Rozdział 10

396 35 2
                                    

28.06.2014r. - wtorek

~~Elena~~

Szczerze? Lubię czerwiec. Lubię lato. Lubię wakacje. Lubie słońce, lubię ciepło. Lubię jeść lody bez narażania się na bolące gardło. Lubię sezon na truskawki, który właśnie się rozpoczął. Lubię chodzić na odkryty basen. Lubię się opalać. Lubię czuć na twarzy promienie słońca.
To właśnie dowód jak bardzo ja i Nicole się różnimy.
Ona lubi grudzień. Lubi zimę. Lubi ferie i Święta Bożego Narodzenia. Lubi śnieg, lubi zimno. Ma gdzieś czy będzie ją bolało gardło, jeśli zje dwa pudełka lodów. Lubi kiwi, na które sezon jest cały rok. Lubi jeździć na desce snowboardowej i chodzić z przyjaciółmi na sanki. Ona nie musi sie opalać. Lubi robić aniołki w śniegu i rzucać się śnieżkami.
Ale jednak jesteśmy podobne.
Nienawidzimy przełomu jesieni i zimy. Ale lubimy jesień. Nie możemy ścierpieć mżawki, ale kochamy konkretny deszcz. Lubimy wtedy siedzieć owinięte w koce z herbatą w ręce i czytać książki przy nikłym świetle lampki (chyba, że to noc. Wtedy przezucamy się na nasz ulubiony serial kryminalistyczny). Uwielbiamy maliny. Lubimy hustać się na huśtawkach na placu zabaw, ale nie na karuzeli. Lubimy robić razem ciasteczka i sorbet owocowy o jedenstej w nocy. Lubimy wymykać się przez balkon, podczas szalbanu, tylko po to, by iść do Starbucksa. Razem lepimy bałwana, śpiewając piosenki z "Krainy Lodu". Razem chodzimy na plotki do pani psycholog, tylko żeby wyjeść jej wszystkie cukierki. Razem chodzimy do MacDonalda tylko po to, żeby pochwalić się na chłopców.

Wyrzuciłam pusty już kubek po kawie do kosza i skierowałam się w stronę pobliskiego parku. Powinnam teraz zastanawiać się nad propozycją Nicole, ale moje myśli ciągle ulatywały w inną stronę. Po wyjściu z domu obeszłam dwa razy całą ulicę, pojechałam autobusem do centrum, gdzie siedziałam przez chwilę w bibliotece (wyszłam stamtąd z dwoma książkami, dobrze, że wzięłam jeszcze przed wyjściewm torebkę), zjadłam śniadanie w jakimś nowootwartym barze (bardzo smaczne, ale osobiście do kanapki dodałabym mniej musztardy), napisałam do Thomasa z prośbą o spotknie, ale miał jakiś bardzo ważny trening, kupiłam nową torebkę (nie mogłam sie oprzeć, była taka śliczna), weszłam do mojej ulubionej kawiarnii na moje ulubione ciastko, którego nie było, więc wzięłam moją ulubioną muffinkę jagodową (była pyszna), pojechałam tramwajem do innej części miasta, posiedziałam chwilę w KFC, poszłam do Starbucksa na kawę i kierowałam sie teraz do parku.
Usiadłam na ławce i widokiem na jezioro i zastanowiłam się nad tym wyjazdem. Może to nawet dobry pomysł? Spędziłabym trochę więcej czasu z siostrą, zwiedziłabym piękne miejsca, przeżyłabym wakacyjną przygodę. Z drugiej strony pojawiał się Oscar... Może jeszcze bym go zniosła, ale co z resztą? Nadal będziemy mieć tematy do rozmów? Może będę jakimś odrzutkiem? Jadę tam tylko po to, by ich przypilnować czy także spędzić miło czas? Poprawka: jechałabym. Pozostaje jeszcze jedna kwestia, a mianowicie - Thomas. Jest w końcu moim chłopakiem, powinien chyba mieć coś do powiedzenia w tej sprawie. Może ma jakieś palny związane ze mną? Nie chce, żebym przegapiła ważnego meczu? Może przez wakacje chce spędzić ze mną więcej czasu?
Poczułam czyjąs obecność obok siebie. Siedziałam pochylona, z łokciami opartymi na kolanach i wzrokiem wbitym w jezioro, więc nie widziałam kto to. Zapewne jakaś staruszka, albo matka z dzieckiem, ktora postanowiła wybrać się w tak piękny dzień na spacer, więc nie zwracałam sobie głowy. Chciałam wrócić do rozważań, ale przeszkodził mi czyiś dotyk na plecach.
-Pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo.
Odwróciłam się w stronę delikatnie uśmiechniętego Oscara. Przed przyjściem tutaj musiał jeszcze zawitać w domu, bo ubrany był w niebieską koszulkę oraz zwykłe jeansy, a jego włosy były widocznie po umyciu. Zauważyłam, że w drugiej ręce trzyma dwa wafelki z lodami.
-Lubię samotność - odpowiedziałam niepewnie.
-Ale ja nie.
-Przecież masz kolegów - uniosłam brwi.
-Mam - zaśmiał się. - Ale Omar woli spędzać czas z Nicole, - o tym akurat dobrze wiedziałam. - Felix gdzieś poszedł i nie odbiera telefonu, a Og bierze lekcje fancuskiego.
-Bierze lekcje francuskiego? - poczułam się zdezorientowana.
-Tak - chłopak się zaśmiał. - Chce czarować francuski, na naszym wyjeździe - no tak wyjazd... teraz na pewno tego nie przemyślę.
Blondyn zauważył moją konsentrację i wyciągnął rękę.
-Truskawkowe. Mam nadzieję, że jeszcze lubisz - podał mi wafelek, uśmiechając się.
Czy lubię? Kocham.
-Dzięki - mruknęłam, nie chcąc pokazać jak ucieszył mnie ten mały gest. Tommy nigdy nie pamiętał co lubię, a czego nie.
-To jak, myślałaś nad tym pomysłem? - zapytał po chwili ciszy.
-Tak, jakby. Mam jeszcze wątpliwości...
-Podziel się nimi ze mną, rozwieję je - powiedział siadając bliżej i obejmując mnie ramieniem.
W pierwszej chwili chciałam się odsunąć, ale to nie był taki chamski dotyk jak zwykle. Obejmował mnie delikatnie, jakby chcąc dodać mi otuchy. Doznałam też dziwnego przeczucia, że gdybym się odsunęła, sprawiłabym mu przykrość.
Opowiedziałam mu o wszystkim co myśłałam na ten temat. O uczuciu odrzucenia, o Thomasie i całej reszcie. Chłopak słuchał mnie uważnie, ponownie nie zdając sobie sprawy jaką daje mi to radość, bo nikt ostatnio tego nie robił. Kiedy skończyłam po prostu wstał, nic nie mówiąc i wykonał gest, bym poszła za nim. Szliśmy tak niecałe 5 minut w ciszy, aż dotarliśmy do pomostu, gdzie Oscar usiadł, zwieszając z niego nogi, a ja zrobiłam to samo.
-Lenny... - westchnął. - Zrozum, że my nadal bardzo cię lubimy. Tak właściwie to ty się od nas odizolowałaś. Zawsze mogłaś do nas przyjść, dosiąść się na obiedzie czy umowić po szkole. Odmawiałaś, kiedy cię zapraszaliśmy, więc w końcu przestaliśmy. Ta podróż to szansa, by było właśnie tak jak kiedyś. Tematy na pewno będą, uwierz mi, przecież prawie wcale nie gadaliśmy przez jakiś rok. A Thomas... czemu ty zawsze robisz wszytsko pod niego? - podniósł odrobinę głos. Jego niechęć do mojego chłopaka było czuć na kilometr. - Tom to, Tom tamto, kiedy ostatnio zrobiłaś coś dla siebie? Kiedy ostatnio mu odmówiłaś? Czy ty w ogóle to kiedyś zrobiłaś? Zrozum, że nie on kieruje twoim życiem. Masz prwo robić co tylko chcesz. Zrób coś w końcu coś, co będziesz chciała ty, a nie on!
-Ale ja nie wiem czy tego chcę! - odkrzyknęłam zdenerwowana.
Znów westchnął.
-Przepraszam. Wiesz, że go nie lubię.
Chciałam, żeby wytłumaczył mi dlaczego, ale miałam już chyba dość poważnych rozmów na dzisiaj.
Oboje patrzyliśmy przed siebie, nie odzywając się. Trąciłam czubkiem buta wodę, a na jej tafli zaczęły tworzyć się małe kółeczka. Wpatrywałam się w to miejsce, próbując coś dostrzec, aż nagle tuż pode mną przepłynęła wielka ryba. Momentalnie zabrałam stopę, a Oscar zachichotał. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, a on uniósł ręce w geście obrony. Spojrzał na zegarek.
-Masz może ochotę wybrać się na obiad?
-Obiad? Która godzina?
-14:20.
14:20?! Już?! Wyjęłam telefon, żeby sprawdzić czy nie żartuje, ale była to prawda. Zauważyłam, że mam trzy nieodebrane połączenia od Nicki i jedno od Elsy. Napisałam im krótkiego sms'a.

Ja: Jestem z Oscarem, będę ok. 16

Nie dostałam odpowiedzi, ale wiedziałam, że któraś z nich na pewno przeczytała.
-Gdzie idziemy? - zapytałam wstając.
-Zobaczysz - uśmiechnął się tajemniczo.
Udaliśmy się w stronę zagajnika i weszliśmy między drzewa. Panował tu miły cień.
-Co będziemy jeść? Wiewiórki?
Pokręcił tylko głową i szedł dalej. W penym momencie niespodziewanie skręcił, przez co prawie go zgubiłam. Przedarliśmy się przez kłujące krzaki i wyszliśmy koło podłużnego, kamiennego budynku. Nigdy tu jeszcze nie byłam.
-Co to jest?
-Bar rybny - powiedział i pociągnął mnie do wejścia.
W środku pachniało pieczoną i smażoną rybą. Wystrój był prosty, ale ładny. Stoły oraz krzesła były drewniane i masywne, ściany wyłożone korą brzozy. Gdzieniegdzie wisiały obrazy, przynoszące mi na myśl stare kryminały, które oglądamy czasem z Els i Nicole. Całość utrzymana była w brązie.
Za kamienną ladą stał starszy mężczyzna o miłej twarzy i sympatycznym spojrzeniu. Uśmiechnął się do nas kiedy podeszliśmy.
-Witaj, Oscarze.
-Dzień dobry, panie Fiss - znał go? Ale skąd? A może po prostu często tu bywał? - To moja przyjaciółka, Elena.
-Miło mi cię poznać, Eleno - mężczyzna uśmiechnął się do mnie.
-Pana także - nie umiałam nieodwzajemnić tego uśmiechu.
-Co wam podać dzieciaki?
-Dla mnie to co zawsze - mężczyzna coś zanotował. Oscar spojrzał na mnie, a ja wzruszylam ramionami. Nie znałam tutejszych specjałów. - Dla Leny sandacza z warzywami na ostro. O! I jeszcze po kubku tego wspaniałego nektaru jabłkowego.
Pan Fiss wszytsko zapisał, a my skierowaliśmy się do stolika przy oknie. Widziałam drogę, wśród drzew owocowych, która zapewne prowadziła do jeziora, a z drugiej strony plac zabaw.
-To sad - powiedział Oscar, widząc na co patrzę. - Pan Fiss utrzymuje się z tego baru i sprzedawania owoców.
-Skąd go znasz? - zapytałam zaciekawiona.
-Przyjaźniłem się kiedyś z jego synem. Często tu przychodziliśmy.
-Oh - nie znałam nikogo o tym nazwisku. - Chodzi do naszej szkoły?
-Nie żyje - wszystko jasne. Umarł jeszcze pewnie przed poznaniem Omara, Og'a i Felixa.
Nie poruszałam tego tematu, zresztą dostaliśmy właśnie nasze talerze i wielki kufel nektaru jabłkowego. Spróbowałam.
-To jest pyszne!

***

-A pamiętasz jak postanowiłyście zostać cheerleaderkami? Nicole musiała występowac na własnym meczu, ty prawie połamałaś sobie nogi, a Molly odmówiła założenia krótkiej spódniczki - chłopak śmiał się do łez.
-Bardzo śmieszne. Już nie będę ci wypominać jak wpadłeś na pomysł, żeby skoczyć w zimę z klifu. Przez trzy miesiące chodziłeś ze złamaną ręką i nabawiłeś się anginy.
-Ja przynajmniej nie zrobilem nikomu krzywdy - wystawił w moją stronę język.
-Naprawdę nie wiedziałam, że ktoś za mną stoi!
Wracałam z Oscarem do domu. Wspominaliśmy zabawne historie i śmialiśmy się z nas samych. Poczułam się jakbyśmy nigdy nie przestali się przyjaźnić. Kiedy dotarliśmy na moją ulicę chlopak się zatrzymał.
-Obok jest przystanek. Pojadę do domu autobusem - pokiwałam głową. - Przemyślisz jeszcze ten wyjazd?
-Przemyślę - uśmiechnęłam się i pożegnałam z nim.
Przypomniałam sobie jego słowa:
Ta podróż to szansa, by było właśnie tak jak kiedyś.

________________________
Oscar taki psycholog :o
Witam was, moi kochani czytelnicy, jak już mówiłam miałam dodawać do weekend i znowu mi się to nie udało, więc dodaję teraz, ale nie martwcie się! W ten weekend też powinno coś być. To chyba mój najdłuższy rozdział, a miał być tylko dodatkiem do 9 xD szczerze mówiąc wydaje mi się, że zepsułam, bo chciałam
żeby Oscar jeszcze trochę pozostał takim chamem. A jak wy sądzicie? Czekam na i opinie

// Lily

Ps. Chciałam dodać taką świetną piosenkę, która tak tu pasuje, Ale oczywiście nie wiem czemu nie mogę. Jeśli chcecie to włączcie sobie "Disconnected" 5 Second of Summer

Life is a surprise • o.e • o.rOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz