w moją stronę. Uśmiechnęłam się lekko i pewnie ją złapałam, ruszając za nim. Założyliśmy buty, wzięliśmy psa i opuściliśmy mieszkanie, idąc do windy.
- No to co, będziemy mieli chwile dla siebie. - uśmiechnęłam się, łapiąc dłońmi kołnierzyk jego koszuli.
- Krótką chwile. - poprawił mnie, co i tak brzmi dobrze.
- No to będziesz musiał się postarać. - stwierdziłam, przyciągając go bliżej i pocałowałam go krótko w usta.
- A może to ty będziesz musiała ? - zapytał, kładąc dłonie na mojej talii i pchnął mnie lekko na ścianę windy, opierając jedną dłoń obok mojej głowy. Spojrzałam na niego i połączyłam nasze usta, przyciągając go bliżej, ale nie było mi to dane bo drzwi windy się otworzyły. Odsunął się ode mnie i objął mnie w talii, opuszczając ze mną windę.
- Wsiadaj - powiedziałam do psa i otworzyłam mu drzwi od auta, wsiadł do środka i położył się na kanapie, a ja szybko wsiadłam na miejsce pasażera, zapinając pas gdy już wyruszył. - A ty nie jedź jak emerytka. - dodałam, obracając swój wzrok na Nicholasa. Spojrzał na mnie i przyspieszył, na co absolutnie nie narzekam.
- Jaka niecierpliwa. - mruknął, przejeżdżając na żółtym świetle. Ma szczęście, że się nie zatrzymał.
- Czas nagli. - przypomniałam, opierając się o szybę. Zerknął na mnie i przyspieszył, jadąc w stronę jego mieszkania. W sumie to chyba nie spakowałam tabletek więc dobrze, że wracamy.

DangerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz