Rozdział 7

304 26 1
                                    

27.06.2014r. - poniedziałek

~~Elena~~

   Dzisiaj zakończenie roku szkolnego. Siedziałam między jedną z moich koleżanek z klasy, a zgadnijcie kim - Oscarem. Nie wiem jaki idiota ustalał miejsca, skoro moje nazwisko rozpoczyna się na literę M, a jego na E. Nicole siedziała po drugiej stronie dziedzińca z innymi pierwszoklasistami, a Elsa, która nas tu przywiozła, gdzieś z resztą gości.  Ostatnioklasiści uroczystość mieli zaraz po nas, tak więc z Thomsem mogłam spotkać się dopiero w południe.
   Po chwili na specjalnie rozłożoną na te okazję scenę wszedł dyrektor szkoły. Był to czterdziestoparolerni mężczyzna z szóstką dzieci i chyba pięcioma kotami. Mogę też przysiąc, że na rozpoczęciu roku towarzyszyła mu inna kobieta. Rozpoczął swoje przemówienie o tym jak to nauka ważna jest w życiu. Starałam się słuchać, ale co chwila wydawało mi się, że zasypiam. Po piętnastu minutach przynudzania poczułam dłoń na kolanie.
-O czym on mówi? - spojrzałam na uśmiechniętego Oscara.
-Chciałabym to wiedzieć - zaśmiałam się.
   Popatrzyłam wymownie na jego rękę, ale on wydawał się tego nie zauważać, wpatrywał się w ścianę szkoły o czymś rozmyślając. Moja spódniczka kończyła się tuż przed kolanem, więc doskonale czułam jego ciepłą skórę na swojej. To było nawet przyjemne uczucie. Tom rzadko wykonywał takie małe, pozornie nic nie znaczące gesty. Postanowiłam nic z tym nie robić. To przecież nie zdrada, prawda?
   W końcu dyrektor skończył i zaczął odczytywać listę wyróżnionych uczniów. Kiedy Nicole odebrała gratulacje czy co to tam było, usłyszałam swoje imię i nazwisko.
-No idź, kujonie - wstając uderzyłam siedzącego obok blondyna w głowę.
-Ał?
-Przepraszam, myślałam, że to jakoś pomoże na twoją głupotę.  Pewnie się myliłam.
   Odbierając dyplom spojrzałam w tłum. Elsa spoglądała na mnie z dumnym uśmiechem. Zawsze była na wszystkich apelach, chcąc być przykładową opiekunką. Bo na matkę raczej się jeszcze nie nadawała.
   Uroczystość ciągnęła się chyba jeszcze z dwie godziny. Po zakończeniu próbowałam odnaleźć wśród ludzi Els, ale nigdzie jej nie widziałam. W końcu zdecydowałam się podejść do Nicki i reszty paczki.
-Hm... hej?
-Elena! Dobrze cię widzieć! - wykrzyknął zawsze pozytywnie nastawiony Felix i mnie przytulił.
-Ciebie też, Felix? - powiedziałam z wahaniem, klepiąc go po plecach.
-Nareszcie wakacje!
-Okay, Fel, wszyscy wiedzą. Wiemy, że czekałeś na to 10 miesięcy, ale się uspokuj, bo profesor Blejs się gapi - wszyscy spojrzeli na skrzywionego starszego pana.
-Idziemy na pizzę, przejdziesz się z nami? - zapytała moja siostra.
-Nie wiem... Thomas...
-Oh, przestań. Thomas skończy najwcześniej za trzy godziny. W tym czasie zdążysz nawet pójść do domu i się przebrać - przerwał mi zniecierpliwiony Oscar.
-Sugerujesz, że źle w tym wyglądam? - uniosłam brwi, patrząc na niego.
-Uuu, chłopie wchodzisz na cienki grunt - wtrącił Og.
-Tak! To znaczy nie! Chodzi o to, że... no wiesz...
-Nie wiem.
-No, bo...
Jego wytłumaczenia przerwało przyjście Elsy.
-Dzieciaki, podwieźć was gdzieś?
-Jasne! - wykrzyknęła Nicole i pobiegła (na obcasach) w stronę samochodu.
Zostałam trochę w tyle, a po chwili dołączył do mnie już nie tak zmieszany Enestad.
-Będzie jak za dawnych czasów.

//
Hejka,
długo nic nie dodawałam, ale nie wyrabiam ze szkołą i tym wszystkim. Rozdział krótki, bo nie mam dostępu do komputera, a na telefonie źle mi się pisze. Postaram się dodać następny jak najszybciej.

Life is a surprise • o.e • o.rOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz