33.

477 12 0
                                    

Usiadłam w fotelu, w salonie i spojrzałam na Nick'a, który siedzi na kanapie i daje medykowi zszyć ranę, wróciliśmy godzinę temu bo na szczęście Bug zdążył zadzwonić zanim pilot odleciał i daliśmy radę wrócić.

- Więc jakie uszkodzenia ? - zapytałam, biorąc łyk wina.
- Głównie tkanki więc miał więcej szczęścia niż moglibyśmy się spodziewać. - odpowiedział, zakładając kolejny szew.
- Słyszałeś ? - zapytałam Nicka, przez co zmierzył mnie ostrym spojrzeniem, kręcąc lekko głową. - Siedzisz w domu. - dodałam wyraźnie, a on wziął wdech bo już w samolocie go męczyłam, ale nie nudzi mnie to, nawet Emilio utrzymuje mi w tym towarzystwo.
- Zero ruchu. - dodał mój szwagier.
- Zero seksu. - kontynuowałam, przybijając sobie piątkę z Emilio.
- Nienawidzę was. - burknął, odchylając głowę do tyłu.
- Wina ? - zapytał Emilio, łapiąc za butelkę z blatu.
- Chętnie. - odpowiedziałam, podnosząc pusty już kieliszek, a on nalał mi alkoholu.
- Jest jeszcze gorzej kiedy trzymacie ze sobą. - dodał Nick, patrząc na nas z dołu. - Jesteście kurwa nieznośni. - syknął, a ja pokiwałam lekko głową.
- Leki przestają działać ? - zapytałam, a medyk kiwnął głową. - Da się dać więcej ? Z nimi był przyjemniejszy. - przyznałam, biorąc łyk wina.
- Dostał maksymalną dawkę. - mruknął, na co westchnęłam cicho.
- Więc salute. - westchnęłam, wypijając alkohol na raz.
- Ja ci kurwa dam salute. - syknął mój przekochany narzeczony, który od ostatniej godziny zwyzywał mnie bardziej niż zwykle.
- celibato. - zaakcentowałam, przez co Emilio roześmiał się w głos, siadając na podłokietniku fotela, na którym siedzę.
- Ale zobacz, zaczęła się uczyć włoskiego. - zauważył, a ja pokiwałam głową.
- morirai di una morte tragica. (Zginiecie śmiercią tragiczną) - jęknął, na co uniosłam brwi. Ale, że aż tak ostro.
- Hej, pamiętaj że mam za ciebie wyjść. - przypomniałam, przez co spojrzał na mnie nienawistnie. - Albo i nie. - dodałam, marszcząc brwi.
- Tak, chyba zaraz ślubu nie będzie. - szepnął Emilio, pochylając się w moją stronę, a ja pokiwałam głową.
- Wynocha do kuchni. - podniósł głos, przez co wstałam i wzięłam butelkę, ruszając szybkim krokiem do kuchni, a Emilio za mną.
- Przerąbaliśmy sobie. - stwierdził, a ja pokiwałam głową.
- Ale miał rozcinane ramię żeby wyjąć resztki kuli, łatwo go było zdenerwować. - mruknęłam, biorąc łyk wina z butelki bo nie wiem po co był mi ten kieliszek.
- Cóż, nie cierpmy dalej, a pijmy. - powiedział, biorąc butelkę z mojej dłoni. - Wiesz co, jesteś całkiem znośna. - przyznał, przez co zaśmiałam się lekko i wzięłam łyk alkoholu.
- Też nie jesteś taki zły. - wzruszyłam ramionami i posłałam mu uśmiech.
- I jak tylko myśle o tych zaproszeniach wysłanych do rodziców. - jęknął, uchylając się na nogach i odchylił głowę w tył.
- Muszą je dostać ? - zapytałam, lekko się krzywiąc.
- Zdecydowanie, wiesz jak matka się wścieknie ? - zapytał podekscytowany i pierwszy raz widzę go tak zadowolonego.
