Rozdział 26

195 19 0
                                    

14.07.2014r. - środa

~~Nicole~~

Obudziło mnie słońce. Teoretycznie ta mała szmata nie powinna tego zrobić, bo zasłoniłam zasłony, ale takie upierdliwe stworzenia zawsze znajdą sposób, aby uprzykrzyć człowiekowi życie. Czy bałwan kiedykolwiek sprawił człowiekowi jakiś kłopot? Nie. Przynajmniej ja o czymś takim nigdy nie słyszałam. A słońce niedługo wybuchnie i nas wszystkich wymorduje. No co? Taka prawda.

Zrzuciłam z siebie koc i położyłam stopy na rozgrzanych panelach. Jak bardzo nie lubiłam słońca, tak bardzo kochałam nagrzane drewno. Postanowiłam się ubrać, bo przecież nie będę latać o domu w samym staniku. Znaczy... robiłam to często, ale przeważnie gdy nie było nikogo w domu. W moim domu. Nie będę latać w staniku po czyimś domu. Nawet jeśli był to dom mojej przyjaciółki.

Narzuciłam na siebie luźny top i białe spodnie z dziurami na kolanach. Elena pewnie powie, że jestem głupia, ale mi w cale nie jest tak gorąco w nich. Przecież nie są czarne.

Schowałam telefon do tylnej kieszeni, razem ze słuchawkami. Byłam przeciwniczką przechowywania w ten sposób komórki, ale nie miałam przednich kieszeni, a przecież nie będę chodzić po domu z torebką. Telefon jednak muszę mieć. Tylko przy mnie jest bezpieczny.

W kuchni nikogo nie było, śniadania też. Wzięłam sobie banana i skierowałam się do pokoju Omara. Nudziło mi się, a tak to przynajmniej będę mogła pobawić się jego iphon'em. Skórkę po bananie wyrzuciłam do kosza na korytarzu. Kto w ogóle trzyma kosz na korytarzu? Może Holandii jest taki zwyczaj? Nie wiem, ale jest dziwny.

Omar jak zawsze leżał rozwalony na całe łóżko. Dwuosobowe łóżko. Zamknęłam za sobą drzwi i skoczyłam na materac. Wylądowałam obok chłopaka, na szczęście nie robiąc mu krzywdy. Ostatnio jak tak zrobiłam skończyło się wybitym palcem. Rudberg otworzył szybko oczy i się rozejrzał. Widząc mnie uśmiechnął się i obrócił tak, aby leżeć nade mną. Oparł łokieć obok mojej głowy i pochylił się. Zanim zdążyłam pomyśleć co się dzieje, poczułam jego usta na swoich. Nie byłam puszczalska czy coś, ale trzeba przyznać, że całowałam w swoim życiu wielu chłopaków i żaden nie całował tak dobrze jak Omar. Chciałam objąć go za szyję, przyciągnąć bliżej i oddać pocałunek, ale w porę przypomniałam sobie co się dzieje. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej i lekko popchnęłam. Oszołomiony chłopak tworzył szeroko oczy i odsunął się.

-Nicole... przepraszam... ja... ja nie chciałem - nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc po prostu wstałam i szybko wyszłam z pokoju. Byłam lekko zdezorientowana. Czy to stało się naprawdę? Słysząc kroki Omara, przyśpieszyłam i z impetem wypadłam przed dom. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie teraz. Najpierw musiałam wszystko sobie poukładać.

Przebiegłam parę przecznic i weszłam do najbliższej księgarni. Było tu dość dużo sklepów i gdyby Omar postanowił za mną iść na pewno nie wiedziałby gdzie jestem, ale i tak skierowałam się do najdalszego działu. Romanse. Co za ironia.

Usiadłam przy regale i udawałam, że przeglądam książki z najniższej półki. Wysłałam jeszcze sms'a do Leny, żeby się nie martwili i ułożyli jakoś dzień beze mnie. Potrzebowałam dzisiaj tylko swojego towarzystwa. Potrzebowałam pomyśleć. Bo... co się właśnie stało? Dlaczego Omar mnie pocałował? Spodziewał się kogoś innego? Nie, to byłoby bez sensu. Molly powiedziałaby mi gdyby coś się między nimi wydarzyło, wszystkim wiadomo, że w Elenie zakochany jest Oscar, a z Lią nawet za bardzo za sobą nie przepadali. Owszem, nie byli do siebie wrogo nastawieni, ale nie byli również za bardzo zżyci. O co więc chodzi? Zrobił to specjalnie? Lena czasem czyniła mi jakieś głupie aluzje, ale nie brałam ich na poważnie, no bo jak to... Omar. Zakochany we mnie? Przecież się przyjaźniliśmy. Uważałam, że jest bardzo przystojny i czasem byłam zazdrosna, ale to tylko przez tę moją terytorialność. Czasem byłam nawet zazdrosna o Molly, kiedy spędzała czas z Eleną czy kimś innym, więc nie w tym rzecz. Nie zauważyłam zresztą, aby Omar zachowywał się jakoś inaczej w stosunku do mnie. Czasem bywał oczywiście nieufny w stosunku do innych chłopaków, ostatnio nawet bardziej niż zwykle, ale mówił, że po prostu się martwi. Czyżby wynikało to z czegoś innego? I czy potrafiłam być aż tak krótkowzroczna i tego nie widzieć?

Po godzinie posiadałam więcej pytań niż odpowiedzi, a ekspedientki zaczęły dziwnie na mnie patrzeć, więc zebrałam się i wyszłam. Kupiłabym dla niepoznaki jakąś powieść, ale nie przepadam za romansidłami, zresztą w kieszeni miałam tylko 20 euro i jakieś drobne, a chciałam jeszcze coś zjeść. Była 13:30, więc uznałam, że przydałoby się pożywić i kupiłam sobie hot-doga. Postanowiłam, że zostawię sobie trochę pieniędzy, bo nie wiedziałam ile jeszcze będę włóczyć się po mieście. Przechodząc przez park nadal rozmyślałam o porannym wydarzeniu i zdałam sobie sprawę, że nie zadałam sobie najistotniejszego pytania. Czy ja tego chciałam?

Czy chciałam, aby Omar mnie pocałował? Czy chciałabym, żeby ten pocałunek przerodził się w coś więcej? Omar był cudownym przyjacielem... ale właśnie - przyjacielem. Nie wiem czy chciałabym tracić taką przyjaźń na rzecz miłości, która może się w każdej chwili rozpaść. Nie uważałam naszej więzi za tak kruchą, ale powiedzmy sobie szczerze - żaden związek nie trwa wiecznie, a ja nie chciałam stracić Omara. Jednocześnie wiedziałam, że teraz już na pewno nie będzie jak dawniej. Nawet jeśli wcześniej Omar krył się ze swoim uczuciem do mnie, teraz już wiem i nasza przyjaźń nie będzie już taka sama. Byłam w tym momencie okropną egoistką, ale nie łatwo znaleźć takiego przyjaciela. Oczywiście, że reszta była mi bliska. Z Molly byłam związana prawie tak jak z Rudbergiem, ale... ale co? Po prostu nie chciałam go nigdy stracić. Jakkolwiek egoistyczne to nie było, taka była prawda.

Nie będę kłamać, że miałam już ułożoną przyszłość u boku kochającego męża, z dwójką dzieci, w domu obok rodziny Rudberg, z których dziećmi przyjaźniłyby się moje maluchy. Nie. Tak naprawdę nie wiedziałam nawet jaki zawód chcę wykonywać, a co dopiero rodzina i cała reszta. Zawsze jednak myślałam, że Omar będzie u mojego boku, żeby w każdej chwili mnie wesprzeć. Gdybyśmy brnęli dalej w to, co stało się dziś rano, możliwe że kiedyś już byśmy nie byli najlepszymi przyjaciółmi. Bo ta kwestia była chyba jak dotąd najjaśniejsza - nawet jeśli odważyłabym się zaryzykować, nie wątpię, że będąc parą, nadal bylibyśmy przede wszystkim przyjaciółmi. Zaryzykować... właśnie, czy życie nie było jednym wielkim ryzykiem? Jedną wielką niespodzianką... Może tak właśnie miało być? Może po to jest ta podróż? Jeszcze wczoraj mówiłam Lenie, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jeszcze wczoraj miałam przeczucie. Może o to chodziło. Może tak miało się stać. Ale co powinnam teraz zrobić? Tyle razu wyzywałam bohaterki książek, że wahają się przed związkiem z takim chłopakiem. Teraz wiem jak się czuły. Tutaj na szali ważyło się wszystko. Moja przyjaźń z Omarem, moja relacja z nim. Wszystko na czym mi zależało. Mogłam zaryzykować, mogłam, oczywiście. Ale czy było warto? Czy było warto ryzykować naszą przyjaźń? Gdyby nie o mnie chodziło, powiedziałabym TAK. Teraz sama nie wiem co jest odpowiednie.

Wiele razy ryzykowałam w swoim życiu. W różnych sprawach. Czasem były to drobnostki - sprawdzian z chemii, urwanie się z lekcji. Czasem coś poważniejszego - skok z klifu, prowadzenie auta bez niczyjej pomocy, chociaż siedziałam za kółkiem drugi raz w życiu. Teraz jednak na szali ważyło się coś ważniejszego niż nieobecność na lekcji, czy wstrząśnienie mózgu. Rozum podpowiadał mi, abym to przemyślała jeszcze dokładniej, ale wiedziałam, że choćbym myślała trzy dni i tak nie doszłabym do niczego więcej niż teraz. Trzeba było decydować. Wóz albo przewóz. Ryzyko albo zepsucie naszej relacji. Chciało mi się płakać na myśl, że mógłby mnie opuścić, ale równie mocno bolało wyobrażenie naszych sztywnych relacji. Racjonalne myślenie zabierało za dużo sił i czasu. Tu musiałam zrobić coś, w czym byłam najlepsza. Podjąć wyzwanie i zmierzyć się z konsekwencjami.

Było już popołudnie. Wstałam z ławki i ruszyłam do domu.

______________
Ok ten rozdział był zaplanowany jeszcze przed prologiem, a i tak wyszedł inaczej niż sobie wyobrażałam

Ale... OMG W KOŃCU

Ej w ogóle jaram sie, bo kilka dni do Kosogłosa, mam już bilety na maraton i kilka osób z naszej ekipy nie jedzie, ale i tak będzie nas jakoś z 10. Chcę już piątek, jezu

No to miłego czekania na nastepny czy coś xD

Life is a surprise • o.e • o.rOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz