Rozdział 30

162 18 1
                                    

15.07.2014r. - czwartek

~~Oscar~~ (A/N co ty tu znowu robisz 😑, spieprzaj to nie jest ff o tobie
.
.
.
No dobra jest
Ale to już ostatni rozdział z twojej perspektywy, Enestad)

To nie tylko pocałunki tworzą miłość. Nie tylko dotyk czyiś rąk na twoim ciele, smak ust czy czułe gesty. To tylko dodatki. Prawdziwa miłość objawia się poczuciem bezpieczeństwa, zaufaniem i wiedzą, że w potrzebie możesz do kogoś zadzwonić, a on ci pomoże. Więc może jest jeszcze szansa na coś?

Spodziewałem obudzić się obok Eleny. Może to było głupie, ale wyobrażałem sobie, że po otwarciu oczu zobaczę jej spokojną twarz i rozrzucone wszędzie włosy. I będę przez chwilę mógł poczuć się jakby to było moje miejsce. To właściwe. Przy niej.
Zamiast tego obudził mnie dzwonek telefonu. Czaicie? Cholerny telefon. A do tego, kiedy poderwałem się z materaca, wystraszony, że dzwonek obudzi Lenę, okazało się, że jestem sam w pokoju. Łóżko było już zimne. Żadnej karteczki. Nic. Co ja sobie wyobrażałem? Oscar, jesteś idiotą.
Ale za to zgadnijcie kto dzwonił. Nie, nie mama. Lenny. Zdziwiłem się, bo hej, zostawiła mnie samego w łóżku, jest pewnie nieźle na mnie wkurwiona i najprawdopodobniej nie ma jej teraz w domu. Ale odebrałem. Może być ciekawie.
-Halo? - zapytałem i odchrząknąłem, gdyż moja poranna chrypka dała mi się we znaki.
-Oscar, ja tylko, mmm... - jej głos wyraźnie drżał. Zaniepokoiło mnie to. To chyba nie przeze mnie, prawda?
-Lenny, coś się stało? - zapytałem. Może tylko mi się wydawało? Nie, dziewczyna była wyraźnie roztrzęsiona. Słyszałem to nawet przez słuchawkę.
-Przyjedź po mnie proszę.
No dobra, na pewno coś się stało. Wystraszylem się, bo chodziło tu w końcu o Elenę. Nie była moją dziewczyną, ani nawet bliską przyjaciółką, ale bardzo mi na niej zależało.
-Gdzie jesteś? - włączyłem głośnik i rozejrzałem się za czystą koszulką. Słyszałem szum i chrzęsty dochodzące z telefonu, pewnie się przemieszczała lub przynajmniej ruszała głową. Po usłyszeniu adresu, poprosiłem ją, aby dała mi pół godziny. Nie kojarzyłem tu nic poza najbliższym marketem i KFC, więc potrzebowałem trochę czasu. Schowałem telefon do kieszeni jeansów i wyszedłem z pokoju.
Sypialnia Lii była na szczęście blisko. Wszedłem bez pukania, bo po co pukać. Pewnie odsypia kaca.
I odsypiała. Dlatego odsłoniłem żaluzje i zabrałem jej kołdrę.
No co? Śpieszy mi się.
-Wypierdalajcie wszyscy! - poderwała się do pozycji siedzącej i złapała za głowę. Cóż, nie trzeba było tyle pić. Mimo to krzyczała dalej. - Czy wy nie widzicie, że umieram?! Dajcie mi spokój choć na dwie godziny!
- Spokojnie, spokojnie. Jedno pytanie. Gdzie jest cukiernia "Berry"?
Opisała skrótowo drogę do lokalu, nie zapominając o wyklinaniu mnie i całego świata co drugie słowo. Przy okazji dowiedziałem się, że wcześniej była u niej Elena. Ciekawe...
-Dzięki czy coś - chciałem podnieść kołdrę i zasłonić okno, ale po chwili stwierdziłem, że skoro jestem 'jebanym, niemoralnym dupkiem, któremu przydałaby się odrobina dyscypliny i przemocy w dzieciństwie' to może zrobić to sama.