- Masz coś nie tak z głową. - stwierdziłam, a on machnął ręką.
- Nie, z tobą jest coś nie tak jeśli chcesz sprzedać sieć hoteli zamiast zarobić jeszcze więcej na nich. - odpowiedział, ale nigdy tak o tym nie myślałam. Dla mnie to tylko obciążenie.
- I znowu robisz się denerwujący. - zauważyłam, przez co uniósł dłonie w geście kapitulacji.
- Zajmę się rachunkowością. - obiecał, a ja pokiwałam lekko głową.
- Pasuje. - powiedziałam, wydymając lekko usta. - Naprawdę to zrobisz ? - zapytałam, marszcząc brwi.
- U Nicka tylko sprawdzam co się dzieje, nudzi mi się w życiu, a mam łeb do takich rzeczy. - wzruszył ramionami i zabrał mi butelkę.
- Okej, zaufam ci. - mruknęłam, ruszając powolnym krokiem do salonu, gdzie Nick był już sam i leżał na kanapie, wyglądając jakby miał już dość. - I jak? - zapytałam, siadając na kanapie obok niego i przerzuciłam nogi przez jego uda. Od razu położył dłoń na moich łydkach i westchnął przeciągle. 
- Dalej mam ochotę was zabić. - mruknął, a ja pokiwałam głową, kładąc swoją dłoń na jego.
- Też cię kocham. - powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Ta, powiedzmy że wzajemnie. - burknął, przez co parsknęłam śmiechem i pocałowałam go w usta.
- Jutro dzwonię do zarządu hotelu i umawiam spotkanie. - mruknęłam niechętnie, ale on za to się ożywił i uniósł kącik ust. - A Emilio obiecał mi pomóc z rachunkowością. - dodałam, przez co pokręcił głową.
- Więc przyjmiesz je oficjalnie ? - zapytał, na co przytaknęłam.
- Tak, jutro już mam umówione z notariuszem spotkanie na ósmą, po tym chce oficjalne spotkanie i muszę ściągnąć tam braci. - przyznałam, przejeżdżając językiem po dolnej wardze.
- Wyglądasz jakby właśnie to było problemem. - zauważył, a ja pokiwałam głową.
- Oni wcale nie chcieli hotelu ani niczego z nimi związanego. - westchnęłam, obracając pierścionek na palcu.
- Ty też nie, ale może wezmą przykład i też zachowają się dorośle. - powiedział, co byłoby planem idealnym, ale nierealnym.
- Tak, pewnie. - mruknęłam, unosząc kącik ust. - Emilio, sprawdź czy pies ma jedzenie. - poprosiłam, obracając głowę w jego stronę.
- Po co ? - zapytał, przez co kiwnęłam głową żeby wyszedł. Posłał mi krytyczne spojrzenie, ale wyszedł, przez co obróciłam się z powrotem w stronę Nicholasa.
- Nick, nie chce cię bardziej wkurzać bo już dzisiaj to zrobiłam dość solidnie. - przyznałam, zagryzając wargę, a on spojrzał na mnie z uniesioną brwią. - Więc tak, na starcie, wasi rodzice będą na weselu, życzenie Emilio. - mruknęłam, unosząc lekko brew, ale szybko ją opuściłam. - Jutro jadę do głównego hotelu, później na komendę i wracam do hotelu, oczywiście przed tym notariusz, a ty musisz zadbać o psa, dom i obiad. - dodałam, a on pokiwał głową. - I do tego musisz iść do mojego mieszkania bo na dzisiaj umówiłam się z wykonawcą na sprawdzenie i zaakceptowanie podłóg i ścian, a do tego przyjdzie mi aparat więc siedź na tyłku, odbierz, otwórz, obejrzyj i jeśli będzie cały, zapłać. - poleciłam, przez co patrzył na mnie krzywo.
- Czy ty nie mogłaś rozłożyć tego na tydzień ? - zapytał, ale pokręciłam głową.
- Myślałam, że raczej zirytuje cię fakt, że rządze się twoimi pieniędzmi. - stwierdziłam, ale tylko uniósł brew, prychając cicho.
- To mnie nie rusza. - zapewnił, co jest niesamowicie pocieszające bo jedna rzecz już go nie irytuje. - Ale dlaczego kurwa moi rodzice mają być na weselu? Twoich nie będzie. - oburzył się, przez co uniosłam brwi.
- Bo jedna połowa nie żyje, a druga pozywa mnie do sądu ? - zapytałam ironicznie, kręcąc głową. - Nie denerwuj mnie, Emilio chce żeby byli, żeby ich zirytować, to jest jego życzenie, a ja chętnie spróbuje dogadać się z twoimi rodzicami po raz drugi. - powiedziałam, biorąc wdech.
- Z kim ty chcesz się dogadać ? Już łatwiej byłoby zejść do piekła i dogadać się z cholernym diabłem. - prychnął, na co westchnęłam, odchylając głowę.
- To tam idź i się z nim dogadaj, ja zostanę przy twoich rodzicach. - mruknęłam, przez co posłał mi ostre spojrzenie. - Co ? Już i tak mam pojebaną rodzine, nie chce wżenić się w coś jeszcze bardziej dysfunkcyjnego przez to, że mnie nienawidzą. - westchnęłam, wstając z miejsca. - Ale skoro chcesz, nie zapraszaj, może nie spróbują mnie zabić. - wymusiłam sztuczny uśmiech i ruszyłam do kuchni.
- Kayllen! Przestań ! - krzyknął za mną, ale weszłam do pomieszczenia i wzięłam z blatu butelkę wina. Podniosłam wzrok na Emilio, który patrzy na mnie znad dużego kieliszka wina i się nie odzywa.
- No, mów. - westchnęłam, biorąc łyk z butelki.
- Nie, nic. - mruknął niewinnie, wzruszając lekko ramionami. - Ale rodzice raczej nie spróbują się ciebie pozbyć. - dodał, przez co pokręciłam głową i dopiłam alkohol na raz, sięgając do lodówki, z której wyjęłam tequile i postawiłam na blacie.
- Okej, już nic nie mów, po prostu obaj siedźcie cicho i róbcie cokolwiek chcecie, ja nie mam rodziny, którą chce zaprosić, zaproście jedynie moich braci, Chloe z Casey'em i Masy. - machnęłam ręka, otwierając butelkę i wzięłam z szafki szklankę. Nalałam do niej alkohol i wypiłam na raz, lekko się krzywiąc.
- Nie masz nikogo kogo chciałabyś zaprosić ? - zapytał z lekka w szoku, przez co na niego spojrzałam.
- Może jedynie ciocia Elloisse z wujkiem Rick'iem i kuzynką. - mruknęłam, nalewając więcej alkoholu.
- Tyle? Dziewięć osób? - zapytał, unosząc brwi, a ja przytaknęłam, opróżniając kolejną porcje alkoholu.
- A od was z trzysta ? - westchnęłam, na co przytaknął.
- No, nasza rodzina, zaprzyjaźnione rodziny, szefowie grup kilku krajów. - mruknął, a ja pokiwałam głową, spoglądając na szklankę i wzięłam butelkę, ciągnąc kilka łyków. - Okej, oddaj to. - zażądał i wyrwał mi butelkę, stawiając ją na blat za sobą. - Kayllen, to ma być twój dzień, zastanów się czy tylko tyle osób. - poprosił, ale nie zareagowałam bo nie ma na co.
- Róbcie dalej co chcecie, ja powiedziałam jedynie kogo chce na swoim ślubie z moich bliskich, dziewięć osób mi starczy. - zapewniłam i obróciłam się na pięcie, wychodząc z kuchni. Coś czuje, że to nie będzie zbyt radosny okres.

DangerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz