Weszłam do mieszkania Nicholasa, unosząc lekko brwi w podziwie. Wielkie mieszkanie z ogromną antresolą, na której już widzę że jest sypialnia. Przede mną rozciąga się duży salon z ogromną kanapą w kształcie U, a przy niej stoi mały, szklany stolik.
- Masz naprawdę świetne mieszkanie. - przyznałam i próbowałam stłumić ziewnięcie, ale jestem cholernie zmęczona, jest już po dziesiątej, zasiedzieliśmy się w restauracji, popijając wino, rozmawiając, śmiejąc się i zamawiając jeszcze przystawki, ciężko było się zebrać żeby to przerwać.
- Jak tylko zobaczyłem antresole to je kupiłem. - powiedział, rzucając swoją skórzaną kurtkę na małą kanapę w przedpokoju i podszedł do mnie, obejmując w talii. - Zmęczona ? - zapytał, a ja pokiwałam głową, obracając się do niego przodem. Wtuliłam się w jego ciało, przymykając powieki. - Łazienkę mam na górze, choć. - szepnął, całując mnie w skroń i łapiąc moją dłoń ruszył w stronę schodów, które są proste, jak i cały wystrój, ale razem tworzy to nieziemski efekt.
- Jak położę się do łóżka to padnę. - ziewnęłam, zakrywając usta dłonią. Nicholas zerknął na mnie, a na jego twarzy mogę zobaczyć zmęczenie, któremu towarzyszą worki pod oczami. - Ale widzę, że ty nie będziesz lepszy. - dodałam, a on z westchnieniem pokiwał głową.
- Musiałem wstać przed szóstą. - mruknął niechętnie, na co sama się skrzywiłam. O tej godzinie w weekendy chodzę spać, a on musiał wstać. Biedny. - Chcesz iść pierwsza pod prysznic ? - zapytał, kierując się zapewne do łazienki, a ja za nim.
- Chętnie - odparłam, znajdując się już w łazience. A co innego miało tu być. - I jeszcze chętniej przyjmę jakąś koszulkę i bokserki. - dodałam, a on pokiwał głową i kładąc mi ręcznik na blacie wyszedł, rozejrzałam się po łazience, w której dominuje ciemne drewno, ale najbardziej podoba mi się całkiem wąskie okno do samej ziemi, które daje widok na miasto z najwyższego piętra. Na ścianie obok znajduje się mech, który jest niesamowity i mam ochotę go dotknąć.
- Tu masz ubrania. - powiedział, wyrywając mnie z podziwu. Wzięłam ciuchy i pocałowałam go krótko w usta, zamykając za nim drzwi, po czym zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Umyłam się jego żelem pod prysznic, który pachnie cholernie ładnie, ale jestem zbyt zmęczona żeby zwlekać. Spłukałam z siebie pianę i wyłączyłam wodę, biorąc ręcznik, którym w szybkim tempie wytarłam ciało i ubrałam się w jego ubrania. Muszę umyć zęby. Z tą myślą zaczęłam przeszukiwać szafki aż nie znalazłam nieotworzonej szczoteczki. Chyba się nie obrazi jak ją sobie przywłaszczę. Umyłam zęby, prawie że przysypiając i odłożyłam ją do specjalnego pojemnika, po czym opuściłam łazienkę, kierując się prosto do łóżka. - Jak mi się cholernie nie chce. - burczał, wstając z łóżka, a ja owinęłam się kołdrą, już powoli odpadając. To łóżko jest tak cholernie wygodne i duże, po prostu idealne. Po niedługiej chwili poczułam jak łóżko z drugiej strony się ugina, a obok mnie kładzie się Nicholas, kładąc dłoń na mojej talii. Przysunęłam się do niego bliżej, obejmując go w pasie i wtuliłam się w jego ciało. - Nastawiłem budzik na ósmą. - mruknął, a ja tylko pokiwałam głową, czując że już niczego więcej mi nie brakuje.
- Branoc. - mruknęłam, czując jak gładzi mnie dłonią po plecach, co jest cholernie przyjemne.
