Rozdział 21

212 25 7
                                    

10.07.2014r. - sobota

~~Elena~~

-...a kolację zjemy w miejscowej naleśnikarni. Wszyscy wiedzą co i jak? - włączyłam się pod koniec monologu mojej siostry. Mieliśmy zamiar zwiedzać Paryż, gdzie było mnóstwo atrakcji i jeszcze więcej kolejek, więc podzieliliśmy się na grupy, aby wszystko szło sprawniej i szybciej. No, właściwie, podzieliła nas Nicole. A te kolejki to była wymówka, żeby Felix i Molly zostali sami. Tak, właśnie - Nicki Swatka Montero. Postanowiła wytłumaczyć również każdy plan, więc po usłyszeniu, że będę sama z Oscarem wyłączyłam się. Mam nadzieję, że chociaż on słuchał jej paplania, bo inaczej nie rozszyfrujemy tych jej skrótów myślowych.

Widząc, że wszyscy się zbierają także wstałam i skontrolowałam, czy wszystkie potrzebne rzeczy znajdują się bezpiecznie w mojej torebce. Kiedy mój wzrok padł na komórkę miałam ochotę ponownie sprawdzić, czy nie mam żadnych wiadomości od Thomasa. Złudna nadzieja. Chłopak nie odezwał się od naszej wymiany sms'ów nad jeziorem. Nie odpowiadał na wiadomości, nie odbierał telefonów. Trzymałam się myśli, że pewnie jest bardzo zajęty, ale coraz częściej zastępowały ją całkiem inne idee.

-To co, Lenny, idziemy? - nagle przede mną wyrósł Oscar, przerywając tym samym moje rozmyślania.

-Tak, tak, jasne - zapięłam zamek torebki i poprawiłam kapelusz na głowie. Wszyscy inni zdążyli już wyjść, tylko ja bezsensownie wpatrywałam się w telefon. Zauważyłam, że byliśmy podobnie ubrani, ale ja postawiłam na niebieskie nakrycie głowy. - A więc, gdzie idziemy najpierw?

-Miałem nadzieję, że ty mi powiesz - odpowiedział, pokazując mi kartki, które najprawdopodobniej dostał od Nicole. Tak jak się spodziewałam, było tam mnóstwo dziwnych skrótów, znaczków i rysunków. Ta dziewczyna będzie mistrzynią robienia notatek na studiach.

-Myślałam, że słuchałeś - odpowiedziałam niepewnie, a on się do mnie wykrzywił. - Może... pójdziemy na Wieżę Eiffla? - zapytałam, nie mogąc nic odczytać z zapisków siostry.

-Stawiasz na klasykę? - zapytał blondyn.

-To jedyne co na razie przychodzi mi do głowy. Nigdy nie interesowałam się Paryżem - odpowiedziałam, zgodnie z prawdą. Francja nie miała tak ciekawej historii jak inne europejskie kraje. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.

-A więc idziemy zwiedzać Miasto Miłości, nic o nim nie wiedząc?

-Ja tam przystaję przy tym, że to miano powinna nosić Wenecja - odpowiedziałam, ruszając przed siebie. - A co do wiedzy o Paryżu to wiem, że stoi tu Wieża Eiffla, więc tam się udamy.

I się udaliśmy. Z niemałymi problemami, ale po godzinie byliśmy już na miejscu, gdzie zastaliśmy ogromną kolejkę. To jednak nas nie zniechęciło (a może po prostu nie wiedzieliśmy gdzie indziej możemy pójść) i przez kolejne trzy kwadranse czekaliśmy aż nas wpuszczą na ten wielki zbiór prętów i śrubek. Naprawdę nie wiem czym ludzie się tak zachwycają.

~*~ ~*~ ~*~

Na górze się dowiedziałam. Roztaczał się stamtąd widok na chyba cały Paryż. Sama budowla nie była niczym niezwykłym, ale widok za choćby najniższego piętra, zapierał dech w piersiach. Oparłam się o barierkę oglądając z góry całe miasto.

-Pięknie, prawda? - zapytał Oscar opierając się o moje plecy.

-Traci efektywność, kiedy jesteś tak blisko. Odsuń się, Enestad - odparłam, rozdrażniona, kiedy położył dłoń na moim biodrze. Sądziłam, że skończyliśmy z tymi gierkami.

-Spokojnie, piękna, przepraszam - odsunął się i stanął obok. Ucieszyło mnie, że nie kombinował. Nie chciałam tracić tej cieniutkiej nici porozumienia, którą wytworzyliśmy.

Blondyn zniknął na chwilę, podczas gdy ja kontemplowałam krajobraz. Po chwili wrócił i nasunął mi na rękę cieniutką, gumową bransoletkę z napisem PARIS.

-Naprawdę, Oscar? Mogłeś się bardziej postarać - roześmiałam się patrząc na prezent.

-Ej, prawdziwym chybieniem byłoby chyba, gdybyś nie nosiła bransoletek, a przecież nosisz, prawda? - mimo swojej pokręconej logiki miał rację.

-Dziękuję - uśmiechnęłam się.

-Napatrzyłaś się już? Bo ja bym coś zjadł - odezwał się po chwili. Westchnęłam.

-Na górze jest restauracja.

-Strasznie droga.

Ponowne westchnięcie.

-No dobra, chodź - powiedziałam i ruszyłam do schodów, bo winda była pełna jakiś dzieci z wycieczki.

To był jednak zły pomysł. Po kilkudziesięciu stopniach zaczęło kręcić mi się w głowie, a patrzenie w dół tylko pogarszało ból w skroniach. Kiedy wreszcie stanęłam na ziemi, nogi trzęsły mi się tak bardzo, że musiałam usiąść. (A/N ej, to są moje przeżycia, naprawdę)

-Słaba kondycja? Powinnaś trochę poćwiczyć, Montero - odezwał się Oscar, siadając obok mnie. Nie odpowiedziałam, tylko wystawiłam w jego stronę środkowy palec i wróciłam do skupiania się na równych oddechach.

Po kilkunastu minutach udaliśmy się do restauracji, ale kiedy zobaczyliśmy co jest specjałem dnia, od razu wyszliśmy. Nie przepadałam za francuskim, ale miałam z niego czwórkę i doskonale wiedziałam co oznacza słowo escargots*. Znaleźliśmy najbliższy fast food i tam spędziliśmy kolejną godzinę.

Poszliśmy jeszcze do katedry Notre-Dame i odpoczęliśmy nad fontannami przy Luwrze. Mieliśmy w zamiarze odwiedzić jeszcze bazylikę Sacre-Creur, bo była to jedyna atrakcja, którą dało się wyczytać z zapisków Nicole, ale widząc ilość prowadzących do niej schodów, nawet Oscar stwierdził, że to zły pomysł. (A/N i dobrze, bo ja musiałam po nich wchodzić i to na serio nie było przyjemne) Udaliśmy się więc do naleśnikarni, której adres miałam zapisany w telefonie i tam czekaliśmy na resztę, dyskutując o wyższości sorbetów nad lodami.

-I jak? Fajnie było? - zapytała moja siostra, pojawiając się po kilku godzinach z Omarem i Oggie'm. - Nie za dużo miejsc wam tam dałam?

-Nie, było w sam raz - odpowiedział Oscar, z uśmiechem, który tylko ja zrozumiałam.

-A wy? Jak było? Dobrze się bawiliście? - ożywiła się widząc nachodzących Molly i Felixa.

-Świetnie. Wiesz jakich przystojniaków można znaleźć w Ogrodzie Luksemburskim? - na słowa szatynki, Nicole wyraźnie spochmurniała.

-A w tej restauracji była taka śliczna kelnerka, ale nie mogłem się z nią dogadać - dodał Sandman. Widziałam, że Nicki chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała.

Tak właśnie wyszła jej zabawa w swatkę. Już prędzej uznałabym, że ja i Oscar byliśmy na randce, niż ta dwójka. Ale nie byliśmy. Nie, to na pewno nie była randka.

*escargots - ślimaki


_______________________

chciałam napisać ten rozdział 1 września, ale nie miałam weny, a przez cały tydzień byłam zbyt załamana szkolą, żeby coś jeszcze pisać

niedługo najprawdopodobniej to fanfiction się skończy, bo zamkną mnie w psychiatryku

a i w ogóle, to wymyśliłam, że każdy, kto kiedykolwiek skomentował mi jakiś rozdział, dostanie dedykację. zaczynamy dzisiaj. nie wiem czy niektóre osoby jeszcze czytają to ff, ale i tak dostaną dedykację lol

no to do następnego, który mam nadzieję pojawi się szybko

Life is a surprise • o.e • o.rOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz