15.07.2014r. - czwartek
~~Elena~~
Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Nie żebym miała taką słabą głowę czy coś, ale Lii zachciało się świętować i trochę przesadziłyśmy. Moja pamięć urywała się po zamówieniu chyba czwartego drinka. Byłam jednak pewna, że z dziewczynami dotarłyśmy bezpiecznie do domu, bo czułam charakterystyczny zapach pelargonii, które w domu Lii były wszędzie. Jej mama była wielką fanką tych kwiatów.
Pulsowanie w skroniach zniechęcało mnie do otworzenia oczu. Poleżałabym jeszcze trochę, ale zgłodniałam. Otworzyłam oczy i zaraz je zamknęłam, ponieważ oślepiło mnie światło. Czemu nie zasłoniłam zasłon na noc? Zawsze o tym pamiętałam, szczególnie że blondynka miała w domu ogromne okna, przez którego było bardzo dużo widać.
Obróciłam się tyłem do okna i dopiero wtedy ponownie uchyliłam powieki. Tu jednak spotkał mnie kolejny szok. Co do kurwy Oscar Enestad robił w moim łóżku? Otworzyłam szeroko oczy i powstrzymałam się od głośnego jęku. Czy my... Nie, niemożliwe... prawda?
Ale jeśli... Nie. Muszę wstać.
Najciszej jak potrafiłam zsunęłam się z łóżka i tutaj kolejne zdziwnie. To nie był mój pokój. Czyli to nie Oscar był w moim łóżku, a ja w jego. Świetnie. I nadal nie pamiętałam w jaki sposób tam trafiłam.
Ze strachem uchyliłam drzwi. Na szczęście nie skrzypiały. Jeszcze tylko brakowało mi porannej konfrontacji z Oscarem. Czy my robiliśmy coś czego nie powinniśmy? Raczej nie, byłam jeszcze we wczorajszej sukience. On też był w pełni ubrany. Po seksie chyba wyglądalibyśmy z lekka inaczej.
W pokoju przebrałam się w szorty i moją ulubioną zieloną bluzkę. Dopiero wtedy spojrzałam w lustro. Delikatnie mówiąc wyglądałam okropnie. Pod oczami miałam resztki tuszu, szminka zamiast na ustach była rozmazana wokół nich, podkład został pewnie na poduszce Oscara. Zmyłam szybko z siebie tę maskarę i pomalowałam się na nowo. Zrezygnowałam jednak z kresek i szminki. Ręka mi się trzęsła, a głowa potrzebowała tabletki przeciwbólowej. Skierowałam się do kuchni gdzie zażyłam tabletkę i zjadłam śniadanie, składające się z kanapek. Wszyscy jeszcze spali co było mi na rękę. Mogłam spokojnie pomyśleć o zaistniałej sytuacji. Obudziłam się w łóżku Oscara. W ubraniach. Okay, czułam się z tym spokojniejsza. Szminkę miałam rozmazaną na połowie twarzy, co już nie było takie fajne. Tak się dzieje, kiedy się z kimś całujesz, prawda? Zawsze przy pocałunku z Thomasem byłam bez make up'u. No dobra. Można powiedzieć, że się całowaliśmy. Ale tylko? Cholera, dlaczego nic nie pamiętam. Spojrzałam w lustro wiszące w przedpokoju, szukając jakichkolwiek oznak mojego możliwego zbliżenia z Enestadem. Oglądałam się z każdej strony, nawet nie wiedząc czego szukam. Miałam odpuścić, kiedy w oczy rzuciła mi się czerwoną plamka wystająca spod koszulki. Odchyliłam ramiączko i głośno wciągnęłam powietrze. Malinka. Cholera. Coraz bardziej zaczynałam myśleć, że czy między nami do czegoś doszło do czegoś poważnego. I nadal nie mogłam sobie nic przypomnieć. Zdecydowanie wczoraj przecholowałam, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się upić aż tak, żeby nic nie pamiętać, a nie byłam jakąś znowu abstynentką. Dotknęłam czerwonego miejsca na skórze i skrzywiłam się. Zabolało. Thomas nie robił mi malinek, więc nie byłam przyzwyczajona do tego uczucia. Właśnie. Thomas. Pamiętam, ze wczoraj do niego dzwoniłam i nie odebrał (jak zresztą od kilku dni). Wysłałam mu też parę wiadomości, ale ten nie dawał żadnego znaku życia. Dla pewności sprawdziłam komórkę, bo może coś wczoraj mnie ominęło, ale nie. Nic. Zaczynałam się martwić, bo może coś mu się stało. Albo... nie wiem. Tak nagle przestał odpisywać. Może teraz leży w szpitalu, a ja sobie baluję. I nie wiadomo co jeszcze robię.
O cholera. Jasna cholera. Czy ja go wczoraj zdradziłam? Nie zrobiłam tego, prawda? Nie mogłam. Nawet po pijaku nie byłabym w stanie. Kocham go przecież. Nie jesteśmy może tą książkową/filmową parą, która na każdym kroku wyznaje sobie miłość (Tom nie jest zbyt uczuciowym czlowiekiem), ale kocham go. Nie mam tych głupich motylków, no ale proszę, to jakaś bujda. Przecież zakochanie przeżywamy dzięki mózgowi. A mój mózg wiedział wczoraj dobrze, kogo kocham i nie pozwoliłby mi na popełnienie takiego błędu.
Chciałam się dowiedzieć co się wczoraj działo. Po namyśle skierowałam się do pokoju Lii. Ona pewnie pamięta.
Zapukałam cicho w drzwi. Czekałam chwilę, ale nie otworzyła, więc weszłam sama. Blondynka jeszcze spała, więc odsunęłam zasłony i rzuciłam ją najbliższą poduszką. Sory, ale w tej sytuacji nie ma miejsca na delikatność. Lia podniosła głowę i odgarnęła z twarzy żółtą szopę.
-Co? - burknęła niemiło. Oho, nie tylko ja będę mieć dzisiaj kaca.
-Co się wczoraj stało? - zapytałam, siadając po turecku na łóżku.
-
CZYTASZ
Life is a surprise • o.e • o.r
FanfictionŻycie nie jest nudne Życie nie jest monotonne Życie nie jest przewidywalne Życie jest niespodzianką