- Dobranoc. - szepnął, układając się wygodniej. Ziewnęłam cicho i przerzuciłam nogę przez jego pas, kładąc głowę na jego klatce piersiowej, czując spokojnie bicie jego serca.***
Gdy rano zadzwonił budzik musiałam wstać, co nie było przyjemne, ale konieczne, gdy wyłączyłam budzik zauważyłam że zostałam sama w łóżku, przez co zmarszczyłam brwi i wstałam na proste nogi, idąc na schody i powoli nimi zeszłam na dół, gdzie zobaczyłam w kuchni Nicholasa, robiącego kawę w samych dresach. Mogłabym mieć taki widok codziennie rano.
- Czemu tak szybko wstałeś ? - zapytałam, idąc powoli do kuchni, a on obrócił się w moją stronę, zdając sobie sprawę z mojej obecności.
- Codziennie rano trenuje i przyzwyczaiłem się do wczesnego wstawania. - odparł, podając mi kubek z kawą, którą przyjęłam z małym uśmiechem. - Jedziesz jeszcze do swojego mieszkania ? - zapytał, ale od razy pokręciłam głową.
- Musiałabym wyjść teraz, pójdę w sukience, a w szpitalu przebiorę się w moje ubrania. - powiedziałam, siadając na blacie w kuchni.
- Masz tam ubrania ? - zmarszczył brwi, a ja pokiwałam głową.
- Mam w swoim biurze schowane na wszelki wypadek. - wyjaśniłam, biorąc łyk kawy. Uniósł lekko brwi, podchodząc do mnie i oparł się o blat obok mnie, pijąc powoli kawę.
- A wyspałaś się chociaż trochę ? - zapytał, na co lekko się uśmiechnęłam, zerkając na niego.
- Trochę tak, ale to ty wyleciałeś z łóżka z samego rana. - powiedziałam, unosząc lekko brew. Uśmiechnął się lekko i stanął między moimi nogami, całując mnie w usta.
- Zawiozę cię. - zaproponował, na co chętnie przystane bo nie marzy mi się podróż autobusem lub taxówką.
- Chętnie. - uśmiechnęłam się, całując go jeszcze raz w usta. - A może masz jeszcze coś dobrego do jedzenia? - zapytałam, zagryzając wargę.
- A mam. - mruknął, całując mnie znowu w usta, a w tym samym czasie drzwi wejściowe trzasnęły i ktoś wszedł do mieszkania. Zmarszczyłam brwi, patrząc na Nicholasa, który wydawał się tak samo zdezorientowany jak ja. - Poczekaj. - powiedział i ruszył w stronę drzwi, a po chwili usłyszałam rozmowę, po głosie kojarzy mi się, że może to być jego brat, ale nie dam sobie ręki uciąć. - Na ciebie już czas, wynocha. - usłyszałam jak mówi głośno, a po chwili otwiera drzwi. Następne co usłyszałam to wiązanka przekleństw od drugiej osoby i później trzaśnięcie drzwiami. - Mój brat nie ma wyczucia. - burknął, wchodząc do kuchni i oparł się o blat, kręcąc głową.
- Coś się stało ? - zapytałam, widząc że jest zdenerwowany jak jasna cholera.
- Nie, wszystko w porządku. - westchnął, kładąc dłoń na moim udzie i lekko je ścisnął. Pokiwałam delikatnie głową i pochyliłam się w jego stronę, całując go delikatnie w usta. - Mamy na śniadanie naleśniki z syropem klonowym. - powiedział, zmieniając temat na przyjemniejszy.
- Brzmi dobrze. - stwierdziłam, uśmiechając się lekko. Pokiwał głową i wzięłam łyk kawy, patrząc jak wyjmuje z mikrofali naleśniki i kładzie je na blacie, polewając syropem.
- Czekoladowy czy klonowy ? - zapytał, obracając się w moją stronę.
- Klonowy. - odparłam, czując jak zaczynam być głodna. Widziałam jak kończy je robić i podaje mi talerz razem z widelcem, a ja od razu ukroiłam kawałek, biorąc do buzi. Jakie to dobre, cholera. - Dobre. - przyznałam, a on pokiwał głową, kładąc swój talerz na blat i oparł się o niego łokciami, zaczynając jeść.
- Zjemy i musimy powoli zacząć się zbierać. - westchnął, na co niechętnie pokiwałam głową, nie chcąc nigdzie iść.
- A co dzisiaj robisz ? - zapytałam, patrząc na niego.