Od razu po wyjściu złapałem autobus i pojechałem pod wskazany adres. Czekała mnie jedna przysiadka. Obok przystanku, na którym czekałem na tramwaj była ładnie przystrojona kawiarnia. Patrząc na tulipany w wazonach wpadłem na pomysł.
Sprawdziłem czy zostało mi coś jeszcze w portfelu i poprosiłem miło wyglądającą starszą panią o bukiet żółtych tulipanów.
-Na pewno chcesz tulipany? Ja dałabym jej róże - wzruszyła ramionami, szykując wstążka do kwiatów.
-Skąd pani wie... - może i wyglądała przyjaźnie, ale trochę mnie zaniepokoiła. Starszym paniom nie powinno się ufać.
-Nieważne, 1 róża?
-Trzy - odliczyłem należność i z kwiatami w ręce szybko ulotniłem się z kwiaciarni. Sądziłem, że tylko babcia Omara jest jakąś cholerną wróżką, ale widocznie Amsterdam jest miastem niespodzianek.
Po drodze wysiadłem na złym przystanku i chwilę błądziłem, ale tak miało być ok? Kiedy w końcu dotarłem do cukierni "Berry" odetchnąłem z ulgą. Naprawdę, kto nazywa kawiarnio-cukiernie "Blueberry", "Raspberry" i "Barry", wiedząc, że w sąsiedztwie mają jakąś "Berry". Ludzie to podłe gnojki.
Rozejrzałem się, nigdzie nie widząc Eleny i lekko spanikowałem. Sprawdziłem godzinę. Dotarcie tutaj zajęło mi raptem 30 minut. Miałem już do niej dzwonić, kiedy coś przykuło moją uwagę. Ktoś opierał się o ścianę sąsiedniego zaułku i miał zamknięte oczy. Poprawka, nie ktoś. Elena. Moja Lenny. Poczułem ukłucie smutku widząc ją w takim stanie. Cholera, Oscar, nie bądź cipą. Idź i pociesz swoją kobietę.
-Elena... - zacząłem cicho, idąc w jej stronę. Otworzyła oczy i podniosła się powoli. Wszytko działo się powoli. Łącznie z jej podbiegnięciem do mnie i wtuleniem się w moją klatkę piersiową. I to było cholernie dobre uczucie. To że do mnie zadzwoniła, a teraz przytulała mnie jakbym był kimś więcej. Że nie miałem jak dać jej kwiatów, bo ciasno oplatała mnie rękami i nie chciała puścić. To że mnie potrzebowała.
-Hej, Lenny, może zabiorę Cię do domu, okay? - strasznie mnie korciło, aby zapytać ją co się stało, ale domyślałem się, że nie chciała teraz o tym mówić. Powiedziała niewyraźnie coś, co uznałem za aprobatę, więc odsunąłem się, żeby objąć ją jednym ramieniem. Prowadziłem ją krętymi uliczkami, które zapamiętałem z drogi tutaj. Dziewczyna cały czas milczała, a ja uznałem, że kwiaty były głupim pomysłem. Szedłem teraz z nimi w ręce jak jakiś idiota, bojąc się wręczyć je Elenie.
Musieliśmy czekać piętnaście minut na autobus, który dowiózłby nas pod sam dom. W ciągu tego kwadransu brunetka nie odezwała się ani razu. Zresztą nie wypowiedziała słowa od naszego spotkania. Czułem się naprawdę idiotycznie i rozważałem nawet wywalenie tych róż do kosza, ale stwierdziłem, że to by pewnie było jeszczr bardziej dziwne.
Kiedy zajęliśmy miejsca na tyle busa Elena w końcu się odezwała.
-Po co te kwiaty?
Sądziłem, że wcześniej było przez nie niezręcznie, ale dopiero teraz zrobiło mi się naprawdę głupio.
-Pomyślałem, że może poprawią ci humor czy coś - kątem oka obserwowałem jej reakcję. Nie byłem dobry w te klocki, ale poczułem ulgę, kiedy delikatnie się uśmiechnęła.
-Dziękuję - wzięła je do ręki i powąchała. - Są piękne, chociaż wolę tulipany.
Wielkie dzięki, stara paniusiu.
Nie miałem ochoty wracać do domu. Trochę ze względu na Elenę, bo w końcu mogłem pobyć z nią sam na sam, a tam pewnie zamknie się w swoim pokoju; trochę z tego względu, że tam każdy będzie chciał wiedzieć co się stało, a ona ewidentnie nie miała ochoty o tym opowiadać.