- Mój wspaniały brat dołożył mi na dzisiaj roboty i muszę skontaktować się z kilkoma osobami, pojechać coś sprawdzić i pewnie wrócę dopiero wieczorem. - powiedział niechętnie, a na co lekko pokiwałam głową. - A ty już coś wymyśliłaś ? - zapytał.
- Napewno zadzwonię do brata żeby odwiózł mi tyłek i pomógł ustawić meble bo zostałam z nich ogołocona. - przyznałam, a on z małym uśmiechem pokiwał głową. - Ale jeśli jesteś chętny to zapraszam na kolacje. - zaproponowałam, a on pokiwał lekko głową.
- Wpadnę, ale nie wiem o której. - zapewnił mnie, na co lekko pokiwałam głową.
- W sobotę i tak nie mam nic do roboty i pewnie nie będę szła szybko spać. - wzruszyłam ramionami, odkładając swój talerz na blat przy zlewie bo nie jestem w stanie zjeść aż tyle. - Pójdę się ubrać. - powiedziałam, a on pokiwał głową i ruszył za mną, ale przecież on też musi się ubrać żeby mnie zawieźć. - Nie chce mi się iść do pracy. - westchnęłam, wchodząc po schodach do jego sypialni i od razu poszłam do łazienki.
- A myślisz, że mi się chce ? Po coś ten idiota pracuje ze mną. - burknął, zakładając koszule i zaczął ją w nerwach zapinać, co widzę nawet z łazienki. Wzięłam swoje ubrania i podeszłam do niego, a ciuchy położyłam na łóżku.
- Zabierz ręce. - poprosiłam, a on opuścił ręce wzdłuż ciała. Zaczęłam powoli zapinać guziki, co idzie mi sprawniej niż jemu. - Czasami szef musi zrobić więcej, bo razem z tym stanowiskiem dostajesz komplet nowych obowiązków. - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. Spojrzał na mnie, pochylając się i połączył nasze usta, kładąc dłoń na boku mojej szyi.
- Napewno musisz wyjść zaraz ? - szepnął w moje usta, podwijając powoli koszulkę, którą mam na sobie.
- Muszę. - odparłam, odsuwając się od niego. Wzięłam swoje ubrania i po pozbyciu się koszulki Nicholasa, założyłam swoją sukienkę, poprawiając ją w lustrze. Związałam jeszcze włosy w kucyk na czubku głowy i obróciłam się w stronę szatyna. - Poczekaj. - mruknęłam, widząc że już chce iść. Poprawiłam mu kołnierzyk, czując w międzyczasie jak kładzie dłonie na mojej talii, przysuwając mnie bliżej. - I gotowe. - skwitowałam, uśmiechając się lekko.
- Co ja bym bez ciebie zrobił. - powiedział, łącząc nasze usta. Uśmiechnęłam się przez pocałunek i po chwili odsunęłam bo jak dalej tak pójdzie, to nie zdążę do pracy.
- Nie spóźnił się. - stwierdziłam, na co tylko pokręcił głową i pociągnął mnie w stronę schodów. - Ale zaraz to ja się spóźnię. - dodałam, zerkając na zegarek.
- Już idziemy. - westchnął, biorąc z oparcia mój płaszcz, który pomógł mi założyć, w korytarzu założyłam buty i czekałam aż Nicholas to zrobi, a gdy w końcu wziął marynarkę otworzyłam drzwi, wychodząc, a on zaraz za mną. Zamknął drzwi i skierował się ze mną w stronę windy, wciskając przycisk. Już chciałam się odezwać, ale mój telefon zaczął dzwonić, na co głośno westchnęłam, wyjmując go. Theo, oczywiście. Niechętnie odebrałam, przykładając telefon do ucha, ale nim cokolwiek powiedziałam, mój brat już zdążył gadać.
- Gdzie ty jesteś ? Przyszedłem ze śniadaniem, a ciebie nie ma, chociaż powinnaś jeszcze być. - wyrzucił z siebie szybkim tempem, a ja musiałam chwile się zastanowić czy dobrze słyszę.
- Przyszedłeś z jedzeniem? - zapytałam dla upewnienia, marszcząc brwi. Przecież on ledwo do siebie robi zakupy.
- Nie, ty miałaś zrobić to śniadanie. - zaprzeczył i wszystko znowu stało się normalne.
- Nie spałam w domu. - powiedziałam, zerkając na Nicholasa, który położył dłoń na moim udzie, lekko sunąc nią do góry. Widziałam jak zagryza wargę, idąc dłonią coraz wyżej, co zaczyna mnie dekoncentrować. - Przestań. - szepnęłam, strzepując jego dłoń, ale położył ją z powrotem, ściskając moją nogę.
- Do kogo ty mówisz ? - zapytał podejrzliwie, przez co skrzywiłam się lekko, patrząc na Nicholasa.
- Do nikogo. - odpowiedziałam, patrząc na szatyna błagalnym spojrzeniem.
- A gdzie spałaś ? - zadał kolejne pytanie. Zagryzłam wargę, wchodząc do windy i szukałam wymówki, ale chyba muszę stawić na klasyk, a później zmierzyć się z przesłuchaniem.
- Nieważne. - powiedziałam, czując jak Nicholas podnosi mnie w górę, powstrzymałam pisk i oplotłam nogi naokoło jego pasa, obejmując go w szyi.
- Słyszę jakbyś z kimś była. - mruknął podejrzliwie, jestem stracona. Zabije mnie jak nic. - Przyjedź do warsztatu po pracy. - powiedział, ale raczej to nie podlega dyskusji.
- Nie mam auta. - rzuciłam szybko, mając nadzieje że odpuści, ale nie. Musi mi niszczyć życie.
- No to po ciebie przyjadę, kończysz o piętnastej ? - zapytał, na co westchnęłam cicho.
- Czternastej. - burknęłam, rozłączając się i spojrzałam na mężczyznę, który patrzy na mnie widocznie zadowolony. - I widzisz co narobiłeś ? - zapytałam, chowając telefon do kieszeni i objęłam go drugą ręką.
- Cóż, będziesz się tłumaczyła. - stwierdził, na co zacisnęłam usta, kiwając głową. Oj będę.
- Może jesteś chętny do tłumaczenia się ze mną ? - zapytałam, ale od razu pokręcił głową. - I co ja mam im powiedzieć ? - zadałam kolejne pytanie, mając nadzieje że odpowie na dwa pytania na raz czyli na pytanie co nas łączy.
- Byłaś u przyjaciela. - powiedział, a w sercu poczułam zawód. Przyjaciela? Tym dla niego jestem? Przyjaciółką?
- Coś wymyślę. - chrząknęłam i zeskoczyłam z mężczyzny, stając prosto. Po chwili wyszliśmy z windy i ruszyliśmy prosto do auta, wsiadłam szybko i zapięłam pas, wyjmując telefon.
- Wszystko okej ? - zapytał, marszcząc brwi.
- Tak. - odparłam luźno, ale w środku już tak nie jest. Weszłam na grafiki pracy i wpisałam się na nockę w sobotę, tracąc ochotę na spędzenie czasu z Nicholasem, a to najlepsza wymówka. - Właśnie sprawdziłam grafik i w sobotę mam jednak nockę. - mruknęłam, zerkając na niego.
- Czyli z planów nici ? - zapytał, a ja pokiwałam głową.
- Niestety. - westchnęłam, gasząc telefon i spojrzałam na okno, patrząc na mijane budynki.
- No to może pójdziemy na obiad w poniedziałek ? A do tego spacer ? - zapytał, na co zacisnęłam szczękę i wzięłam głęboki wdech.
- Pracuje od ósmej do dziesiątej wieczorem, obiecałam pomóc koronerowi. - odpowiedziałam, na co pokiwał głową. - Ale jak będzie luźniejszy dzień to napisze. - zapewniłam go, chociaż nie wiem. Nie odczuwałam jakby to była przyjaźń, a jednak.
- Jasne. - powiedział luźno, kładąc dłoń na moim udzie. Wróciłam wzrokiem do okna, widząc że szybko jedziemy w stronę szpitala bo jednak czas nas nagli. Muszę zdążyć się jeszcze przebrać.
- Do zobaczenia. - skwitowałam, wysiadając z auta. Pochylił się w moją stronę i zatrzymał mnie, łącząc nasze usta. Oddałam pocałunek, kładąc dłoń na jego żuchwie i po chwili odsunęłam się, wysiadając z auta. Widziałam jak odjeżdża więc szybkim krokiem zaczęłam iść do szpitala, gdzie już przed wejściem widziałam pielęgniarki. - Hej. - powiedziałam do głównej pielęgniarki, która siedzi za recepcją. Uśmiechnęła się do mnie i przeszła na drugą stronę recepcji, która jest w kształcie okręgu, a naokoło znajdują się sale oddziału ratunkowego.
- Coś cię trapi ? - zapytała, a ja westchnęłam cicho, opierając się o ladę.
- Cóż, chciałabym powiedzieć że mój facet, ale chyba jednak nim nie jest. - przyznałam, a ona zmarszczyła zmartwiona brwi, łapiąc mnie za dłoń.
- Chcesz o tym porozmawiać ? - zapytała, ale pokręciłam głową, chcąc uporać się z tym sama. Jestem dużą dziewczynką i chyba potrafię poradzić sobie sama z problemami.
- Wszystko w porządku. - zapewniłam ją, chcąc zapewnić sama siebie. Mogłam się domyślić, że ktoś taki jak on nie szuka nikogo na stałe, to jest oczywiste.
- O, Kayllen, dobrze że już jesteś. - usłyszałam głos Willa, który jest lekarzem na ratunkowym.
- Co jest ? - zapytałam, patrząc na niego.
- Mam do przebadania krew, ekspresowo. - powiedział, podając mi trzy podpisane fiolki. Zmarszczyłam brwi, czytając nazwiska i powoli pokiwałam głową.
- A czegoś dokładnie się spodziewasz ? - zapytałam, wracając wzrokiem do mężczyzny.
- Opiatów lub jakiś narkotyków. - odparł, na co pokiwałam głową.
- Przyniosę ci wyniki. - zapewniłam go i ruszyłam w stronę laboratorium, w którym byłam już po chwili. Szybko weszłam do swojego biura i przebrałam się w jeansy oraz zwykłą, białą bluzkę, a na to założyłam kitel, opuszczając biuro. - Hej, Jay. - powiedziałam, idąc do maszyny.
- Cześć szefie. - mruknął, badając coś pod mikroskopem. - Mogłabyś zerknąć ? - zapytał, odsuwając się od uprzedzenia, a ja zaaplikowałam pierwszą próbkę do maszyny. Położyłam fiolkę na bok i podeszłam do chłopaka, siadając na jego miejscu i zerknęłam w mikroskop, marszcząc brwi.
- Jakiś wirus, ale musisz dokładnie to zbadać. - westchnęłam, uważnie się przyglądając. - No, mam dziewięćdziesiąt procent pewności, ale żeby być dokładny to zbadaj to. - poleciłam, wstając z miejsca, a on usiadł z powrotem na miejsce, za to ja podeszłam do maszyny, sprawdzając pierwsze rezultaty badań. Zmarszczyłam brwi i wyjęłam pierwszą próbkę, wkładając drugą. Mieszanka amfetaminy i kokainy, muszą latać jak szalone więc nie dziwie się, że myślał o narkotykach.
- Jesteś jakaś nie w humorze, zwykle już gadałaś. - powiedział, ale tylko westchnęłam cicho, kręcąc głową.
- Każdy ma groszy dzień. - stwierdziłam, i podeszłam do laptopa, zapisując wyniki badań z dwóch fiolek, a gdy to zrobiłam zmieniłam na trzecią.
- To chyba dobrze, że dzisiaj pracujesz krócej. - przyznał, z czym muszę się zgodzić. Tylko to mnie ratuje.
- Ale wpisałam się na nockę w sobotę. - westchnęłam, zerkając na wyniki trzech badań. To samo. Zabezpieczyłam próbki i uzupełniłam wyniki badań, od razu przesyłając je do drukarki.
- Ow, to naprawdę musisz mieć kogoś dość. - syknął, a ja pokiwałam głową.
- Dokładnie. - poparłam, biorąc wyniki i wyszłam z nimi, z laboratorium, idąc z powrotem na oddział ratunkowy. - Hej, Will, mam wyniki, mieszanka kokainy i amfetaminy. - powiedziałam, podając mu kartkę.
- Tak jak myślałem. - mruknął, a ja pokiwałam lekko głową. - cóż, dzięki. - skwitował, uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam do koronera bo miałam mu pomóc.
- Dzień dobry panie Weeley. - powiedziałam, wchodząc do kostnicy, a on obrócił się w moją stronę, uśmiechając delikatnie.
- Znakomicie, że jesteś. - uśmiechnął się, wstając z krzesła. - Musisz mi dzisiaj pomóc, mam sekcje mężczyzny, zmarł dzisiaj rano, ale doktor Manning powiedziała, że podejrzewa, że ktoś go otruł. - powiedział, a ja pokiwałam lekko głową. - Trucizna działała bardzo szybko, po trafieniu tutaj minęło piętnaście minut i już było po nim. - wyjaśnił, a ja założyłam rękawiczki i podeszłam do ciała, bacznie je oglądając.
- Miał metaliczny posmak ? - zapytałam, marszcząc brwi.
- Tak, a do tego zawroty głowy, wymioty i krwiomocz. - powiedział, na co pokiwałam lekko głową, czując cały czas zapach czosnku. Wzięłam strzykawkę i pobrałam od niego krew, mając na celu ją zbadać. - Co myślisz ? - zapytał, podchodząc do mnie.
- Zatrucie arszenikiem. Jeśli wyniki wskażą conajmniej sto miligramów dzwonie po policję. - powiedziałam, ruszając w drogę do laboratorium. Prawie przebiegłam drogę i gdy w końcu dotarłam do laboratorium podeszłam do maszyny i zaaplikowałam próbkę, włączając urządzenie. Zdjęłam rękawiczki i wyrzuciłam je, siadając na krześle
- Co ci się tak spieszy ? - zapytał Jay, czekając na wyniki swoich badań.
- Możliwe zatrucie arszenikiem. Chce jak najszybciej poznać wyniki żebym wiedziała czy zadzwonić na policję. - westchnęłam, zerkając na maszynę. Czemu to tak długo trwa.
- Miał jakieś objawy ? - zapytał, a ja pokiwałam głową.
- Większość, ale przyjechał tu nieprzytomny. - odparłam, a on uniósł lekko brwi, patrząc na mnie zdziwiony.
- Kogo to był pacjent ? - zapytał, ale żeby odpowiedzieć musiałam się chwile zastanowić.
- Chyba Willa. - powiedziałam.
- No to idź się go wypytaj. - polecił, ale pokręciłam głową bo to nie ma sensu. Wszystko co chciałam wiedzieć już wiem, a nic innego niż objawy, które zauważyli nie mają bo był nieprzytomny.
- Na marne. Dotarł tu nieprzytomny. - mruknęłam, zerkając na maszynę. Już prawie koniec. Skupienie na pracy jest teraz wszystkim czego potrzebuje.
- No to radzę już dzwonić na policję. - przyznał, ale wiem to. Jestem prawie pewna tych wyników, ale prawie to za mało. Muszę mieć stu procentową pewność bo jeśli to coś innego, muszę przeprowadzić kolejne badania. Z westchnieniem spojrzałam na maszynę, nie przestając się gapić puki drukarka nie zaczęła działać. Koniec. Zerwałam się z miejsca i podeszłam do maszyny, wyjmując z niej kartkę.
- O cholera. - szepnęłam, widząc stężenie dwustu osiemdziesięciu miligramów. Siedemdziesiąt to dawka śmiertelna, a tyle ? - Ktoś bardzo chciał się go pozbyć. - stwierdziłam i szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia, przeszłam przez korytarz i schodami zbiegłam na dół, gdzie czekał na mnie koroner. - Prawie trzysta miligramów, ktoś chciał się go pozbyć. - powiedziałam, podając mu kartkę. Spojrzał na nią i uniósł brwi, kręcąc lekko głową.
- Od lat nie widziałem tak dużej ilości arszeniku we krwi. - przyznał, a ja pokiwałam głową. Tak, to ogromna ilość.
- W drodze do Willa zadzwonię na policję. - powiedziałam i wyjęłam telefon z kieszeni fartucha, wybierając numer do komendanta policji.
- komendant Jason Wilson, w czym mogę pomóc ? - usłyszałam jego głos, w którym słychać znudzenie.
- Mam dla was morderstwo arszenikiem. Podali mu go tyle, że dałby radę zabić trzy osoby. - powiedziałam, wchodząc na oddział ratunkowy.
- Med ? - zapytał, nasz szpital potocznie nazywa się Med i to raczej ta nazwa jest kojarzona przez większość osób.
- Tak, ofiara to Marcus White. Dwadzieścia dwa lata. - westchnęłam, łapiąc Willa za ramie i gestem ręki kazałam mu zaczekać.
- Będziemy za niedługo. - skwitował i się rozłączył.
- Marcus White został zamordowany, arszenik. - powiedziałam, a on pokiwał głową, zapewne się tego spodziewając. - Właśnie rozmawiałam z Wilsonem, będą niedługo. - dodałam, opierając się o ścianę.
- To dobrze. - westchnął, patrząc na mnie.
- Zwróć uwagę czy nikt nie trafi do nas z podobnymi objawami, a jeśli od razu kroplówka, czyszczenie żołądka i podajesz magnezję paloną. - poleciłam, a on pokiwał głową. - Ale na starcie pobierasz krew. - dodałam.
- Masz to jak w banku, ale czemu myślisz, że może być ktoś więcej ? - zapytał, marszcząc brwi.
- Nie myśle, wole mieć pewność że nikt więcej nie umrze, ale jeśli to seryjny morderca to możemy oczekiwać kolejnej ofiary. - powiedziałam, zagryzając wargę.
- Miejmy nadzieje, że to zemsta, nie seryjny morderca. - westchnął, z czym się zgadzam, ale żyjemy na popieprzonym świecie i nie wiemy kto jest w naszym otoczeniu.
- Jeśli policja będzie coś ode mnie chciała wyślij ich do laboratorium. - poprosiłam i obróciłam się, ruszając z powrotem do laboratorium bo w kostnicy nic po mnie. W połowie drogi zatrzymałam się i oparłam o ścianę, powoli z niej zsuwając. Kucnęłam na ziemi i wplotłam dłonie we włosy, patrząc przed siebie. Ten dzień to istna katastrofa, wpierw Nicholas, teraz to, a czeka mnie jeszcze rozmowa z bratem.Opuściłam szpital, czując się padnięta, a pracowałam o połowę krócej niż zwykle. Już stąd widziałam auto brata na parkingu, gdzie powolnym krokiem szłam. Nie jestem w nastroju na rozmowę z nikim, mam ochotę zaszyć się w łóżku i iść spać albo wziąć kubeł lodów.
- Gdzie spałaś ? - zapytał ostro, gdy tylko wsiadłam do auta. Nie odezwałam się, spokojnie zapinając pas, a on czekał, tylko się irytując.
- Daj mi spokój, miałam dzisiaj w szpitalu pacjenta, który został otruty arszenikiem, później przez godzinę rozmawiałam z policją i dałam kobiecie wyniki, które mówiły że ma raka w czwartym stadium. - powiedziałam, opierając głowę o szybę. Czułam jak się na mnie patrzy, zapewne czekając na odpowiedź na pytanie. No przecież. - Spałam u przyjaciela, poszliśmy na kolacje, trochę wypiliśmy i jego mieszkanie było bliżej, lepiej ? - zapytałam poddenerwowana, obracając się w jego stronę.
- Czy ty... - zapytał, ale pokręciłam głową.
- wróciłam do niego, wykąpałam się i poszłam spać ? Tak. - burknęłam, czekając aż ruszy. - Możesz zawieźć mnie do mojego, cholernego mieszkania ? Mam wszystkie meble ustawione w przedpokoju i chciałabym je przestawić. - powiedziałam, a on bez słowa odpalił silnik i wyjechał z parkingu, kierując się w stronę mojego mieszkania.
- Chcesz porozmawiać ? - zapytał miękko, zerkając na mnie.
- Nie. - burknęłam, zakładając ręce na piersi i położyłam kostkę na kolano, patrząc w bok.
- A przyjść do ciebie ? - zadał kolejne pytanie, na co westchnęłam, unosząc oczy. Litości.
- Nie. - powtórzyłam, bo w pracy straciłam ochotę na jakiekolwiek towarzystwo. Mam ochotę naprawdę być sama, ewentualne towarzystwo jakie zaakceptuje to wódka i lody.
- Jeśli coś się będzie działo masz do mnie dzwonić. - powiedział, a ja pokiwałam głową i gdy zatrzymał się pod moim blokiem wysiadłam z auta, zamykając za sobą drzwi. Kilka minut i będę w domu, w końcu sama.

CZYTASZ
Danger
RomancePoznałam go przypadkiem, uciekając od codzienności, szukałam samotności, a nie mężczyzny, ale wyleciałam sama i wróciłam z nim. Myślałam, że go znam, prawda okazała się inna, ale czy napewno gorsza ?