No dobra, oba powody kręciły się wokół niej.
Ostatnio wszystko kręciło się wokół niej.
Zastanawiało mnie co wywołało u niej taką reakcję. Raczej nie ja, bo raczej nie dzwoniłaby wtedy po mnie. Mogła mieć poczucie winy czy coś, bo przecież miała cholernego chłopaka, a obudziła się ze mną w łóżku, co prawda w ubraniach, ale no. Ze słów Lii wynikało też, że nie pamiętała wczorajszego wieczoru, co mogło dodatkowo komplikować sprawę. Ale przecież nie mogła, aż tak gwałtownie zareagować na myśl, że się ze mną przespała. W końcu nie jestem, aż taki zły, prawda? A wyraźnie widziałem ślady pojedynczych łez na jej policzkach i emanujacy od niej smutek. Okropnie chciałem wiedzieć co go u niej wywołało, ale miałem jeszcze trochę wyczucia, więc postanowiłem na razie powstrzymać się od pytań.
Poza tą krótką wymianą zdań podróż minęła nam w ciszy. Tak samo przejście z przystanku do domu i wejście do środka. Nic nie powiedziała, kiedy skierowała się do pokoju. Mimo wszystko poszedłem za nią. Ona jednak nawet nie odwróciła się w moją stronę, po prostu zamknęła za sobą drzwi.
Moją pierwszą reakcją była chęć walenia w drewnianą powłokę, aż nie otworzy i nie wyjaśni mi wszystkiego. Powstrzymałem się jednak. Elena w tym aspekcie była bardzo podobna do siostry. Obie w takich chwilach uciekały od ludzi, pragnąc tylko własnego towarzystwa. Nie chciałem naciskać. Ciekawość zżerała mnie od środka. Chociaż nie tylko ona. Było jeszcze jakieś dziwne uczucie, którego nie potrafiłem opisać. Sprawiało, że chciałem być teraz przy niej, przytulać ją i rozmawiać.
Była 16:30. Wszyscy siedzieli w swoich pokojach i nie zapowiadało się, żeby prędko wyszli. Lazy day? Zdecydowanie. Tylko ja siedziałem pod drzwiami sypialni Eleny, z głupią nadzieją, że wyjdzie i zechce porozmawiać. Raz po raz słyszałem kroki na dole. Z pokoju Og'a dochodził cichy dźwięk muzyki. Nicole była u Omara - wyraźnie słyszałem głosy ich obojgu w jego pokoju. Swoją drogą, byłem ciekawy co się pomiędzy tą dwójką wydarzyło. Nie poszli wczoraj z nami, po powrocie widziałem ich kilka razy. Nicki chyba go unikała. Albo się pokłócili, albo w końcu wydarzyło się coś więcej. Odłożyłem te rozważania na później, bo rozbolała mnie głowa. Za dużo myślenia jak na jeden dzień.
Przez większość czasu przeglądałem instagrama i twittera. Dwa razy poszedłem coś zjeść, ale oprócz tego cały czas czekałem pod drzwiami Lenny. Po dwudziestej wyładowała mi się bateria. Postanowiłem w końcu wejść. Uchyliłem cicho drzwi i rozejrzałem po pokoju. Zasłony przysłaniały światło słońca, ale wyraźnie widziałem brunetke, leżącą na łóżku. Podszedłem bliżej. Spała. Wiedziony impulsem położyłem się obok i odgarnąłem jej włosy z twarzy. Wyglądała pięknie. Objąłem ją jedną ręką, drugą kładąc sobie pod głowę. Dla mnie też to był męczący dzień.
Już drugi dzień pod rząd obudzi się obok mnie w łóżku - pomyślałem, odpływając. No ale cóż - życie to jedna wielka niespodzianka.

_____________________
Ale wy wiecie, że niedługo koniec, nie?

Life is a surprise • o.e • o.rOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz